Nick to zwykły Handlarz, jakich wielu. Ma rodzinę, żonę, którą kocha, dzieci, które go kochają. Kupił dom który utrzymuje, mieszka w Strefie, więc jest nietykalny. Wokół siebie ma przyjaciół. Czy można chcieć czegoś więcej? Tego feralnego poranka szykował się do wyjazdu ze Strefy nie wiedząc, że to będzie już ostatni beztroski poranek w jego życiu.
- Jennifer! Już jadę! Wrócę za parę dni! - zawołał do żony.
- Tylko się nie zabij, wiesz że poza Strefą jest niebezpiecznie! - usłyszał w odpowiedzi. Nick pokręcił tylko głową. Lubi swoją żonę, ale czasami bywa nadopiekuńcza.
- Wiele razy już wyjeżdżałem i nie spotkałem Umarłych, więc czemu akurat dzisiaj ma to się zmienić? - Nick dał sobie spokój z dyskusją, zawsze, gdy wyjeżdżał, czyli średnio dwa razy w miesiącu, czekała go ta sama jałowa wymiana zdań. Otrząsnął się, gdy poczuł, że wbrew jego słowom pojawił mu się na plecach zimny dreszcz strachu na myślał o wyjeździe ze strefy. Jego czeladnicy skończyli pakować towary na wozy, więc wskoczył na kozła i gwizdnął na konia. Mozolny stukot kopyt jego koni powoli rozlewał się ze stukotem kopyt koni innych Handlarzy. Wkrótce wielki konwój, złożony z setek wozów ruszył w kierunku bariery wyznaczającej granice Strefy. Obok Nicka jechał mężczyzna w mniej więcej jego wieku, lecz szaty, które miał na sobie wskazywały, że był jednak majętniejszy od Nicka. Także jego postawa i zachowanie wskazywały na to, że gdyby nie zagrożenie ze strony Umarłych, z przyjemnością odłączyłby się od konwoju. Nick się trochę nudził podczas jazdy, więc z ciekawości zapytał mężczyznę:
- Jaśnie panie, jakie towary wieziecie do Sain? - Sain to miasto sąsiadujące z Krei, w którym mieszkał Nick. Mężczyzna spojrzał na niego z ukosa.
- Bele jedwabiu - uśmiechnął się z wyższością. Jedwab z Krei należał do najdroższych towarów, zaraz za artefaktami i bronią palną. Nick, który transportował jedynie wyroby rzemieślnicze miał czego pozazdrościć.
- A ty, panie? - spytał mężczyznę podróżującego trochę dalej - Co wieziecie?
- Zboże - odpowiedział z uśmiechem.
- Ja wiozę mięso - sam z siebie odpowiedział inny mężczyzna przysłuchujący się rozmowie. Wkrótce inni, ośmieleni jego zachowaniem zaczęli opowiadać. Trwało to dobrą chwilę, do czasu przejazdu przez Strefę. Wtedy przyjazny gwar znowu zmienił się w ciszę. Tylko stukot kopyt wielu koni słychać było nieustannie.
- Jestem tu pierwszy raz - powiedział mężczyzna, raczej chłopak obok Nicka - czy Umarli są naprawdę tak straszni?
- A i owszem - odpowiedział mu głos innego, starszego Handlarza - Jest o nich wiele opowieści, wszystkie straszne i smutne. Sam zobaczyłem ich tylko raz, ale uwierz, miałem naprawdę wielkie szczęście że nadal tu jestem. - młodzikowi oczy wyszły z orbit.
- Są aż tacy straszni?
-Są jeszcze gorsi - starszemu straszenie młodego sprawiało wyraźną przyjemność - To nie są ludzie. To potwory. Jak takiemu w dzień utniesz rękę, w nocy wróci z nową, metalową, i udusi cię chwytem stali. Mogę to potwierdzić - sam widziałem Umarłego od pasa w dół zrobionego z metalu.
- Kiedy go niby widziałeś? - zapytał Nick sceptycznie. Starzec zamarł na chwilę, a po głębokim namyśle odpowiedział:
- To już będzie z siedemnaście wiosen - Nick odwrócił się do chłopaka, a gdy starzec zaczął coś mówić do innego Handlarza, powiedział cicho, żeby mężczyzna nie słyszał:
- Słyszysz? To było tak dawno, że pewnie nic nie pamięta, wszystko zmyśla - Chłopak spojrzał na niego z nadzieją.
- Czyli nie spotkamy Umarłych? - zapytał.
- Oczywiście że nie! Już dziesięć lat jeżdżę do Sain, a nigdy żadnego Umarłego nie spotkałem - chłopak wypuścił powietrze z ulgą. Już spokojny zaczął strugać kawałek drewna małym nożykiem. - "Ciekawe co z tego wystruga?" - pomyślał Nick. Jego obawy związane z przekraczaniem Strefy, zniknęły bez śladu. Podczas dalszej jazdy nie wydarzyło się nic godnego uwagi, więc Nick większość czasu spędził na drzemce. Dopiero wieczorem, podczas podstoju nastąpiły ciekawsze chwile, kiedy handlarze zaczęli rozmawiać przy ogniskach. Nick przez większość czasu spędził na rozmowie z innym Handlarzem na temat podatków, lecz gdy ogniska przysiadł się starzec, którego widział podczas jazdy umilkł i dał swojemu rozmówcy znak, aby zrobił to samo.
- Umarli to temat niezwykły, straszny, ale zarazem ciekawy - zaczął opowiadać starzec - wszyscy znamy historię ich powstania, to treść opowiadana jeszcze przez dziadów naszych dziadów, jako niezwykła opowieść grozy. Chciałbym wam ją powtórzyć, później opowiem wam też moją własną historię - starzec odchrząknął podejmując opowieść - Przed setkami laty istniało więzienie, niepochlebnie noszące miano więzienia Żywych Trupów. Wybudował je dawny król, jako przestrogę dla kryminalistów i wrogów narodu. Zbudowane na wyspie na morzu Wraków, było największym więzieniem na znanym świecie. Jego niesława polegała na tym, że więźniów przez cały czas torturowano i sprowadzano na męki, jednak nie dawano im umrzeć. Żeby ich utrzymać przy życiu, po odcięciu ręki przypalali jej żelazną, rozgrzaną do czerwoności podobiznę. Magowie, którzy stacjonowali w więzieniu sprawiali, iż więzień czuł na swojej nowej ręce dokładnie to samo, jak przed odcięciem. Więźniowie z żelaza wegetowali więc w bólu i cierpieniu. To nie było dobre, lecz też nie niszczyło porządku świata. Magowie przebywający w więzieniu Żywych Trupów, byli źli. Męczyli więźniów ponad miarę. Byli tacy osadzeni, którzy mieli całe żelazne ciało, z wyjątkiem serca i mózgu. To straszny los. W końcu gdy na chwilę przez nieuwagę zostawszy bez opieki, jeden z więźniów, używając swojego żelaznego ciała, zabił jednego z magów. Odkrył, że zaklęcia, które miotał w niego mag, nie dawały efektów, jako że nie był już całkiem człowiekiem, człowiekiem żyjącym. Uwolnił on część więźniów i razem z nimi zabił wszystkich strażników i magów, bezbronnych wobec potęgi metalowej mocy. Uciekli z więzienia - starzec przerwał na chwilę, żeby zaczerpnąć oddechu - Zbiegli metalowi ludzie zostali bandytami, a jako że niektórzy z nich byli magami, werbowali siłą kolejne osoby. Nazwano ich więc Umarłymi. Prędko okazało się, że przed taką potęgą ugnie się każde wojsko. Magowie z całego świata zebrali się więc i oddali życia w rytuale, mającym zapewnić wszystkim miastom magiczne bezpieczeństwo przed Umarłymi. Tak więc powstały magiczne bariery, zwane Strefami. Do dziś nas strzegą przed zbiegłymi więźniami. - Nick zasłuchany w opowieść, nie zauważył nawet, że zrobiło się ciemno.
- Ja chyba już pójdę - powiedział. Kilku innych Handlarzy, którzy dostrzegli to, że jest późno, udało się za jego przykładem. Starzec przeciągnął się i ruszył za przykładem innych, wcześniej obiecując, że swoją historię opowie jutro. Nick szybko znalazł wóz, wyciągnął koce i owinąwszy się nimi położył się na trawie zapadając w płytki, niespokojny sen.
KAMU SEDANG MEMBACA
Umarli
FantasiW świecie, gdzie ludzie mieszkają w nielicznych miastach chronionych kopułami, żyją Umarli. Jest to sekta nie-ludzi porywających dzieci, zabijających normalnych ludzi, okradających konwoje nielicznych Handlarzy kursujących między znacznie oddalonymi...