15.

37 6 20
                                    

S E O R I

Po rozmowie z księciem byłam raczej niespokojna. Przyznanie przed sobą, że ktoś mi się podoba, nigdy nie było moją ulubioną częścią, a w tym wypadku wszystko było strasznie skomplikowane i wcale nie koiło moich nerwów - wręcz przeciwnie. Hyerin próbowała mnie o to pytać, ale ją zbywałam, Jisoo cierpliwie czekał na moment, kiedy sama nie wytrzymam, bo wiedział, że takowy nadejdzie. Yixing chyba nawet się nie zorientował, ale nie oczekiwałam po nim nic więcej, jeśli miałaby być szczera. Bardzo często się zamyślał i skupiał na czymś zupełnie innym podczas rozmów, więc nie trudno było przed nim ukryć moje rozkojarzenie.

Ale właśnie przez to, że skupianie się szło mi jeszcze gorzej, nie zauważyłam, co się święci.

Kiedy do mojego pokoju wszedł mężczyzna, którego kojarzyłam jako kierowcę, który przywiózł mnie do pałacu, nie podejrzewałam nic, chociaż nie ukrywałam, że było to dla mnie dziwne. Wszystko runęło, gdy się odezwał.

- Pakuj się. Wyjeżdżasz.

- Zaraz co- - Nie zdążyłam nawet dokończyć pytania, kiedy ten wyszedł. Patrzyłam tępo w drzwi, próbując przetworzyć to, co się stało. Że niby miałam wyjechać? Tak nagle i bez żadnego ostrzeżenia? To się w ogóle nie łączyło.

Byłam w takim szoku, że nawet nie zauważyłam, kiedy wyciągnęłam walizkę i zaczęłam chować swoje rzeczy. Nie skupiałam się na tym, co robiłam. Moje myśli krążyły wokół ostatniego tygodnia, a ciało reagowało automatycznie na polecenie, które dostałam.

Od rozmowy z księciem do nagłego wyjazdu minęło dokładnie siedem dni. Przez ten czas nie widziałam go ani razu, trochę po części przez to, że miałam szczęście, a trochę przez to, że naprawdę nie byłam gotowa na niego spojrzeć i go unikałam. Było mi głupio, tylko tym mogłam się usprawiedliwić.

Przerwałam pakowanie w połowie, kiedy dotarł do mnie sens słów mężczyzny.

- Wyjeżdżam? Ale że tak naprawdę wyjeżdżam? Czyli już tu nie wrócę jako ja, tylko jako ta faktyczna ja. Zaraz, co? - Przyłożyłam otwarte dłonie do skroni i próbowałam przetworzyć wszystko na raz. - Unikałam Junmyeona, teraz wyjeżdżam i on nawet się tego nie dowie, przez cholera wie ile. - Zaśmiałam się niewesoło, kiedy dotarło do mnie to, co miało się stać. - Świetnie. Książkę kraju, w którym mieszkam, mnie znienawidzi, a ja mogę zrobić jedno wielkie nic. Ten cały wyjazd to był jakiś pieprzony żart, popłaczę się. W którym momencie ktokolwiek uznał, że to może przejść, bo chyba nie rozumiem, co oni mieli w głowach. - Położyłam się na ziemi i wbiłam wzrok w sufit. Miałam ochotę zacząć się histerycznie śmiać. Nie, nie czułam potrzeby popłakania się, nic z tego. To wszystko wydawało mi się wtedy jakimś nieśmiesznym żartem, którego ja byłam główną bohaterką.

Zaczęłam głęboko oddychać, żeby się opanować i kiedy chęć zachowywania się jakbym była niespełna rozumu minęła, wyciągnęłam telefon. Odblokowałam go i wyszukałam jedyny kontakt, na którym mi zależało. Napisałam wiadomość składającą się z jednego słowa i wysłałam.

Kim Jongdae był osobą, która wręcz wcisnęła mi swój numer pewnego dnia, ponieważ uznał, że może mi się przydać. Wtedy wzięłam to za głupi żart z jego strony (bo ciężko było traktować go poważnie), a teraz cieszyłam się, że mam ten ciąg cyfr w telefonie. Był jedyną osobą z rodziny Junmyeona, którą mogłam poinformować, że mnie wywalili.

Odpowiedź dostałam zaraz po chwili, a był nią numer chłopaka wyświetlający się na ekranie. Odebrałam połączenie.

- Co?

- Ciebie też miło słyszeć, naprawdę. I dokładnie to, co napisałam. Przyszedł do mnie jakiś gość i powiedział, że mam się pakować. Nie wiem nawet, kiedy wyjeżdżam, więc świetnie.

Prince || Kim JunmyeonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz