Prolog

92 6 15
                                    

 -Kto tym razem?- rozbrzmiał złowrogi głos, oczekujący odpowiedzi.

-Bracie co tak ci się śpieszy?- zza czerwonych wrót dobył się drugi pełen nienawiści głos.

-Tyle lat czekaliśmy, a wam widać nie za bardzo śpieszno...

-Fair nie wiesz co mówisz, chcemy tylko nacieszyć się chwilą- odpowiedziała mała kobieta wychodząc zza białych drzwi.

-Ale jesteście beznadziejni, tysiąc lat, tyle czekałem a cierpliwość nie jest moją cnotą.

-Wiemy to Fair - drugi z braci spowił go mrocznym spojrzeniem.

-Gdzie jest ostatni gracz?

-Nie wiem.

-Pewnie znów kogoś uwodzi, znasz ją.

-Ta- prychnął Fair w duchu,wie to aż za bardzo.

Aura bieli, czerni, czerwieni i zieleni spowiła pokój

Przybyła- pomyśleli wszyscy, a ona niczym sarna przeskoczyła przez portal i wbiła się na swoje miejsce.

-Przepraszam za spóźnienie- trojga postaci posłało jej pełne szacunku spojrzenie, było w nim coś jeszcze, Mahai wiedziała co, ale nie zmierzała dać im satysfakcji.

-Więc na czym stanęło? Nie patrz tak na mnie Tcetcusie, mam swoje powinności a to tutaj to tylko rozgrywka- nikt się nie odezwał.

Zebrani spoglądali po sobie, żadne nie pokazywało uczuć które gościło w ich czarnych sercach, oceniali swoje możliwości i sposobność wygrania, w końcu czekali na to tysiąc lat. Chwilę potem kolejne postacie docierały do komnaty, były to kobiety i mężczyźni różnej maści. Córki i synowie marnotrawni, obserwatorzy odwiecznej areny zwanej życiem. Każdy z obecnych Bogów posiadał czworo bękartów, zrodzonych z gwałtu, nienawiści i cierpienia. W jednych i drugich tliły się czarne dusze, tak samo spalone jak ich rodziców. Nie ma walki dobra za złem, jak opowiada księga zwana życiem, nie ma dobroci w duszach władców, jest tylko zło przeciwko złu a wygrywa ten który posiada lepsze karty w tali.

-Ojcze wybraliście już pionki?- Fair skierował swoje małe zainteresowanie w kierunku jednej z piekielnych córek, każda piękna i zabójcza jak ich ojciec. Cieszyła się faktem, że nie długo rozpocznie się nowa gra.

-Milcz Setra, bo wyczyszczę twoją twarzą posadzkę- jak zawsze niecierpliwy Fair nie lubił jak mu o tym przypominano.

-Mam nadzieję, że ona niedługo dotrze, bo sami rozszarpiemy się przed rozpoczęciem- Gallana przetarła spierzchnięte wargi językiem, który wyglądał jak gadzi. To jest brak szacunku dla nich, że karze na siebie czekać. Ich matka lubiła mocne wejścia, które na żadnym z nich nie robiły wrażenia.

-Czy ktoś wie co planuje matka?

Śmiech który odbił się głucho po komnacie nie zwiastował niczego dobrego, matka nie zdradzała nikomu swoich sekretów, była w końcu Boginią podziemia. Zło w najczystszej postaci, a jej dzieci i bękarty zwane wnukami, nawet w kilku procentach nie równały się z jej boskością oraz czarnym sercem. Bogini wszelakiego paskudztwa jakie chodzi i pełza po ziemi. Każdy z obecnych miał już zaplanowany całą walkę, widział kogo wybierają na swoich podopiecznych, kim będą się wysługiwać. Nie mieć czynnego udziału, ich prawo to wybór kandydata i obserwowanie jak wszechświat obraca się w puch.

-Witam.

Jedno słowo a przeszywające każdą tkankę w ciele, mroczny głos, który od pokoleń zwiastował czyste zniszczenie

- Mam rozumieć, że wszystko jest przygotowane?- nikt nie raczył odpowiedzieć potężnej bogini i nie był to pokaz braku szacunku, wręcz przeciwnie to był strach przed potęgą.

Strach w mrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz