𝘥𝘢𝘺 𝘵𝘩𝘳𝘦𝘦: pet, glow, international

1.1K 122 39
                                    

Zrobił to.

Kenma chyba jeszcze nigdy nie był z niego taki dumny. Nawet zwycięstwo nad Kageyamą, w ich pierwszym oficjalnym meczu po skończeniu liceum, wydawało się wyjątkowo małe przy tym sukcesie.

Po tylu latach, staraniach, ciężkich treningach i podróżach po świecie, Shōyō w końcu zdołał się dostać do oficjalnej reprezentacji Japonii. Spełnił kolejne ze swoich marzeń i... po raz kolejny zostawił Kozume za sobą.

Naprawdę kusiło go, żeby za nim jechać. Żeby mu towarzyszyć, nie odstępować na krok i każdy z meczy oglądać na żywo, ale oboje wiedzieli, że to nie dla niego. Był kanapowcem, nie nadawał się do życia w ciągłym ruchu, przeskakiwania z miejsca na miejsce.

Hinata często śmiał się, że w rzeczywistości zamiast chłopaka i zwierzątka domowego, ma dwa koty, które niemalże niczym się od siebie nie różnią.

Cóż, jakkolwiek do niedawna było to stwierdzenie aż nazbyt akuratne, tak od czasu ostatniego wyjazdu, siatkarz musiał nieco zmodyfikować tę formułkę.

— Następny? — Shōyō po drugiej stronie ekranu uniósł rudą brew w niedowierzaniu. — Kenma, to już trzeci kot w tym miesiącu!

Ciemnowłosy spuścił wzrok na trzymanego przed sobą dachowca z nietęgą miną.

— Wiem — oznajmił cicho, z ledwo wyczuwalną skruchą. — Ale on też się mnie nie boi...

Mówił prawdę. Większość kotów z natury go nie lubiła, syczała, kiedy tylko się zbliżał i wystawiała pazury. Dlatego naprawdę nic nie mógł poradzić na uczucia, jakie w nim wzbierały, gdy jakiś z tych dumnych osobników, zamiast się jeżyć czy uciekać, z mruczeniem się o niego ocierał.

Po pomieszczeniu rozniosło się zmodyfikowane przez głośnik komputera westchnięcie.

— Kenma... Nie winię cię, ale zaraz zacznie nam brakować miejsca, żeby je wszystkie pomieścić! W dodatku masz pracę, a ja... ja jestem daleko, w takim tempie zrobi się ich tyle, że nie dasz rady poświęcić im wystarczającej ilości uwagi w pojedynkę.

— Dam — uciął natychmiast. — Nie doceniasz mnie. Poza tym — dodał po chwili — kiedy te igrzyska się skończą, będziesz miał trochę wolnego.

— Kenma, to nie jest-

— Shōyō. Spokojnie. Poradzę sobie. — Uśmiechnął się do niego i na wpół świadomie przytulił zwierzę do siebie.

Hinata westchnął po raz kolejny, tym razem z nutą rozczulenia.

— Jak go nazwałeś?

— Hi.

— Hi? — popatrzył na niego podejrzliwie, oczywiście rejestrując kolejne nerwowe ukrycie się za niesamowicie zadowolonym kotem.

— Tak. Dzień. Co ci nie pasuje?

— Nic, nic — zachichotał, a Kozume poczuł, jak jego serce nagle trzepocze mu w piersi.

Bogowie. Jego szczery śmiech. Jak dawno nie słyszał tego pięknego dźwięku.

— Tęsknię za tobą — wypalił pod wpływem emocji, zaraz potem, rejestrując własne słowa, oblał się potężnym rumieńcem. Nie mówił takich rzeczy. Nie w taki emocjonalny sposób. Zawstydzające!

— Aww, Kenma! — Shōyō przyłożył dłonie do policzków, rozpromieniony, jednakże również z z rumieńcem na policzkach. Wiedział, jaką wagę miały te słowa. — Ja za tobą też. Bardzo. Ale mamy internet...

— To nie to samo. Ja- Ja chciałbym mieć cię przy sobie, Shō. Móc cię objąć, pocałować, dotk-

Urwał, przerażony własnymi myślami, które niemalże wydostały się przed chwilą na wolność.

Teraz oboje byli już zupełnie czerwoni, dosłownie po uszy.

Na chwilę zapanowała cisza, zakłócana tylko mruczeniem Hi, który zwinął się w kłębek na klawiaturze. Hinata odchrząknął.

— Ja... Ja też, Kenma.

a/nja wiem, to miało być w środę, ale no

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

a/n
ja wiem, to miało być w środę, ale no. nie wyszło mi. dzisiaj jeszcze dwa, żeby się zrównać z datą dsfgstgsgdsfs

KOT W SŁOŃCU. kenhinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz