ROZDZIAŁ 3: Ruby

20 2 2
                                    

Wbiłam spojrzenie w starszego mężczyznę. Mógł mieć około czterdzieści lat, choć nie byłam tego pewna. Wyglądał dobrze. Był zadbany i nosił się pod czerwonym krawatem, i dopasowanym, zapewne kosztownym, garniturem. 

— Clementine Williams, jak sądzę? — spytał, uśmiechając się miło. Opierał się biodrem o biurko, w rękach trzymał telefon komórkowy i odwracał głowę w moją stronę. 

— Tak. 

— Cieszę się, że zdołałaś trafić do klasy. W tej szkole łatwo się zgubić — stwierdził, po czym poprosił mnie do siebie krótkim gestem. — Nazywam się Alan Collins i od dzisiaj jestem Twoim wychowawcą. Gdyby działo się coś złego, nie bój się o tym powiedzieć. Jestem tutaj po to, żeby Ci pomóc, rozumiesz?

Przytaknęłam, chcąc jedynie pójść do wolnej ławki. Czułam, że wszyscy mi się przyglądają. Byłam też niemal pewna, że słysząc słowa Collinsa, większość uśmiechnęła się z politowaniem. Przypomniałam sobie o tym, co mówił Symere: Nie wychylaj się. Dobrze dobieraj przyjaciół. Nauczyciele nie pomogą. Lepiej z nikim nie zadzieraj.

— Możesz usiąść, Clementine. 

Uśmiechnęłam się krótko w jego stronę i szybko przemknęłam przez szereg ławek. Uniosłam swoje spojrzenie dopiero przy wolnej ławce, gdzie od razu usiadłam, odkładając swój plecak. Zaczesałam włosy w tył, odetchnęłam cicho i poprawiłam okulary przy nosie. Zerknęłam niepewnie po wszystkich w klasie, dostrzegając w ostatnich ławkach Diego, Jamesa, Molly i Nathana. 

Zmarszczyłam się mimowolnie. Nie sądziłam, że ich tutaj zobaczę. Nie wspomnieli w łazience, mimo że Lucy o to pytała, że chodzimy do tej samej klasy. Oparłam brodę o nadgarstek, odwracając wzrok w momencie, gdy James Higgins przechylił głowę w moją stronę. Jego spojrzenie wciąż było zimne i karcące. 

— Zaczynamy lekcję — odezwał się Alan Collins. — Włączcie komputery. 

Co? Jakie komputery? 

Rozejrzałam się wokół, obserwując jak każdy z uczniów prostuje się w ławce, a potem sięga dłonią pod blat. Zrobiłam to samo, wyczuwając pod palcami zgrubienie, i niewiele myśląc, docisnęłam opuszki, a wtedy usłyszałam mechaniczny dźwięk. 

— Czad, co? — Zerknęłam w stronę chłopaka, który odwrócił się do mnie przez ramię. — Takie bajery tylko w Marlborough. 

— Mhm — mruknęłam, wbijając spojrzenie w ekran, który wysunął się z biurka po wciśnięciu guzika pod ławką. Niepewnie dotknęłam płaskiej klawiatury i wcisnęłam enter, a ekran rozbłysnął jasno, prezentując dumnie logo Marlborough. 

— Jestem Jude — dodał, obdarzając mnie szerokim uśmiechem. 

— Clementine — odparłam krótko, a widząc mój brak zainteresowania, Jude zmierzył mnie wzrokiem i się odwrócił. 

Powstrzymałam się od westchnięcia, a potem spojrzałam wnikliwie po ekranie, zaczynając stukać palcem w szereg folderów. Od zawsze byłam ciekawska, więc nie czułam, że robię źle. Kliknęłam w folder o nazwie: Ruby.

Gorączkowo przycisnęłam palce do drżących ust, jakby miało to zagłuszyć mój niemy jęk, gdy przyglądałam się perwersyjnym fotografiom, zamkniętym w folderze. Spięłam się tak mocno, że bardzo prawdopodobne było, że moja skóra zaraz pęknie. Przeklikałam jak najszybciej resztę zdjęć, rozpoznając niektóre twarze: Jayden Bartlett, Symere McCollum, James Higgins, i zamknęłam folder. 

Czemu ktokolwiek trzymał w szkole takie zdjęcia? I dlaczego folder podpisano Ruby? Czy tak nazywała się naga, zakrwawiona dziewczyna, leżąca kolejno przed Bartlettem, McCollumem i Higginsem? Najdziwniejsze było jednak to, że młoda kobieta uśmiechała się wyzywająco w stronę obiektywu, jakby czerpała z tego jakąś chorą satysfakcję. 

Oparłam plecy o krzesełko, wypuściłam z ust gorący oddech i przełknęłam ślinę. Czułam, że mój żołądek skurczył się mimowolnie, a wszystko, co zjadłam rano, bulgocze nieprzyjemnie.

Próbowałam nie zerkać w stronę Jamesa, czując przy sobie jego zimne, karcące spojrzenie.

— Jude — szepnęłam w stronę chłopaka, który siedział przede mną. Ten odwrócił się do mnie, uśmiechając się wesoło, jakby zadowolony z tego, że się do niego odezwałam. — Kto tutaj wcześniej siedział? 

Jego uśmiech zniknął, a ja obserwowałam jak Jude kuli się w sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. 

— Dlaczego o to pytasz? — wykrztusił, próbując się uśmiechać. 

— Tak po prostu — skłamałam. — To jedyna wolna ławka w klasie — zauważyłam rzeczowo i wzruszyłam ramieniem. — Myślałam, że zajęłam komuś miejsce. 

— Nie — powiedział. — Tutaj nikt nigdy nie siedział.

Czułam, że Jude kłamie, ale nie zamierzałam go dalej wypytywać. Wiedziałam, że nie powiedziałby niczego obcej dziewczynie, a ja byłam zaledwie świeżakiem, który próbował się czegoś dowiedzieć. Uśmiechnęłam się do niego miło i przyjaźnie, ignorując zimny pot, który pokrył moje czoło. 

Działo się tutaj coś naprawdę popieprzonego. 

■■■

— W piątek jest impreza. — Lucy uśmiechnęła się w moją stronę i wzięła kolejny gryz swojego czerwonego jabłka. 

— Higgins zawsze robi dobre imprezy — dodała Molly. 

Popatrzyłam po dziewczynach i wzruszyłam lekko ramieniem, wbijając widelec w makaron z sosem. Kupiony w szkolnej stołówce obiad wyglądał dobrze, ale nie byłam głodna, dlatego mieszałam widelcem w jedzeniu. 

— Nie dostałam zaproszenia — odparłam krótko. 

— Wcale nie musisz mieć zaproszenia. — Lucy zaśmiała się krótko i pokręciła głową. — Po prostu przychodzisz i dobrze się bawisz. I zapomnij o tym, żeby ubrać golf, dziewczyno. 

Uniosłam brew. Wcale nie zamierzałam ubierać niczego takiego, ale nie miałam też planów przychodzić z głębokim dekoltem. To do mnie nie pasowało. Zdawałam sobie jednak sprawę z tego, że nie mogłam pojawić się u Higginsa w bluzie i jeansach. 

Poczułam wibracje mojego telefonu komórkowego, więc odłożyłam widelec, zerknęłam po dziewczynach, a zaraz potem po niego sięgnęłam. Odblokowałam komórkę przyciskiem i spojrzałam po ekranie, widząc wiadomość od kogoś, kogo numeru nie miałam w Kontaktach.  

Od 1-213-111-1111: Słyszałem, że potrzebujesz specjalnego zaproszenia, żeby przyjść w piątek, więc właśnie Cię zapraszam. Mam nadzieję, że to wystarczy. 

Oderwałam wzrok od telefonu i rozejrzałam się po stołówce, zatrzymując spojrzenie przy Higginsie, który patrzył w moją stronę. Potrząsnął delikatnie telefonem, jakby chciał potwierdzić, że to on wysłał do mnie SMSa, a potem odwrócił głowę i wrócił do rozmowy z Diego. 

Zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak zdobył mój numer, ale uznałam, że dla kogoś takiego jak Higgins nie było to trudne. Dodałam go do Kontaktów, podpisując imieniem i nazwiskiem. 

Do James Higgins: Wystarczy. Dziękuję. 

— Bądź ostrożna. — Głos Lucy sprawił, że oderwałam ręce od telefonu. — Higgins lubi nowe uczennice. Wiesz, świeże mięso.

— Tak, a Lucy jest wtedy cholernie zazdrosna — dodała ze złośliwym uśmiechem Molly. Brunetka przechyliła się w moją stronę i oznajmiła: — Rok temu byli razem, dlatego Lucy trochę świruje, kiedy widzi, że Higgins się kimś interesuje. Dla niego to koniec, dostał to, czego chciał, ale Lucy nadal ma nadzieję, że James do niej wróci. 

— Gówno wiesz, Molly — warknęła Carrey i przechyliła głowę w bok, wbijając zimne spojrzenie w twarz dziewczyny. — A może teraz porozmawiamy o Tobie? Może powiesz naszej nowej koleżance o tym jak będąc z Nathanem, pieprzysz się z Jaydenem? 

Zacisnęłam usta w wąską linię. Nie spodziewałam się tego, że będę świadkiem takiej wymiany zdań. Nie chciałam w ogóle tego słyszeć, a tym bardziej widzieć jak Molly zaczyna się czerwienić, a potem bierze swój napój i wylewa go w stronę Lucy, nazywając dziewczynę tępą suką. 

Lucy pisnęła krótko, podniosła się gwałtownie, wzięła swoje rzeczy i rzuciła się biegiem. 

WAR AND LOVEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz