𝙙𝙖𝙮 𝙛𝙤𝙪𝙧: sugar, fluff, mythos

1K 101 95
                                    

Eros naprawdę nie lubił swojej pracy. Męcząca, okrutna i zupełnie go niepociągająca, z każdą dekadą stawała się dla niego coraz większą katorgą. W dodatku, będąc bóstwem pożądania, śmiertelnicy przeważnie postrzegali go w dosyć konkretnym świetle, na co dzień wypowiadając się o nim z pogardą, nocami hołubiąc go w tajemnicy. Tego też nie lubił. Właściwie, gdyby się nad tym zastanowić, nie lubił praktycznie niczego, włączając w to również wszystko, czego ucieleśnieniem był... co w sumie znaczyło, chyba, że nie lubił także i samego siebie.

Cóż, nie żeby szczególnie o to dbał.

Przystanął, by poprawić ciążący mu na ramieniu łuk. Szczęśliwie, przynajmniej kołczanem nie musiał się martwić, bo go nie potrzebował — strzały powstawały z pomocą jego myśli dopiero, gdy były mu potrzebne.

Westchnął, rozejrzał się i ruszył dalej.

Teoretycznie, zamiast męczącej pieszej wędrówki, mógł wybrać drogę w przestworzach, wykorzystując wyrastającą z jego pleców parę potężnych skrzydeł, jednakże w praktyce miał przecież na sobie strój, którego zadaniem było je ukryć. Poza tym i tak nigdy nie był szczególnym fanem latania.

W końcu, równo z zapadnięciem zmierzchu, dotarł w końcu do celu swojej podróży. Po uprzednim upewnieniu się, że nie jest przez nikogo obserwowany, przeszedł przez zamaskowane wejście i znalazł się w przestronnym, zaskakująco przytulnym pomieszczeniu pogrążonym w półmroku.

Nim zdążył się odezwać, do jego uszu dotarł dźwięk szybkich kroków. Sekundy później, niemalże został powalony na ziemię, gdy niższy od niego chłopak z impetem wpadł na niego i otoczył go ramionami. Bóstwo poczuło, jak rozluźnia się pod dotykiem śmiertelnika. Całe jego zmęczenie, niechęć i złe emocje, jakby wyparowały, wraz z pojawieniem się promieniującej pozytywną energią rudowłosej kulki szczęścia.

— Kenma! W końcu jesteś! Tęskniłem za tobą!

— Ja za tobą też, Shouyou — uśmiechnął się, zanurzając palce w jego miękkich, puszystych i kręconych włosach. Stali w milczeniu jeszcze kilka minut, aż w końcu jasnowłosy odsunął się kilka kroków. — Wszystko w porządku?

— Tak! Zrobiłem dzisiaj ciasto, wiesz? Chodź, pokażę ci! — Hinata energicznie chwycił jego dłoń i pociągnął go w kierunku kuchni. — Na pewno będzie ci smakować!

Miał rację, smakowało. Przede wsystkim dlatego, że lubił cukier.

Myśl, że chłopak upiekł je specjalnie dla niego, sprawiała, że czuł rozlewające się na jego twarzy ciepło. Podczas gdy jadł, młodszy mężczyzna chaotycznie relacjonował mu cały miniony dzień, dokładnie opisując każde zajęcie, które zdołał sobie znaleźć. Później wspólnie umyli naczynia i zwyczajowo wyszli na spacer, nad rzekę, znajdującą się tuż obok kryjówki Shouyou.

Szli przed siebie, śmiejąc się i rozmawiając, chociaż mówił głownie jeden z nich. Drugi wolał skradać drobne pocałunki z jego ust, kiedy urywał na chwilę potok słów, by zaczerpnąć powietrza. Było w tym coś niesamowitego i niezwykle miłego. Kenma czuł się tak tylko w jego obecności, tylko z jego pomocą potrafiąc nie myśleć o problemach, a delektować się każdą chwilą.

— Chciałbym przyjść tu kiedyś w świetle dnia — westchnął rudowłosy, patrząc na płynącą spokojnie wodę, oświetloną jedynie słabym księżycowym światłem. Odwrócił głowę w bok i wbił spojrzenie w swojego towarzysza, ściskając mocniej jego dłoń. — Z tobą.

— Wiesz, że to niemożliwe — odparł natychmiast, czując, jak serce ściska mu się w piersi.

— Wiem... Ale marzenia to nic złego, prawda?

Książę Shouyou Hinata był pięknym mężczyzną. Tak pięknym, że każdy, kto go ujrzał, prędzej czy później się w nim zakochiwał. Prawdopodobnie był to efekt jakiegoś niezdejmowalnego uroku, rzuconego na niego w dzieciństwie, bądź nawet jeszcze przed narodzinami, jednak prawdy nie był w stanie poznać nikt — nawet bóstwo miłości, przełożony Erosa. Oczywiście, dumnej Afrodycie coś takiego naprawdę się nie podobało, więc w przypływie złości, rozkazała swojemu podwładnemu, by ugodził urokliwego młodzieńca strzałą i rozkochał go w jakimś potworze, gotowym rozszarpać każdego, kto tylko się zbliży.

Zamiast tego jednak, bóg namiętności również padł ofiarą książęcego piękna. W wyniku tego, nie potrafiąc zmusić się do zakończenia jego życia i nie wiedząc co zrobić, poczekał do nocy, przybrał widzialną postać i ukrywając swoją prawdziwą tożsamość pod śmiertelnym imieniem, zaczął z nim rozmawiać. Z zaskoczeniem odkrył wtedy, iż nawet bardziej od zewnętrznej powłoki, zaintrygowało go i zachwyciło wnętrze, unikatowy charakter tego słonecznego stworzenia. Zadecydował wtedy, że nie pozwoli mu zginąć i wciąż zatajając to, kim jest, zdradził śmiertelnikowi, w jakim był niebezpieczeństwie. Zaoferował mu schronienie, na które ten natychmiastowo przystał.

Odtąd całe dnie zmuszony był przesiadywać w kryjówce, mogąc wyjść na zewnątrz wyłącznie nocą, w obecności swojego wybawiciela. O miejscu jego pobytu wiedziała wyłącznie młoda księżniczka Natsu, co jakiś czas składając mu wizyty za dnia, za zgodą blondyna.

Mimo że życie w ten sposób nie było łatwe, Hinata radził sobie z nim nad wyraz dobrze i narzekał wyłącznie na tęsknotę za światłem słonecznym. Nie minęło wiele czasu, nim zakochał się w odwiedzającym go co noc Kenmie, mimo że ten wciąż ani razu nie pokazał mu swojej twarzy w nawet sztucznym świetle. Zawsze ukrywał się w półmroku czy promieniach księżyca i znikał z ich sypialni, nim wzeszło słońce. Eros wiedział, że była to jedyna zasada, której śmiertelnik nie rozumiał, ale nie był w stanie mu jej wyjaśnić.

Nie mógł pozwolić, by jego ukochany zobaczył wyraźnie jego rysy i rozpoznał w nim boga. To mogłoby wszystko zniszczyć.

— Masz rację. Marzenia to nic złego. — Uśmiechnął się. — Robi się późno, wracajmy do środka.

Gdyby wiedział, że to ostatni raz, kiedy wypowiada te słowa... Ostatni raz, kiedy zasypia przytulony do drobnego ciała...

Może powiedział by więcej.

Gdyby wiedział, że jego kochanek, podpuszczony przez słowa zaniepokojonej podejrzaną sytuacją siostry, postanowi zapalić lampę, kiedy już zaśnie... Że obudzony przez kapiący wosk, poczuje się zdradzony i odleci, by już nigdy nie wrócić...

Może zachował by się inaczej.

KOT W SŁOŃCU. kenhinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz