Mój nowy psychiatra siedział wygodnie w skórzanym fotelu, ubrany w drogi garnitur, z rozpiętą czarną koszulą przy obojczykach i złotym Rolexem, który ozdabiał lewy nadgarstek. Czarne włosy do ramion były w dziwnym nieładzie, a część kosmyków spadała po czole mężczyzny aż do gęstych, ciemnych rzęs. Oczy miał niesamowicie zielone, i przez chwilę zastanawiałam się nad tym, czy było to w ogóle możliwe. Uśmiechał się do mnie swoimi pełnymi ustami, a uśmiech ten rozświetlał jego surową twarz.
— Zaczniemy od prostych pytań. Ty musisz poznać mnie, a ja Ciebie — powiedział, trzymając w rękach notes. Złotym piórem uderzał o jego wierzch, a dźwięk rozchodził się echem, co cholernie mnie irytowało. — Jak się czujesz, Clementine?
— Dziwnie — odparłam, lustrując sylwetkę mężczyzny.
Nazywał się Xavier Wilsdorf, mógł mieć około trzydzieści pięć lat i chyba właśnie próbował zmusić mnie do szczerej rozmowy.
— Co to znaczy dziwnie? Możesz to rozwinąć? — spytał łagodnie, uśmiechając się do mnie.
Nie lubiłam, gdy psychiatrzy się do mnie uśmiechali. Uśmiech sprawiał, że wydawali mi się mniej profesjonalni.
— Czuję się — zaczęłam — jakbym właściwie nie istniała. Czuję, że wiele rzeczy dzieje się wokół mnie i mimo że biorę w nich udział, nie jestem w stanie wejść w to w stu procentach. Czasem... czasem mam wrażenie, że w mojej głowie jest więcej mnie, ale nie mnie jako mnie, ale innych wersji mnie. Czasem chciałabym być jak inne dziewczyny i cieszyć się z tego, że jakiś chłopak do mnie napisał, a czasem czuję, że chciałabym zrobić ze swoim życiem coś więcej i być dla kogoś ważna, ale tak naprawdę ważna... żeby ludzie zaczęli mnie doceniać.
Wypuściłam z ust gorący oddech i zaczęłam skubać paznokciem skórkę przy kciuku. Mój wzrok wodził po wszystkim, co Wilsdorf trzymał w gabinecie, zatrzymując się tylko chwilami przy twarzy mężczyzny. Widziałam, jak zapisuje coś w swoim notesie, a pióro poruszało się płynnie, jakby Xavier dobrze wiedział, co chcę powiedzieć.
— Dobrze — odezwał się. — Z tego, co powiedziałaś, mogę wywnioskować, że problem jest poważniejszy niż to, co usłyszałem od Twojej matki, Clementine. Meghan zasugerowała, że robisz to wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę.
— Tak. Samobójstwo to naprawdę dobry sposób, żeby zwrócić na siebie uwagę — zauważyłam kpiąco. — Mam dość tej pieprzonej farsy i tego, że matka myśli, że robię to ze względu na nią. Nie zależy mi na jej uwadze. — Spojrzałam prosto w zielone oczy psychiatry. — Tutaj chodzi o mnie, a nie o nią. O mnie, do jasnej cholery.
■■■
Spotkanie z Xavierem skończyło się tym, że ustalił ze mną terminy dalszych wizyt, dając mi również swój prywatny numer. Miałam do niego dzwonić, gdyby działo się coś złego lub kiedy po prostu chciałabym z kimś porozmawiać. Wątpiłam w to, że kiedykolwiek do niego zadzwonię, ale podziękowałam, domyślając się, że zaraz po moim wyjściu, Wilsdorf powie o wszystkim matce.
Opadłam twarzą w poduszkę i odetchnęłam ciężko, czując się zmęczona. Pierwszy dzień w Marlborough uświadomił mi, że bogate dzieciaki były naprawdę popieprzone. Pomyślałam o Lucy i Molly. Byłam pewna, że te dziewczyny były przyjaciółkami, ale dzisiejsza sytuacja przy obiedzie była jednoznaczna.
Przegryzłam wargę, przypominając sobie o Jaydenie. O tym, jak jego szare, burzliwe oczy wpatrywały się we mnie, jakby mógł zobaczyć moją duszę...
A potem przed moimi oczami pojawiło się zdjęcie nagiej i zakrwawionej dziewczyny leżącej przed Bartlettem, McCollumem i Higginsem, i znów poczułam, że mój żołądek kurczy się gwałtownie. Potarłam rękoma twarz, wypuszczając z ust chaotyczny oddech. Nie wiedziałam, dlaczego wciąż do tego wracałam. Nie powinnam w ogóle się tym interesować ani pytać o tę dziewczynę. Zdjęcie dotyczyło Bartletta, McColluma i Higginsa, a nie mnie, więc dlaczego czułam się tym poruszona? Widziałam dokładnie zadowolony uśmiech tej nagiej dziewczyny i chyba naprawdę jej się to podobało — ale kto robił zdjęcie? Musiał być tam ktoś jeszcze. Ktoś, kto trzymał aparat.
Wzdrygnęłam się mimowolnie, słysząc dźwięk przychodzącego SMSa. Zerknęłam w stronę telefonu komórkowego, który rozbłysnął, zastanawiając się nad tym, czy w ogóle powinnam po niego sięgać. Zaczesałam włosy w tył, zagryzłam dolną wargę i złapałam za telefon, odczytując wiadomość.
Od James Higgins: Cześć, Williams.
Cześć? Dlaczego Higgins w ogóle do mnie pisze?
Do James Higgins: Cześć...
Wbiłam wzrok w ekran, czując się dziwnie poruszona tym, że odezwał się do mnie ktoś taki jak James. Nie wiedziałam jednak, co mam o tym myśleć, bo gdzieś z tyłu głowy słyszałam głos Molly mówiącej o tym, że Lucy nadal ma nadzieję, że James do niej wróci.
Od James Higgins: Aż tak się nie cieszysz, że do Ciebie napisałem? Te trzy kropki były dość wymowne, Williams.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie.
Od James Higgins: Powiesz mi, co się stało dzisiaj przy obiedzie?
Mój uśmiech zniknął momentalnie, a ja objęłam telefon w rękach i ścisnęłam mocno.
Do James Higgins: Powinieneś o to zapytać Lucy i Molly.
Od James Higgins: Pytałem, ale niczego się nie dowiedziałem. No, oprócz tego, że Molly pieprzy się z Jaydenem za plecami swojego chłopaka.
Do James Higgins: Więc wiesz już wszystko.
Nie miałam zamiaru mówić mu o Lucy i jej żywych uczuciach do niego, bo uważałam, że jest to jedynie jej sprawa i nikt nie powinien się w to wtrącać. Tym bardziej ja.
Od James Higgins: Nie wydaje mi się, Williams. Gdybyś się zastanawiała, czy ja i Lucy jesteśmy razem, to nie, nie jesteśmy.
Do James Higgins: Nie zastanawiałam się nad tym...
Od James Higgins: Niektórzy ludzie po prostu nie wiedzą, kiedy sobie odpuścić.
Wzruszyłam ramieniem, nie widząc, co takiego mogłabym odpisać. James ewidentnie nie chciał wracać do Lucy i chyba próbował mi to w jakiś sposób powiedzieć, ale ja nie miałam zamiaru się w to mieszać.
Od James Higgins: Przyjdziesz w piątek?
Zamrugałam, widząc kolejną wiadomość.
Od James Higgins: Będzie miło. Przynajmniej ja się postaram, żeby tak właśnie było. Mogę Ci to obiecać, Williams.
Do James Higgins: Przyjdę i nie wątpię w to, że będzie miło, ale nie będę Twoim jedynym gościem.
Od James Higgins: Powiedz tylko słowo, a będziesz. Tylko Ty i ja, mnóstwo żarcia, muzyka i basen.
Przewróciłam oczami.
Do James Higgins: To wtedy nie będzie impreza, James.
Od James Higgins: Masz rację, ale i tak zamierzam spędzić z Tobą więcej czasu. Chcę Cię poznać.
Przełknęłam z trudem ślinę, uświadamiając sobie, że James Higgins chce spędzić ze mną czas. Ze mną — z dziewczyną z Denver.
Do James Higgins: Obyś się nie rozczarował.
Od James Higgins: Czym mam się rozczarować? Tobą? To niemożliwe, Williams.
Do James Higgins: Czasem coś wydaje się lepsze, gdy się tego nie zna.
Od James Higgins: Albo staje się czymś, czego się pożąda.
Uśmiechnęłam się lekko, odrzucając telefon w bok, czując ciepło przy policzkach, szybsze bicie serca i pęd myśli w głowie.
Czego tak właściwie chciał ode mnie James Higgins?
CZYTASZ
WAR AND LOVE
Teen FictionClementine Williams nigdy nie chciała opuszczać Denver, a z każdym kolejnym dniem w Los Angeles czuje się coraz gorzej. W prywatnej szkole Marlborough, gdzie uczą się dzieci wpływowych i bogatych ludzi, dzieje się zdecydowanie coś złego... A poza ty...