cz. 1

2 0 0
                                    


„Przyszłość należy do tych, którzy posiadają najdłuższą pamięć". – Fredrich Nietzsche

Świat stał się strasznie zatłoczony i aby wszyscy znaleźli tu dla siebie jakieś miejsce, musimy nauczyć się funkcjonować razem.

Ale czy to będzie możliwe?

To nie są zwyczajni ludzie. Ich historia też nie jest zwyczajna.

1903

Rozległo się pukanie.

Ktoś uderzał w drewniane drzwi starej twierdzy zakonu. Po chwili dźwięk nienaoliwionych zawiasów przedarł się przez panującą ciszę. Mnich wszedł do środka. Co zaskakujące, mimo ciszy przeszywającej pomieszczenie, nie było słychać jego oddechu.

- Przepraszam, że zakłócam ci spokój –przybysz zwrócił się do odwróconego tyłem mistrza stojącego tuż przy dębowym stole.

Ciemne stare płaszcze zakrywały obie ich sylwetki. W powietrzu czuć było zapach palących się pochodni oświetlających komnatę.

- Mam nadzieję, że nie przychodzisz z pustymi rękami. – zza zniszczonego kaptura rozległ się gruby, zachrypnięty głos.

-Nawet bym nie śmiała.

Po chwili wyciągnęła rękę, trzymającą zwój. Jej dłoń przypominała szkielet. Długie zakrzywione i żółte paznokcie wyróżniały się na tle białego papieru. Postać przed nią odwróciła się powoli w jej kierunku, a kiedy ujrzała jej rękę ledwo widocznie uśmiechnęła się.

- Dobra robota. – zabrała zwój. Jej ręka wyglądała podobnie – Wydaje mi się, że to chyba nie było łatwe. Jak on sobie radzi?

- Dalej jeszcze się nie otrząsnął. Minie trochę czasu zanim wróci do siebie.

- Przynajmniej tego mamy pod dostatkiem. – postać schyliła głowę przyglądając się zwojowi, który trafił do jej rąk.

Teraźniejszość

Westfield

Obudziłam się nagle. Rozejrzałam dookoła szybko oddychając z ulgą uświadamiając sobie, że znajduje się w moim pokoju. Dopiero po chwili dotarł do mnie głośny dźwięk, który dzwonił już od pewnego czasu. Przetarłam oczy i powoli usiadłam na łóżku. Cały czas nie mogłam pozbyć się dziwnego przeczucia, które towarzyszyło mi od wczoraj. Mój dzisiejszy sen tylko je wzmógł.

Biegłam przez las. Był pełen starych, grubych drzew, pnączy. Panicznie przed czymś uciekałam. Nie wiem przed czym ale byłam śmiertelnie wystraszona. Co chwila odwracałam się patrząc za siebie. Czułam jak kolce z krzewów, przez które starałam się przedrzeć, ranią moją skórę. Dziwne dźwięki za moimi plecami przybierały na sile. Przyspieszyłam, jednak kiedy tylko znowu spojrzałam przed siebie przede mną pojawiła się kobieta. Miała trupio bladą twarz, a jej włosy były prawie tak samo jasne. Upadłam na ziemię. Czułam jak serce szybko biło mi z przerażenia, pod rękami poczułam mokrą leśną ściółkę. Kobieta przerażającym wzrokiem wpatrywała się wprost we mnie.

Otrząsnęłam się z tego dziwnego uczucia. Spojrzałam na telefon, na którym widniała godzina 9:22.

Cholera! Tylko nie to! Nie wierzyłam, że znowu byłam spóźniona. Do tego miałam milion nieodebranych widomości od Emmy. Świetnie, przecież ona mnie zatłucze.

Kliknęłam w widomości.

Emma 8:50

Już jesteśmy w drodze! Będziemy u ciebie za jakieś 10 minut. :*

PrzebudzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz