Mam dziewiętnaście lat. Historia, którą opowiem wydarzyła się naprawdę. Muszę to z siebie wyrzucić i również was ostrzec. Nigdy, ale to nigdy nie próbujcie robić tego, co zrobiłem ja.
Około miesiąc temu, gdy siedziałem przy komputerze i rozmawiałem z kolegami, zobaczyłem na facebooku zdjęcie udostępnione przez jakiś fanpage Gry o Tron. Razem z kumplami bardzo lubimy ten serial, kilku z nas przeczytało nawet książki, więc postanowiłem że im go wyślę. Kiedy klikałem w obrazek, zawołała mnie mama. Chciała, żebym w czymś jej pomógł. Nie skupiając się do końca na tym co robię, kliknąłem w obrazek i od razu nacisnąłem prawy przycisk myszy, żeby wybrać opcję 'otwórz grafikę w nowej karcie'. Robię to zawsze, gdy wysyłam komuś coś z facebooka, ponieważ wtedy link jest krótszy i nie zawala całego okienka czatu. Wyszedłem z pokoju i załatwiłem co miałem załatwić, mamie chodziło o zwykłe odkręcenie słoika. Zobaczyłem, że przygotowuje obiad, więc zostałem w kuchni jeszcze chwilę, żeby podjeść trochę gulaszu i ewentualnie pomóc jej w krojeniu warzyw. Potrawy były już praktycznie gotowe, więc z kuchni poszliśmy prosto do dużego pokoju, żeby zjeść. Rozmawialiśmy o tym, o czym zawsze rozmawia się z rodzicem: o szkole, o tym, czy nie mam na oku jakiejś dziewczyny, gdzie wybierają się po maturze moi koledzy. Odniosłem talerze do kuchni i umyłem je. Wychodząc zahaczyłem jeszcze o łazienkę, aż wreszcie wróciłem do pokoju, by ujrzeć na monitorze nowo otwartą kartę, która była pusta. To znaczy, cała jej zawartość była biała jak kartka. Pomyślałem, że po prostu obrazek się nie wczytał i wystarczy, że wrócę stronę wcześniej i ponownie w niego kliknę. Zamknąłem drzwi do pokoju, usiadłem przed komputerem i założyłem na uszy słuchawki.
W połowie drogi kursora do znaczka 'x' biała strona zmieniła swój kolor na czarny.
Delikatnie mnie wzdrygnęło. Spojrzałem w dół na komputer, żeby zobaczyć czy wszystko z nim w porządku. Czasami zmieniają mi się kolory różnych rzeczy, tak zwane 'artefakty', ponieważ mam słabą kartę graficzną, która często się przegrzewa. Wszystko było jednak w normie, komputer nie wydawał z siebie głośnych dźwięków, a migająca lampka była stałego, niebieskiego koloru - komputer nie pracował. Wróciłem wzrokiem na monitor i ujrzałem coś, czego w życiu bym się tam nie spodziewał.
Miałem przed oczami film. Był on czarno biały i wydawał się być dość starej produkcji, ponieważ pojawiały się na nim migające, czarne plamy. Mimo tego, dość wyraźnie było widać jego zawartość. Widać było rodzinne zdjęcie powieszone na ścianie. Wąsaty mężczyzna, bardzo piękna kobieta i mała dziewczynka z warkoczykami. Nagle obraz znów stał się czarny, ale tylko na chwilę. Ukazał mi się wiejski dom na polanie. Wyglądał niczym wyjęty z dziewiętnastego wieku. Obok budynku pasła się krowa, za budynkiem rozciągało się pole prawdopodobnie pszenicy, a może to po prostu była taka długa trawa? Z domu wyszedł mężczyzna wraz z małym dzieckiem. Parę metrów za nimi szła kobieta. To była rodzina ze zdjęcia. Matka wyszła za kadr i po chwili obraz zachwiał się - kobieta podniosła urządzenie nagrywające. Od razu do głowy przyszedł mi aeroskop, o którym dość niedawno uczyłem się na lekcjach historii i społeczeństwa. Było to przenośne, automatyczne urządzenie wykorzystywane do kręcenia filmów, które było bardzo popularne podczas pierwszej wojny światowej. Film datował prawdopodobnie maksymalnie do tysiąc dziewięćset trzydziestego piątego roku. Mężczyzna wziął dziewczynkę na ręce i rodzina rozpoczęła spacer przez polanę, w stronę lasu. Ojciec uśmiechał się, lecz dziecko trzymane na rękach chowało twarz przed kamerą i wydawało się co jakiś czas delikatnie wierzgać nogami.
Dopiero po chwili zauważyłem, że niosący je człowiek dobiera się jedną ręką pod jej małą sukienkę. Otworzyłem szeroko usta. Moja dłoń wydawała się zamarznąć na myszce. Rodzina weszła do lasu i mężczyzna postawił dziecko na ziemi, po czym oblizał palce dłoni, którą dopuścił się tak obrzydliwych czynności. Serce biło mi coraz szybciej. Podszedł do kobiety. Jej dłoń wynurzyła się z lewej strony filmu. Trzymała ona owinięty w białą chustę rewolwer. Mężczyzna niemalże wyrwał go matce z dłoni, po czym podszedł do siedzącej na ziemi dziewczynki i zawiązał jej oczy chustą. Powiedział jej coś na ucho, a ona wstała i po omacku podeszła do najbliższego drzewa. Odwróciła się plecami do rodziców.
- Mam dosyć - powiedziałem, chcąc zamknąć przeglądarkę, ale komputer się zawiesił. Kursor nie chciał się ruszyć, pomyślałem, że może kabel od myszki się wypiął, ale gdy ją podniosłem, zobaczyłem, że czerwony laser nadal się świeci. Zdążyłem jeszcze tylko spojrzeć na adres strony otwartej karty: https://facebook.com/spacer.gif
Mężczyzna wystrzelił, a dziecko upadło, obryzgując wcześniej korę drzewa ciemną krwią. Ojciec stał plecami do kamery, lecz po chwili patrzył w nią, albo... albo mi prosto w oczy. Jego głowa obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. Jego twarz zaczęła się rozmazywać i zbliżać w moim kierunku. Oczy stały się czarne, a usta były wykrzywione w szyderczy uśmiech, niczym u stracha na wróble. Zsunąłem się z krzesła i szybko wcisnąłem guzik wyłączający komputer. Twarz zajmowała już prawie cały ekran i wydawała się wystawać nawet poza pasek narzędzi przeglądarki. Krzyknąłem.
Wtedy monitor się wyłączył. Komputer zrobił to samo po kilku sekundach. Mój nos wypełnił zapach spalenizny, a po chwili ujrzałem wydobywający się z komputera dym. Moja mama otworzyła drzwi pokoju i wpadła do środka. Sprzęt nie palił się, lecz w środku wszystkie kabelki i złączenia były stopione. Urządzenie nadawało się na złom. Spytany co się stało, powiedziałem, że komputer się spalił, a ja krzyknąłem, bo przestraszyłem się, że wybuchnie pożar. Wynieśliśmy go do piwnicy. Nie powiedziałem, co zobaczyłem na ekranie. Byłem przerażony jeszcze przez długi czas. Nocami nie sypiałem, w dzień nie umiałem z nikim rozmawiać. Ciągle miałem przed oczami przerażająco zdeformowaną twarz mężczyzny i umierającą dziewczynkę. Po miesiącu udało mi się dojść do siebie i wmówiłem sobie, że był to tylko sen, albo, że to nie było naprawdę. Wszystko było w porządku
Do czasu, gdy zacząłem widywać rodzinę z filmu.
Widziałem ich idących przez park obok mojego domu. Widziałem ich na chodniku, gdy jechałem autobusem i widziałem ich pod moim domem, późnym wieczorem. Stali wpatrzeni w moje okno. Zaczerpnąłem porady u egzorcysty, który powiedział mi, że raz udało mu się zatrzymać podobny twór oraz wyjaśnił, czym jest to, co mnie nawiedza.
Jest to demon, który przez włączenie tego filmu otwiera przejście między strefą niematerialną a materialną. Oznacza to mniej więcej tyle, że gdybym nie wyłączył wtedy komputera, bestia o straszliwej twarzy wypełzłaby z monitora i zamordowała mnie oraz moją mamę. Nawiedzająca mnie rodzina to wizje, które mi zsyła, ponieważ po obejrzeniu przeze mnie filmu udało mu się zawrzeć cząstkę swojej mocy w mojej duszy. Omamy będą się nasilać, aż doprowadzą mnie do szaleństwa.
Nie stanie się tak, ponieważ dziś o północy razem z egzorcystą pozbędziemy się go raz na zawsze. Musimy ponownie włączyć film, lecz mogę oglądać go tylko ja, żeby demon nie rzucił swej klątwy również na egzorcystę. Kiedy film się rozpocznie, portal będzie otwarty. Będę musiał tam wejść i powstrzymać mężczyznę przed zabiciem dziecka, sam zabić jego, a następnie kobietę, a potem zdążyć wrócić do swego świata, zanim film w aeroskopie się urwie.
Spacer.gif włączy się, gdy 'otworzycie grafikę w nowej karcie' nim ona jeszcze się załaduje. Czyli, gdy naciśniecie na czarnym tle, które widać przez chwilę, zanim pojawi się na nim zdjęcie. Biała pustka trwa czterdzieści minut, a potem zaczyna się film. Jeśli kiedyś przypadkiem otworzycie spacer.gif, wyłączcie go natychmiast. Im krócej będziecie mieli go włączonego, tym mniejsza szansa, że spadnie na was klątwa.
Spotkanie umówione mamy na północ. Życzcie mi powodzenia i uważajcie na siebie.
tutaj macie wersję audio tej creepypasty
CZYTASZ
𝖘𝖙𝖗𝖆𝖘𝖟𝖓𝖊 𝖍𝖎𝖘𝖙𝖔𝖗𝖎𝖊
Paranormal𝕯𝖚𝖈𝖍𝖞 𝖓𝖎𝖊 𝖎𝖘𝖙𝖓𝖎𝖊𝖏𝖆, 𝖓𝖎𝖊 𝖒𝖆𝖘𝖟 𝖘𝖎𝖊 𝖈𝖟𝖊𝖌𝖔 𝖇𝖆𝖈. 𝕮𝖍𝖞𝖇𝖆....... ◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆ Odważysz się? ◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆◇◆ 😭