5

6 1 0
                                    

- Pojedziemy w stronę południa i będziemy jechali tylko po szycie dnia, gdy słońce będzie świecić nam w plecy. Jeśli ktoś będzie czekał z przodu, nie zobaczy nas od razu, bo słońce będzie mu świecić w oczy — Tłumaczył Galot, gdy chował miecz do pochwy z boku siodła. Wskoczył na swojego konia i pokazał Samboi, aby też to uczyniła.
Dziewczyna wskoczyła na swojego wierzchowca i spojrzała na swojego mentora.

- Możemy jechać. Małe prawdopodobieństwo, że ktokolwiek jest w okolicy — Powiedział mężczyzna i ruszył powoli przed siebie. Dziewczyna pojechała za nim i rozglądała się dookoła. Trzymała się maksymalnie 10 metrów od jeźdźcy. Jeżeli zapamiętała cokolwiek z nudnych wykładów, które jej robił, podczas gdy ona biegła piętnaste kółko wokół polany, to ma się podczas jazdy utrzymywać dystans, a w razie wypadku uciekać. Patrzyła na plecy mężczyzny i przekrzywiła głowę delikatnie w prawą stronę, zobaczywszy księżyc wyszyty pod kapturem.

- Każdy jeździec ma księżyc na płaszczu? - Zapytała po chwili. Miała nie zadawać głupich pytań, ale to chyba nie było aż tak idiotyczne.

- Tylko najwyżsi rangą mają wyszywane. Tylko garstka, czyli dokładniej mówiąc ośmiu w całym królestwie — dziewczyna pokiwała głową i spięła łydkami boki konia, aby przyspieszył. Jechali w ciszy przez jakiś czas, aż Galot uniósł dłoń do góry, dając znak Samboi, aby się zatrzymała. Ściągnęła lejce, a Andrea stanęła w miejscu.

Starszy mężczyzna wyprostował się w siodle i zaczął nasłuchiwać. Nastolatka zmarszczyła brwi lekko i spojrzała na mentora niczym zaciekawiony psiak.
- Co robisz? - zapytała cicho.

- Ktoś za nami jedzie. I to nie jedna osoba. Załóż kaptur — sam też to uczynił i powoli zaczął jechać we wcześniej obranym kierunki. Samboja poszła w jego ślady, ale tak jak przedtem utrzymywała dystans kilku metrów. Mężczyzna trzymał na swoich kolanach długi łuk z nałożoną strzałą, który pokazał jej dzień wcześniej.

***

- To jest typowy łuk jeźdźcy — zaczął Galot i pokazał jej broń. Łuk był z ciemnego drewna, a na miejscu, w którym się go trzyma, był obity skórą. Nałożył na cięciwę strzałę, której grot był srebrny, a lotka wyglądała jak z pióra gęsi, o ile dobrze pamiętała z książki, którą musiała przeczytać.

Jej nauczyciel wskazał na drzewo oddalone o około dwieście metrów, na którym wisiała tarcza i w nią strzelił, trafiając idealnie w środek koła.

- To było... imponujące — uśmiechnęła się dziewczyna i poszła po strzałę. Rozejrzała się, kiedy była kilka kroków od tarczy i wzięła strzałę do ręki. Wróciła powoli do Galota, który do końca dnia uczył ją strzelania, co nie szło jej zbyt dobrze.

***

Dotarli już do granicy lenna, a Galot wskazał na mały drewniany domek.

- Jedź tam — rozkazał - Jedź i nie oglądaj się za siebie. Ja wam kupię trochę czasu, abyście zdążyli uciec.

Zanim dziewczyna zdążyła odjechać, na wrogów poleciał tuzin strzał, trafiając celnie każdego. Samboja niezbyt wiedziała, co się dzieje i z kim miałaby uciekać, ale pojechała w stronę domu. Przy bramie czekał inny jeździec. Rozpoznała go po czarnym płaszczu, długim łuku na kolanach i pochwie z mieczem przy siodle. Kiedy tylko ją zobaczył, wskazał ręką, aby za nim jechała, a sam przyspieszył do kłusu, a nastolatka była zmuszona poczynić to samo.

Z tyłu słyszała dźwięki wali i zmuszała się, aby nie spojrzeć, chociaż kątem oka w tamtą stronę. Galot ciągle powtarzał, że musi się nauczyć opierać pokusie, ale to było za silne. Odwróciła głowę do tyłu, ale szybko tego pożałowała. Jej nauczyciel walczył mieczem z pięcioma wrogami, a jego ubrania były poszarpane i nasączone szkarłatną cieczą. Ledwo trzymał się w siodle, ale dotrzymywał obietnicy. Kupował im czas.

Dziewczyna spięła mocniej konia i jeszcze bardziej przyspieszyła. Nie spędziła dużo czasu z jeźdźcem, ale wiedziała, że jeśli ten umrze, to będzie go jej brakować. Wjechali do kolejnego lenna, a tajemniczy mężczyzna zatrzymał się na środku drogi.

- Lepiej pozostawmy konie — zsiadł ze swojego rumaka, a Samboja poczyniła to samo.

- Musimy je zostawiać? - Zapytała cicho i pogładziła szyję konia.

- W tym zamku nie tolerują koni — wskazał na oddalony o jakiś kilometr mur.

- Kim jesteś? - Zapytała nastolatka, a mężczyzna przed nią zdjął kaptur. Ukazała się jej oliwkowa twarz młodzieńca. Dałaby sobie rękę uciąć, że to jakiś 30-letnia osoba, a nie chłopak, który wyglądał na 19-naście lat. Miał zielone oczy otoczone gęstymi rzęsami, zgrabny nos i małe usta, a na czoło opadały ciemnobrązowe loki.

- Jestem Ancel, rok temu zakończyłem szkolenie na jeźdźce. Ty jesteś Samboja, prawda?

- Tak... Samboja.

- Więc — Zaczął historię chłopak i skierował się w stronę zamku, a dziewczyna, chcąc nie chcąc ruszyła za nim — Dwa dni temu dostałem wiadomość od Galota, że ma ucznia, co mnie zdziwiło, bo on nigdy ich nie brał, ale mniejsza. Napisał tam, że będzie cię chciało odzyskać twoje królestwo, nie wyjawił czemu.

- Jestem księżniczką, ale on dowiedział się o tym dzisiaj — przerwała mu dziewczyna — Mów dalej.

- No to skądś to wiedział. Napisał tam, że mam każdego dnia być przy tym domu, a jeśli go zobaczę to mam cię zabrać i uciekać tutaj. W tym zamku, chociaż to nie jest zamek, tylko dwór, w którym mieszka Baron razem z jego służbą i poddanymi w lennie. Ja tutaj służę, więc zwrócił się do mnie, a poza tym tutaj nie da się odbić kogoś, kto jest pod ochroną Barona. No i do tego dają tutaj pyszne strawy.

- Dziękuję za informacje Ancel — mruknęła ponuro dziewczyna. W jej głowie pojawiały się czarne myśli dotyczące jej nauczyciela, bała się, że zginął. Weszli za mury i nim zdążyli pokonać połowę drogi do wejścia, na teren wbiegło dwóch rycerzy.

- Mamy rannego! Znaleźliśmy go przy granicy lenna — dziewczyna pełnia nadziei, że to jej nauczyciel, odwróciła się i zobaczyła tam...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 02, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jeźdźcy  cienia |Czas być sobą|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz