1.1

80 11 35
                                    

          Wiosenny wiatr nieśmiało poruszał zielonymi liśćmi, nieświadomie niosąc ich niepowtarzalną woń przez opustoszały park. Zaspane promienie słoneczne poczęły zaglądać między korony drzew, tworząc figlarne cienie na żwirowej ścieżce. Jednakże dotychczas niewzruszony spokój, jak i harmonia miejsca zostały brutalnie przerwane przez niemy krzyk i serię celnie oddanych strzałów.

          Kruczo-czarna czupryna lśniła zdrowym blaskiem, a zmierzwione kosmyki kleiły się do spoconego czoła. Ciężki oddech odbijał się echem w powietrzu. Brązowooki mężczyzna rzucił broń tuż obok swojej ofiary, następnie zdejmując skórzane rękawiczki. Uprzednio chowając je starannie do kieszeni wyblakłych już jeansów, oddalił się z miejsca przestępstwa. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń przypadkowo napotkanych ludzi, co jakiś czas pogwizdywał cicho. Swoje kroki natomiast skierował do najbliższego supermarketu pod pretekstem zrobienia porannych zakupów.

•.*.• ════ ════ •.*.•
Three Chapters Of Our Lives
•.*.• ════ ════ •.*.•

Chapter one

— Mark, do mnie! — krzyknął osiemnastoletni chłopak, wyciągając rękę ku górze.

          W pełni skupienia analizował każdy ruch drużyny przeciwnej, jednocześnie obserwując aktualne położenie niewielkiej piłki. Zerwał się do biegu w tym samym momencie, w którym Tuan zdecydował się na podanie. Podskoczył, łapiąc piłkę w locie i bez wahania oddał celny rzut do bramki rywali.

— Mamy to! — zaklaskał w dłonie usatysfakcjonowany trener, wstając ze swojego niezbyt wygodnego krzesła.

         Leniwym krokiem podszedł do grupy wykończonych nastolatków, aby pogratulować im, cytując, ,,najlepszego treningu w historii szkoły". Poklepał znacząco po plecach kilku zawodników, tym samym dając im znak, że zostaną wystawieni do gry w pierwszym składzie podczas nadchodzącego turnieju. Następnie kłaniając się delikatnie opuścił salę gimnastyczną.

          Pełni euforii zawodnicy pierwszego składu poczęli skakać oraz krzyczeć, niczym grupa najlepszych przyjaciółek, które dowiedziały się, że jedna z nich idzie na randkę ze szkolnym przystojniakiem. Zebrali się w okręgu, klepiąc wzajemnie po szerokich barkach.

— Idziemy świętować nasz dzisiejszy sukces, panowie? — zaproponował Jisung, szczerząc się.

          Usłyszał zadowolone pomruki, a po chwili spójną, twierdzącą odpowiedź.

— Ja dzisiaj nie mogę, wybaczcie. — zabrzmiał głos Youngjae, powodując chwilę ciszy. Wszystkie pary oczu zostały skierowane w jego stronę. — Mam ważne spotkanie. — przyznał nieśmiało, drapiąc się po karku.

— Mi także nie bardzo pasuje. — wtrącił Mark, kiwając delikatnie głową, jakby chcąc uwiarygodnić swoje słowa.

— Czyżby nasze gołąbeczki miały wspólną randeczkę? Cmok cmok, lizu lizu. — zaśmiał się Johnny. W tym samym momencie oprócz kilku rozbawionych spojrzeń otrzymał kuksańca w bok od Mark'a i cios w tył głowy ze szczególną dedykacją od Youngjae. Jęknął cicho, wciąż się śmiejąc.

— Chciałbyś może dołączyć? — parsknął Jae, podchodząc do swojej torby treningowej, rzuconej niedbale w kąt hali. Zapakował bidon oraz ręcznik, po czym zarzucił torbę na ramię. — Umawiam się z Sooyoung od ponad miesiąca.

— Co?! — usłyszał liczne głosy przyjaciół z drużyny, na co pokręcił głową z szerokim uśmiechem.

— Pstro, idę pod prysznic. Do jutra! — rzucił na odchodne.

          Szybkim krokiem opuścił pomieszczenie, od razu kierując się pod prysznice. Co prawda Choi nie przepadał za kąpielami w szkole, lecz dziś nie miał wyjścia. Wolał narazić się na przeziębienie spowodowane brakiem ciepłej wody, niż na wyjątkowo czuły nos swojej dziewczyny.

          Trzęsąc się z zimna, wytarł swoje ciało miękkim ręcznikiem i ubrał elegancko. Stojąc przed małym, zabrudzonym lustrem, poprawił włosy i założył kolczyki. Wyjął z torby czarne trampki, następnie nasuwając je na bose stopy.

          Chłopak wyprostował się, biorąc głęboki wdech i ówcześnie zbierając wszystkie swoje rzeczy, podążył ku wyjściu z budynku.

          Stresował się.

          Zawsze przed randką z jakąkolwiek dziewczyną czuł nieprzyjemne skurcze żołądka, a jego ręce drżały niekontrolowanie. Kilkukrotnie nawet odwoływał spotkania, nie czując się na siłach, aby spojrzeć swojej kochance w oczy.

— Jesteś zwykłą pizdą, Youngjae! — usłyszał kilkukrotnie, niekiedy obrywając z otwartej dłoni w rumiany policzek. Na samo wspomnienie miał ochotę przejechać chudymi palcami po bladej skórze, którą zdobiły drobne blizny.

          Zamyślony osiemnastolatek nawet nie wiedząc kiedy dotarł na miejsce spotkania. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu długiej blond czupryny, lecz nie zauważając jej nigdzie, postanowił przysiąść na jednej z ławek w pobliskim parku. A raczej jego marnej imitacji. Wzdychając cicho co jakiś czas, obserwował spieszących się ludzi. Jedni wracali z pracy do ciepłego domu, aby spędzić resztę dnia ze swoją rodziną czy drugą połówką. Inni zaś dobrze się bawili w licznej grupie przyjaciół.

          Lecz czy naprawdę posiadanie wielu przyjaciół jest dobre? I czy przede wszystkim te relacje są prawdziwe?

          Z masą podobnych przemyśleń Jae przesiedział na ławce dobre pięćdziesiąt minut. Zaczynając się niepokoić, wybrał numer Sooyoung. Zmarszczył delikatnie brwi, gdy jej komórka nie odpowiedziała. Spróbował ponownie. Powitała go automatyczna sekretarka, wygłaszając swoją niezmienną od ponad sześciu lat formułkę.

— Soo, skarbie, wszystko dobrze? Martwię się, gdzie jesteś? Odezwij się szybko. — zakończył połączenie. Spuścił głowę, przymykając ociężałe powieki.

          Uchylił je z powrotem, gdy poczuł, że stare deski uginają się pod ciężarem czyjegoś ciała. Pełen nadziei spojrzał na ziemię, a konkretniej na buty osoby, która zajęła miejsce tuż obok niego. Jakie było rozczarowanie szatyna, gdy ujrzał męskie, wypastowane na wysoki połysk pantofle.

          Powoli uniósł wzrok, aby móc przyjrzeć się nieznajomemu. Pierwszym co przykuło jego uwagę były zadbane i lśniące (w podobnym stopniu jak jego buty) kruczo-czarne, przydługie włosy. Nastolatek mrugnął kilkukrotnie, zaczynając się zastanawiać w jaki sposób mężczyzna osiągnął taki efekt.

— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. — ciszę panującą między nimi przerwał niski głos, wywołując u Youngjae gęsią skórkę.

— N-nie, przepraszam. — speszony, odpowiedział prędko.

— W porządku. Czekasz na kogoś?

— Tak, a w zasadzie już nie. Umówiłem się z dziewczyną, ale nie przyszła. Naprawdę nie mam pojęcia co zrobiłem nie tak.

— To bardzo niemiłe z jej strony. — przyznał czarnowłosy po chwili zastanowienia. —  Jestem Jaebeom, a ty?

— Youngjae. — chłopak mruknął cicho, odwracając wzrok. — Przepraszam, ale na mnie już czas. — dodał po chwili niezręcznej ciszy, wstając z ławki.

          Mężczyzna dorównał mu kiwając delikatnie głową.

— Mam nadzieję, że szybko sobie wyjaśnicie tę sytuację. Powodzenia. — powiedział. Odwrócił się na pięcie i jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, wolnym krokiem zaczął podążać w kierunku cukierni, znajdującej się na rogu ruchliwego skrzyżowania.

— Dziękuję. — słysząc nieśmiało wypowiedziane słowa, skinął delikatnie, patrząc przez ramię na oddalającą się sylwetkę.

— Jeszcze nie raz mi podziękujesz, Choi Youngjae. — uśmiechnął się szyderczo, szepcząc do siebie.

          Nie zważywszy na sygnalizację świetlną, wtargnął na jezdnię, przecinając ją niczym piorun bezchmurne nocne niebo.

(a/n) dajmy temu szansę

Three Chapters Of Our Lives | 2jae [got7 fanfiction]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz