Obudziłam się, czując zimne ręce na swoim brzuchu. Tak mnie to przestraszyło, że dosłownie spadłam z łóżka. Zamiast pomocy, otrzymałam śmiech Johna. Popatrzyłam na niego groźnie.
– Sto lat Natalie – powiedział nagle.
– Znów zapomniałam, że dziś mam urodziny. Dziękuję – odpowiedziałam.
– Dziś wracają Zack i Liam z twoim prezentem – uśmiechnął się.
– Prezentem? Jakim? – spytałam, patrząc na niego maślanymi oczkami.
– Niedługo się dowiesz, mała – zaśmiał się – a teraz chodź na śniadanie.
Już nic nie odpowiedziałam, tylko ruszyłam za nim prosto do kuchni. Nie myślcie sobie, że nagle zmieniłam o nim zdanie. Dalej trzymam się mojego planu i wcale nie lubię Johna. Jak można czuć sympatnię do kogoś, kto cię w pewnym sensie uprowadził i podniósł na ciebie rękę?
Gdy weszłam do kuchni, zobaczyłam gotowe jedzenie. A to cwaniak...
Bez słowa usiadł, gestem dłoni zapraszając mnie do stołu lecz ja zdecydowałam się usadowić się mu na kolanach. Widocznie go to zadowoliło, ponieważ odrazu poczułam jego ręce owinięte wokół talii. W ten sposób zjedliśmy pyszne śniadanie, które przygotował. W końcu John spróbował się do mnie zbliżyć i pocałować, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Dzięki Bogu.
Byli to Zack i Liam.– Wszystkiego najlepszego! – krzyknęli równocześnie.
– Prezent czeka w ogrodzie – odparł wciąż zdenerwowany na mnie Liam.
– Dziękuję, ale zanim tam przejedziemy mogę cię prosić na słówko? – poprosiłam z nadzieją chłopaka.
– Dobra – powiedział, po czym przeszliśmy na bok.
– Nie gniewaj się już na mnie. Zrozum to, że jestem tu przetrzymywana i logiczne jest to, że chciałam uciec. Kto normalny by nie chciał? – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
– No okej... Przepraszam, nie chciałem cię wtedy uderzyć. John jest dla mnie jak brat i puściły mi hamulce. Wybacz mi to – odpowiedział.
– Rozumiem, wszystko w porządku. Chodźmy. – wróciliśmy do Johna i Zacka, którzy byli lekko zdziwieni.
– Dobra, może poszlibyśmy wreszcie do tego ogrodu? – rzekł jeden z nich.
Wychodząc na zewnątrz, zauważyłam ślicznie ozdobione pudełko. Leżało spokojnie na ziemi. Chłopacy patrząc na mnie, dali mi znak żebym otworzyła. Nie czekając ani chwili dłużej, podeszłam do prezentu i jednym sprawnym ruchem je otworzyłam. To, co w nim zobaczyłam, totalnie mnie zatkało. Ukazał mi się maleńki piesek, rasy York. Widząc mnie, ucieszony od razu skoczył na moją osobę. Był cudowny.
– Dziękuję – pisnęłam z radości, a oni się tylko uśmiechnęli.
Takiego prezentu, się nie spodziewałam. To, że dostałam wymarzony prezent, nie zmienia jednak faktu, że będę próbowała stąd uciec. Muszę się wydostać. Cieszę się z psiaka lecz wolność jest ważniejsza.
– Robi się zimno, lepiej wejdźmy do domu – stwierdził Zack.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Oczywiście zabraliśmy pieska ze sobą.
– A więc, jak chcesz go nazwać? Może John? – zaśmiał się Liam.
– Bardzo śmieszne – odparł imiennik lekko urażony.
– Nazwę go Leo – powiedziałam z iskierkami w oczach.
– A może Liam? – wypowiedział John i uśmiechnął się ironicznie.
– Nie, zostaje Leo i koniec – oznajmiłam.
Nie musiałam długo się zastanawiać nad tym imieniem. Uznałam, że zwierzątko będzie moim towarzyszem niedoli. Jego mądre oczy skojarzyły mi się z inteligencją Leonadra da Vinci. Tak, to odpowiednie wsparcie jakiego potrzebowałam. Im dłużej się na niego patrzyłam, tym bardziej się zastanawiałam dlaczego chłopacy przygotowali mi prezent, mimo że nie musieli. Przecież i tak jestem traktowana jak zabawka, to o co tu chodzi? Dla Johna jestem tylko kolejną dziewczyną, która jest na jego każde skinienie.
Muszę się dowiedzieć kim w ogóle oni są. Młodzi, mają własny dom, auta i bardzi groźnie wyglądają. Mój ojciec się ich bał, więc pewnie to nie są zbyt ciekawe osobistości. Spojrzałam na ich twarze i ręce. Żaden nie trzymał telefonu, więc możliwe, że będę miała szansę się czegoś dowiedzieć.
- Idę do toalety - powiedziałam i spojrzałam na mojego głównego oprawcę.
Skierowałam się do części, gdzie są sypialnie i weszłam do tej zajmowanej przez Liama. On chyba najbardziej mi tutaj sprzyja. Rozejrzałam się po pokoju. W sumie nic nie zwróciło mojej szczególnej uwagi, więc zaczęłam od przeszukania szafki nocnej. Poza nieistotnymi rzeczami, takimi jak jakieś tabletki i śmieci nie znalazłam nic ciekawego, ale wiedziałam, że musi coś być, co by mi podpowiedziało kim są i czym się zajmują. Rzuciłam okiem na szafę i uznałam, że może tam być coś ciekawego. Otworzyłam oba skrzydła i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zamiast ubrań znalazłam najróżniejszego rodzaju broń. Od noży i mieczy, przez broń palną po kusze. Tak się skupiłam na swoim odkryciu, że nie usłyszałam dźwięku otwieranych drzwi i zbliżających się kroków. Dopiero w momencie, kiedy ktoś wykręcił mi ręce i zasłonił usta, uświadomiłam sobie co się stało.
Zostałam przyłapana.
CZYTASZ
I'm not yours
RomanceNigdy nie sądziłam, że moje życie jest niewiele warte, zostało wycenione na kilka tysięcy długu mojego, jak mi się wydawało ojca, który jako rodzic powinien mnie chronić. Jednak dla niego spokój i brak oddechu śmierci na plecach był ważniejszy niż j...