GeraltxJaskier - "Na zawsze razem"

1.4K 137 43
                                    

(Jaskier)

Zakochałem się w mężczyźnie, z którym nie miałem przyszłości. Nawet składając prośby do bogów nie znałem litości okrutnego losu. Co noc wysyłałem płaczliwe błaganie, lecz gdy przychodził świt. Brzask ranił moje załzawione oczy, musiałem iść dalej w drogę bez celu. Po prostu za nim, tym który mnie spętał niewidzialnymi więzami i skalał na zawsze serce drżącymi modlitwami. Żeby ten jeden raz na mnie spojrzał, aby choć pojedyncze słowo wyrzekł, obrócił w popił zmartwienia i przyrzekł, że szczęśliwy wyjdę z naszej tułaczki. Wyłącznie tyle pragnąłem, a jednak zbyt wiele, kiedy ta miłość skierowana była do wiedźmina. Mogłem tylko w głowie układać scenariusze, w piosenkach zapisywać uczucie i nocami przyglądać się jego spokojnej twarzy pogrążonej we śnie, kiedy ognisko dogasało zwiastując ciemnicę. Dla jednych byłoby to zbyt mało. Dla mnie wystarczające, bo mogłem kochać nieszczęśliwie, póki żyłem. Bo potrafiłem wykrzesać w sobie uśmiech, iż wierzyłem, że nawet, jeśli ten świat nie ofiaruje mi jego, to może przyszłe wcielenie już tak. Naiwna wiara prostego barda. Piękne marzenie niekochanego Jaskra.

- Geralcie, daleko jeszcze do tej wioski?...Mamy piękną pogodę...Czy stałeś się niemową, gdy na ciebie nie patrzyłem? – zaśmiałem się, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

- Nie.

Proste słowo, brak spojrzenia dumnego jeźdźca pięknej, karej klaczy. Tyle dostawałem za całą lojalność jaką mu okazywałem. A przecież nie potrzebowałem zbyt wiele. Nie oczekiwałem pompatycznych słów, czułych gestów. Przez wszystkie lata, w których mu towarzyszyłem jedyne czego pragnąłem to choć śladowego zainteresowania. Przystanąłem na środku szlaku. Czy gdybym teraz się oddalił zauważyłby to? Zawsze ja za nim podążałem. Niczym wierny pies szedłem krok w krok. Nie otrzymując nic w zamian poza pogardą. Jak bardzo musiałem zgrzeszyć w poprzednim życiu, że tak okrutnie ze mną pogrywano? Może i mnie ktoś, kiedyś pokochał, a ja to zignorowałem. Zabiłem miłość, aby w tym wcieleniu usychać bez kropli czułości. On dalej jechał. Nie oglądał się za mną, więc podjąłem decyzję. Ruszyłem dalej, a na rozwidleniu wybrałem inną drogą. On poszedł na prawo, a ja na lewo. W końcu mogłem kochać bez widoku jego twarzy. Miłować bez zapachu jego skóry. Tęsknić bez wiary, że on to odwzajemni.

Szedłem nieznanym szlakiem. Piękne, wiosenne niebo nie liczyło, ani jednej chmury. Latające po nim ptaki cieszyły się promieniami słońca oraz spokojem. Co jakiś czas mijałem jakiś wóz kupiecki. Proszono mnie wtedy, abym za parę monet pograł im dla poprawienia humorów. Ile miałem radości uderzając w struny lutni. Głos mój był czysty, bo w euforii, że ktoś chciał słuchać moich przyśpiewek. A gdy urokliwa niewiasta brała udział w tym orszaku, to i balladę miłosną mogłem odegrać. Roniła wtedy tak dziewka łzy rzęsiste i wtulała się w ramiona ukochanego dziękując za szczęście, że żyła w dobrobycie, bo w miłości. Zazdrość chwytała mnie wówczas za gardło. Z trudem wydobywałem z siebie kolejne dźwięki. Jej kościste paluchy zaciskały się mocniej na gardle i dusiły tymi wszystkimi wspomnieniami, w których byłem odrzucany. Przyjąłbym te odmowy, gdyby tkwiła w nich agresja, współczucie, obrzydzenie – jednak wiedźmin jedyne czym mnie obdarzał to obojętność.

Niczego bardziej się nie bałem niż tego braku uczuć. I choć wiedziałem, że to był tylko mit, iż nic nie czuł. To czasami zastanawiałem się, czy nie próbowałem sam siebie oszukać. Jednak wtedy przyłapywałem go na zwykłych ludzki gestach, niewielkich uśmiechach, bądź niezadowolonych grymasach...i kochałem mocniej. Będąc światkiem tak rzadkich cudów uzależniałem się od nich, aż w końcu kończyłem po uszy zatopiony w atramencie oraz pergaminach tworząc nowe pieśni na jego cześć. Sławiły imię Geralta, tworzyły legendę z dotąd nieznanego wojaka i niszczyły tą maskę potwora, którą nałożyli mu prości ludzie. Bo znali tylko jedną jego twarz, a ja wszystkie. Czytałem z niego niemal jak z księgi. Umiałbym odtworzyć każdą jego reakcję z myśli. Tak działał człowiek w miłości. Widział tylko ukochaną osobę. Nawet, gdy urzeczony wpatrywał się w lustro nie dostrzegał własnego odbicia, a oczy umiłowanego człowieka. Ja za każdym razem musiałem unieś palce do twarzy. Dotknąć jej niepewnie, by przełamać ten czar. Ujrzeć w sobie Jaskra, a nie tego którego pragnąłem.

Do końca razem (Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz