Za te kilka ulotnych chwil zapomnienia i lekkości Lorie Maxime Murphy przyszło srogo zapłacić następnego ranka.
Ból odczuwała w każdej płaszczyźnie ciała, zarówno fizycznej jak i psychicznej. Okropne uczucie towarzyszyło jej jeszcze zanim zdążyła otworzyć oczy. Nie chciała tego robić, nie chciała znowu próbować uporządkowywać strzępów wspomnień wczorajszego wieczoru. Przez chwilę liczyła, że za chwilę obudzi się w łóżku Lisy, tak jak zawsze po takich imprezach. Coś zakuło ją mocno i boleśnie, gdy zdała sobie sprawę, że to się już nigdy nie powtórzy.
Wczoraj było wspaniale. Wiele dałaby, żeby ponownie znaleźć się w tym stanie i pozostać w nim na zawsze, gdy nie odczuwała już żadnych bolączek, gdy nie pamiętała o nikim ani o niczym, gdy liczyła się tylko ona i tylko chwila obecna. Teraz dużo rzeczy spadło na nią, a ona nie była na to przygotowana.
Uchyliła powieki, krzywiąc się, jakby sprawiało jej to ogromny ból. Obawiała się tego, co zastanie. Nie leżała w swoim łóżku, leżała na kanapie. Rozejrzała się i kilka dobrych sekund minęło, nim zorientowała się, że jest w mieszkaniu Damona. Przez jej głowę przebiegła myśl pełna strachu, bo w końcu nie pamiętała, jak się tutaj znalazła, ale szybko zdała sobie sprawę, że Damona obok nie było, a ona przecież nie leżała w jego łóżku. Najprawdopodobniej jakieś pierwotne instynkty przetrwania kazały jej wczoraj, kompletnie nietrzeźwej, zadzwonić do niego i poprosić o pomoc.
Irytujący dźwięk, który chyba ją obudził, ponownie wypełnił pomieszczenie. Krzywiąc się i chwytając za skroń, zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu dzwoniącego telefonu. Drzwi sypialni otworzyły się i wyszedł przez nie zaspany, niezadowolony Damon, również obudzony dzwonkiem.
- Wyatt? - wychrypiała w słuchawkę, lekko przerażona żałosnym brzmieniem własnego głosu.
- Max? Wszystko w porządku? Dzwonię, żeby się upewnić, bo wiesz, wczoraj trochę chyba zaszalałaś.
Przełknęła ślinę. Nie pamiętała imprezowania z Wyattem, tylko z Daphne w tym dusznym pokoju na górze.
- Um, tak, wszystko okej.
- To dobrze. Wyszłaś wczoraj z jakimś starszym gościem, dlatego się zastanawiałem. No dobra, to widzimy się za jakieś pół godziny, nie?
- Pół godziny? - powtórzyła, nie rozumiejąc.
- Max, dzisiaj pierwszy dzień szkoły. Pamiętasz?
- Cholera jasna.
Wyatt zaśmiał się.
- To chyba dobrze, że zadzwoniłem. Powodzenia, Max.
Spanikowana spojrzała na zegar w telefonie. Rzeczywiście miała pół godziny.
Najpierw duszkiem wypiła pół butelki wody, po czym w gorączce rzuciła się do zbierania swoich rzeczy i ubierania się. Przypomniała sobie o Damonie, przerwała na chwilę, by na niego spojrzeć, nie mając pojęcia, co powiedzieć, bo nie wiedziała co wczoraj robiła i jak się tutaj znalazła. Film urwał się jej niedługo po przyjściu Alana.
Alan.
Wielka gula stanęła jej w gardle. Kolejny problem, z którym będzie musiała się zmierzyć, ale później. Teraz czekała na nią walka z czasem.
- Odwiozę cię - powiedział, zmierzając do łazienki. - Twój samochód został koło domu Grazera. Po twoich lekcjach pojedziemy po niego.
Uniosła kąciki ust, wdzięczna. Nie wiedziała, gdzie skończyłaby dzisiejszego ranka, gdyby nie Damon i nie chciała się nawet domyślać.
CZYTASZ
𝘤𝘩𝘦𝘳𝘳𝘪𝘦𝘴 • 𝘧𝘪𝘯𝘯 𝘸𝘰𝘭𝘧𝘩𝘢𝘳𝘥
Diversos"𝘪𝘵'𝘴 𝘫𝘶𝘴𝘵 𝘤𝘩𝘦𝘳𝘳𝘺 𝘤𝘰𝘬𝘦 𝘪'𝘮 𝘯𝘰𝘵 𝘵𝘳𝘺𝘪𝘯𝘨 𝘵𝘰 𝘨𝘦𝘵 𝘺𝘰𝘶 𝘥𝘳𝘶𝘯𝘬" ─── . ° . • : 🍒 : • . ° . ───