01. writer

50 9 10
                                    

━ 🔪 

🇼​🇷​🇮​🇹​🇪​🇷​ | ONE

🔪

Apartament na Manhattanie wydawał się w ogóle nie pasować do świata, który znajdował się kilkanaście pięter pod nim. Był spokojny i cichy, podczas, gdy ulice poniżej budynku tętniły życiem, samochody trąbiły na siebie, stojąc w niemiłosiernie długim sznurku, a piesi przemierzali chodniki zamaszystymi krokami, aby poprzez marsz trochę się rozgrzać i nie rozchorować przez przeszywające zimno. Zima tamtego roku dała wszystkim w kość w Nowym Yorku i nie zanosiło się, aby temperatury czy warunki pogodowe miały trochę zelżyć. Śniegu wciąż przybywało, termometry utrzymywały się na minusie, a stacje pogodowe donosiły o możliwościach zamieci, co nikogo nie pocieszało, choć metropolia taka jak Nowy York nie powinna nigdy zamarznąć przez siły Matki Natury.

Właścicielem apartamentu była wschodząca pisarska gwiazda. Michael Clifford wprowadził się tam stosunkowo niedawno. Wydał dopiero trzy książki, a każda z nich okazała się nie schodzić z list bestsellerów New York Timesa przez przynajmniej kilkanaście tygodni. Tydzień temu wydał następną książkę, a Morderca z Manhattanu sprzedawał się tak dobrze, że drukarnie nie nadążały z drukowaniem kolejnych nakładów. Michael nie mógł być bardziej z siebie dumny i chociaż bardzo szybko zyskał popularność, zapraszano go do wielu programów, aby udzielał wywiadów, opowiadał o sobie i o procesach tworzenia książkowych hitów, to na razie dzielnie się trzymał i woda sodowa nie uderzyła mu do głowy.

Tamtego ranka spał jeszcze w najlepsze w sypialni z widokiem na miasto, który był możliwy dzięki potężnej szybie, która stanowiła jedną z czterech ścian pokoju. Blondyn pochrapywał cicho, wtulając twarz w poduszkę na ogromnym łóżku i ostatnie o czym śnił to wybudzenie się i w stanie spod ciepłej pościeli. Jedyne, co mogło mu przeszkadzać to Słońce, która wpadało przez szybę do środka, oświetlając jego twarz, na której pojawił się lekki zarost.

Blondyn wziął głębszy oddech i odwrócił się na drugą stronę, naciągając kołdrę na głowę i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Zeszłego wieczora zdarzyło mu się zabalować i trochę przesadził, wracając przy tym taksówką do domu grubo po trzeciej, ale praca pisarza pozwalała na takie rzeczy i dzięki temu nie musiał się przejmować porannymi nudnościami wywołanymi za dużą ilością wypitego alkoholu czy kacem.

Niestety, jego sen nie miał potrwać za długo, bo praktycznie zaraz po tym jak już odnalazł dogodną pozycję do dalszej drzemki, zadzwonił jego telefon, który w nocy rzucił gdzieś niedbale na podłogę. Dźwięk był niesamowicie irytujący i Michael miał wrażenie, że rozsadza mu czaszkę, ale resztkami sił i chęci zmusił się do tego, aby namacać urządzenie swoimi palcami, po czym na wpół śpiąco otworzył jedno oko, aby nacisnąć zieloną słuchawkę na ekranie smartfona. Dzwonił jego menadżer i Clifford od razu – choć w zwolnionym tempie – zaczął się zastanawiać, o co chodziło i po co wydzwaniał do niego o tak nieludzkiej porze – dla niego nieludzkiej, bo była dopiero dziesiąta.

— Halo...? — spytał sennym głosem, z wyraźną poranną chrypką. Z trudem powstrzymał wiązankę przekleństw, gdy usłyszał w słuchawce klakson samochodu. Skrzywił się tylko i jęknął głośno, aby Tommy wiedział, że nie był w nastroju do rozmów.

— Oho, ile to się wypiło wczoraj, kolego, co? Założę się, że gdyby tylko zapachy przenosiły się przez połączenia to padłbym trupem, gdybyś tylko odebrał szybciej — powiedział jego menadżer i roześmiał się pod nosem.

[soon] trupy w rzece hudson • cliffordOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz