VII.

258 48 14
                                    

|harry potter

                  SPOJRZAŁ NA NIĄ. WIATR ROZWIEWAŁ JEJ WŁOSY W KOLORZE PEREŁ. MUSIAŁ ZAPYTAĆ.

           — Dlaczego?

           Jej spojrzenie napotkało jego twarz i szybko je odwróciła i przeniosła na swoje dłonie.
Poczuł się jak ostatni kretyn, nie powinien wprawiać jej w zakłopotanie.

           — Córki często bywają ślepo zapatrzone w ojców. Nie jestem wyjątkiem, gdy dowiedziałam się o strasznych rzeczach które zrobił zwyczajnie nie dałam rady. W kilka chwil podjęłam kilka dni.

           Powiedziała, było to dla niego tak niespodziewane jak silniejszy podmuch wiatru. W tym przypadku nazwałby to huraganem. Harry chciał w tym momencie zadać więcej pytań, przytulić ją mocno, ale się powstrzymał. Milczał jak dureń. Patrząc na jej przygnębioną twarz. Czuł, że jest okropny. Nienawidził bezczynności. Za każdym razem, gdy nic nie robił czuł się winny stanu rzeczy jaki zastał. Teraz nie wiedział co powiedzieć. Co zrobić. Miał ochotę z tego powodu uderzyć w coś dłonią.
           Zamiast tego poprawił w roztargnieniu okulary.

           — Powiedziałem ci raz, że również uciekam.

           Zaczął mówić, byle zagłuszyć ciszę jaka nastała między nimi.

           — Moi rodzice umarli dawno temu, teoretycznie nie mam nikogo. Jednak to nie prawda. Kiedyś poznałem chłopaka. Miał rude włosy i od razu staliśmy się dla siebie jak bracia. Byliśmy rodziną.

           Daphne spojrzała na niego. Czuł jej spojrzenie na policzku i cieszył się jak dziecko, że udało mu się do niej dotrzeć.

           — Jego rodzeństwo nazwało mnie bratem. Ojciec nazywał synem, a jego matka - Molly zawsze dbała o to bym na studiach nie chodził głodny.

           Harry uśmiechnął się mimo swoje woli rozpamiętując te drobne rzeczy. Pamiętał je wszystkie, choć sami Weasleyowie pewnie nie zwracali na nie uwagi.

           — Rzuciłem te studia i zaciągnąłem się do wojaka. Zawsze czegoś szukałem. Jestem strasznym idiotą, który zawsze pragnie mieć podwyższone tętno. Paintball, polowanie, boks, skok ze spadochronu. Dobre rzeczy które pomagają oczyścić umysł. Nieuzasadniona przemoc budząca twoje pierwotne instynkty. Uzależniłem się od tego. Od adrenaliny.

           Chwyciła go za dłoń. Uśmiechnął się delikatnie.

           — Czemu to mówisz? Nie musisz.

           Spojrzał jej w niebieskie oczy i ogarnął jej jasne włosy za ucho.

           — Żebyś wiedziała, że nie jesteś złą osobą.

           — Nie myślę tak. Uważam, że jestem samolubna Harry.

           — Jestem królem samolubstwa. Zakład?

           Zaśmiali się oboje.

           — Naprawdę chcesz dokończyć tą historię? — spytała i lekko ścisnęła jego dłoń.

           — Tak.

           Daphne położyła głowę na jego ramieniu. Poczuł się w tym momencie tak cholernie dobrze.

           — Uzależnione osoby sięgają po mocniejsze doświadczenia. Ja poszedłem na wojnę, mimo że nikt tego dla nie nie chciał. Molly płakała jakby była moją rodziną matką, a Ron powiedział, że jestem idiotą.
Potem były wybuchy, pustynia, kumple z mojej jednostki. Kilka strzałów i krew.

           Daphne podniosła głowę.

           — Dostałem w udo i brzuch. Nic poważnego na tyle bym umarł na miejscu. Wróciłem do kraju, wyleczyłem rany i wszystko było dobrze. Dopóki wszyscy nie zaczęli pytać jak się czuję. Nie chciałem odpowiadać, bo to był tylko i wyłącznie mój zakichany interes.

           — Znowu uciekłeś?

           — Tak. Trafiłem tutaj. Molly wysłała mi do tej pory trzydzieści smsów, Ron ponad sto. W ostatnim napisał, że nawet jeśli wrócę to nie chce mnie znać. Dlatego jestem tu tak długo. Nie wiem co z tą wiadomością zrobić, co odpowiedzieć przyjacielowi, który się na mnie zawiódł.

           Skończył mówić. Poczuł, że cały ciężar jaki ciążył mu od miesiąca nagle z niego spadł. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się do Daphne.

           — To oni są samolubni. Pokochali cię wbrew twojej woli. Ich wina.

           Powiedziała, a on chciał jej wierzyć. Chciał być tym który niczym nie zawinił. Wiedział, że skłamała, by go pocieszyć.

           Zaśmiał się.

           — Ludzie lubią być kochani.

           — Ja nie — powiedziała.

           Jej mina była śmiertelnie poważna.

           — Zatem musisz mi wybaczyć. Pokochałem cię wbrew twej woli.

           Uśmiechnęła się blado. Pochylił twarz w jej stronę, chciał ją pocałować, bo przecież właśnie to robią zakochani. Zamknął oczy, ale nie trafił na jej usta.

           — Lepiej się odkochaj Harry.

           Otworzył oczy i spojrzał na nią niczego nie rozumiejąc. Daphne po sekundzie wstała i odeszła. Zostawiła go tam samego.

GIRL WITH PEARL HAIR ━ daphne greengrass & harry potter ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz