XI.

196 39 19
                                    

|daphne greengrass

               WIEDZIAŁA ŻE TO SEN, ALE ON BYŁ TAK PRAWDZIWY. Musiała się teraz obudzić. Harry od niej uciekł, a ona nie miała mu tego za złe. Zraniła go pierwsza, mówiąc że nie odwzajemnia jego uczuć. Dokładniej rzecz ujmując, to go podle okłamała.

          Nie nazywałaby tego miłością, tak jak on, ale czuła z nim więź. Swego rodzaju nić porozumienia. Czuła też się zrozumiana. Był pierwszą osobą, której powiedziała o Astorii i swoich obawach względem niej.

          Harry Potter był wszystkim czego potrzebowała. Skierowała swoje kroki na zaplecze restauracji, gdzie zawsze trzymała papierosy. Z zniecierpliwieniem przeciskała się przez tańczących ludzi. Gdy już tam dostała, wzięła głęboki wdech. Powietrze w kuchni wydawało się takie czyste.

          Odpaliła papierosa i zaczęła myśleć. Wszystkie te złe wspomnienia. Krew, sąd, kolorowy namiot cyrkowy. Z oczu Daphne popłynęły wielkie łzy. Dym ją otaczał, a łzy płynęły. Poczuła się jak najgorsza osoba na świecie. Taka o którą troszczyła się tylko jedna osoba, a i ona wkrótce ją chciała opuścić. Daphne nie winniła o nic Harry'ego.

          Zgasiła papierosa. Jeśli los tak bardzo lubi z niej drwić, to będzie z niej drwił, ale na jej zasadach. Daphne w podświadomości jednak wiedziała, za to wszystko było skutkiem jej głupich decyzji. Raczej robienia wszystkiego na przekór temu co podpowiadało jej serce.

          Wybiegła z kuchni, szybkim krokiem przedostała się do motelu. Potem delikatnie i po cichu weszła po schodach. Stanęła pełna wątpliwości pod drzwiami do pokoju Harry'ego.
Postanowiła go przeprosić za bycie suką.

          Tak naprawdę nie była niczym innym. Raniła ludzi, których kochała od zawsze. Zostawiła Astorię samą z całym tym rodzinnym dramatem. Całowała Harry'ego, mimo zapewnień, że nie jest w stanie poświęcić dla niego nieszczęsnego życia na Węgrzech. Doprowadziła swoją matkę do śmierci, mówiąc o wszystkim ojcu.

          Chciała zapukać, ale zamiast tego wszystkie nieszczęśliwe wspomnienia uderzyły w nią, sprawiając, że odsunęła się na ziemię. Usiadła pod drzwiami, opierając się o nie i płakała.

          Była w tym momencie taka żałosna. Pozwalała jednak łzom lecieć strumieniem. Musiała je w końcu wypłakać. Kiedyś postanowiła, że zdusi ten smutek w sobie. Szybko okazało się, że to on dusił ją. 

          Po chwili ciszy, utopionej w jej łzach, poczuła jak drzwi się otwierają i jej plecy tracą podporę. Runęła na podłogę. Wylądowała tuż pod stopami Harry'ego. On z kamiennym wyrazem twarzy spojrzał na nią i po chwili pomógł jej wstać.

          — To się nazywa wejście — powiedział.

          Ona się nie odzywała. Tak naprawdę to ją zatkało, gdy tylko zobaczyła jego ponurą twarz i rozczochrane włosy. Nawet nie miała jak uśmiechnąć się na ten widok.

          — Wybacz, że uciekłem.

          Pokiwała głową i wyciągnęła z kieszeni papierosy. Odpalając jednego, weszła do skromnego pokoju. Z smutkiem zauważyła, że wszystkie rzeczy są już spakowane.

          Odwróciła się i spojrzała na niego, zaciągając się gryzącym dymem. Musiała wyglądać jak ostatnie nieszczęście w żółtym świetle motelowej lampy.

          — Płakałaś? — Spytał, a jego głos był aksamitny.

          — Chciałam cię przeprosić — wydusiła z siebie.

          Spojrzał na nią zaskoczony. W takich momentach ludzie majacy coś na sumieniu, próbują zabić otaczającą ich ciszę, by nie słyszeć głosu podświadomości. Zgasiła papierosa o stolik stojący pod oknem pokoju i zaczęła mówić.

          — Przepraszam, że jestem suką. Pomyślałam, że należy mu się jeden dzień w twoich ramionach po latach mojej pokuty. Wiesz co? Rozumiem, że wybrałam złego człowieka w tym celu, ale ty byłeś taki uroczy, troskliwy i... Jesteś jak dom, który opuściłam.

          Patrzył na nią. Tylko tyle.

          — Wiem, że nie jesteś typem jednej nocy — powiedziała. Prychnęła, zdegustowana swoją osobą. — To oczywiście jest cudowne. Byłam samolubna i chciałbym przeprosić.

          Spojrzała na niego, a on nadal się nie odzywał. Zbliżył się do niej odrobinę i wyglądał jakby chciał o coś zapytać.

          — Harry, przepraszam.

          — To tyle? Tylko samolubna chęć poczucia się lepiej tobą kierowała?

          Spytał, a jej serce zadrżało.

          — Tak, ale również coś czego nie potrafię wyrazić i coś czego nie rozumiem.

          Wtedy ją pocałował. Daphne nie czuła się tak wspaniale od dawna.

          — Chciałbym żebyś była szczęśliwa — wyszeptał między słodkimi pocałunkami. Przy okazji ocierając jej łzy z policzków.

          — Nie zasłużyłam — powiedziała, kręcąc głową.

          Westchnął i odgarnął jej włosy z twarzy.

          — Na to nie trzeba zasłużyć, Daphne.

          — Oh Harry... — powiedziała.

          Szybko jednak ją uciszył, przenosząc pocałunki niżej. Na jej szyję. Chciała go powstrzymać, ale na wszystkich bogów to było takie miłe.

          — Oh, Daphne — szepnął.

          Potem pocałował ją znowu i znowu, a następnie szeptał jej imię przez całą noc.

• • •

          Gdy się rano obudziła, Harry leżał tuż obok. Zdecydowanie nie spał. Czuła jego ramiona wokół swojego ciała. Popatrzyła śpiącym jeszcze wzrokiem na jego spokojną twarz i poczuła się okropnie.

          — Muszę dzisiaj iść do pracy — powiedziała.

          Uśmiechnął się smutno. Daphne miała okropne wyrzuty sumienia. Wstała z łóżka zanim Harry zdążył zaprotestować. Ubrała się, czując na sobie jego spojrzenie.

          — Żegnaj, Harry.

          Dopiero teraz odważyła się spojrzeć mu w oczy. Harry podniósł się na łóżku i otworzył usta z zamiarem powiedzuenia czegoś.

          — Proszę, nie utrudniaj tego.

         

GIRL WITH PEARL HAIR ━ daphne greengrass & harry potter ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz