IV

26 0 0
                                    

Stoję pośrodku łąki. Wygląda niesamowicie. Jestem zachwycony. Wyciągam ręce. Obydwie są całe. Zadbane i gładkie. Biegnę przed siebie. Rozpiera mnie szczęście. Cóż za uczucie! Zaczynam się śmiać. Czuję się spełniony. Ciszę, która nastąpiła po moim wybuchu radości przerywa spokojne, melancholijne nucenie. Podążam za głosem. Dochodzę do błękitnego domku o spadzistym, czerwonym dachu. Zaglądam przez okno do środka. Klamka się poruszyła. Zza lekko uchylonych drzwi ktoś wyjrzał. Twarz tej istoty jest owinięta w pokrwawiony bandaż. Tylko słabo widać jej ciemne oczy.

- Czy można? - Pytam. To delikatnie kiwa głową. Wchodzę do środka. Rozglądam się po pomieszczeniu. W pokoju są trzy krzesła. Dwa naprzeciw kominka, jedno przy oknie. Postać bez twarzy wskazuje na miejsce koło paleniska. Usiadłem. To też usiadło. Przysuwa się ze swoim siedzeniem bliżej mnie. Chwyta moją twarz w swe zimne dłonie. Teraz wyraźniej widzę oczy tej istoty. Jest w nich coś urzekającego. Mają kolor ciemnopiwny. Zaczęło badać uważnie moje oblicze dotykiem. Odsunęło ręce i wstało. Poszło po szklankę i nalało do niej jakiegoś płynu. Wyjęło coś małego z kieszeni i wrzuciło do napoju. Podchodzi do mnie i łapie za brodę. Jestem przerażony i chcę krzyczeć, ale nie mogę. Nie jestem zdolny do żadnego ruchu. To wlewa we mnie mieszankę nietypowych smaków. Przełykam to. Czuję też coś metalowego w moim gardle. Już mogę się ruszać. Spokojnie wstaję z krzesła i dziękuję za gościnę. Wychodzę. Jestem już przed domkiem. Siadam na ławce koło niego. Patrzę w czyste niebo i wdycham z rozkoszą swąd przypalonego ludzkiego ciała. Błękitna chatka z czerwonym, spadzistym dachem jest teraz wielkim ogniskiem. Krzyk. Okropny krzyk. Budzę się.

DrezynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz