21.

18 1 0
                                    

Spędziliśmy na ławce jeszcze dobre pół godziny, kiedy zaproponowałam, żebyśmy się przeszli. Im później było, tym mniej odpowiedni do temperatury był mój strój, więc potrzebowałam ruchu, szczególnie gdy zaczął wiać lekki, chłodny wiatr. Moja sukienka nie odkrywała teoretycznie wiele ciała, ale materiał był raczej cienki, a ja nie zabrałam z pokoju nic, co mogłabym nałożyć na wierzch. Nie podejrzewałam, że spędzę w ogrodzie tyle czasu.

— Wiesz może, która godzina? — Chodziliśmy po ogrodzie już od co najmniej godziny, kiedy postanowiłam o to spytać. Nie miałam przy sobie zegarka ani telefonu, więc pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że Junmyeon był w stanie mi odpowiedzieć. 

— Nie bardzo? Zgaduję, że około dwudziestej trzeciej albo północy, czemu pytasz? — Spojrzał na mnie, pierwszy raz od dwudziestu minut odrywając wzrok od gwiazd nad nami. Pokręciłam głową.

— Tylko się zastanawiam. Oceniam jak bardzo może się martwić mój brat, ale teraz myślę, że to było głupie pytanie. Nie mam pojęcia, o której widziałam go ostatni raz. — Skrzyżowałam ręce na piersi, żeby chociaż trochę się ogrzać. Niezależnie od godziny, temperatura stawała się coraz niższa, co uparcie o sobie przypominało, gdy co kilka minut zrywał się wiatr. Nie był wyjątkowo silny, ale z powodzeniem utrudniał mi życie, wywołując dreszcze wstrząsające całym moim ciałem. Dotychczas zapatrzony w niebo książę nie zwrócił na to uwagi, bo nie mógł tego zauważyć, ale tym razem musiało rzucić mu się to w oczy, bo zaczął rozpinać guziki marynarki.

— Co ty robisz? — Zmarszczyłam brwi, przyglądając się z konsternacją jego poczynaniom. 

— Ściągam marynarkę?

— Tyle zauważyłam, ale po co? — Ciemnowłosy tylko westchnął z niedowierzaniem.

— Trzęsiesz się. Co byłby ze mnie za dżentelmen, gdybym nie oddał ci swojej marynarki, kiedy zamarzasz idąc tuż obok mnie?

— Ale wtedy tobie będzie zimno, więc co to w ogóle za logika. Mam sweter w pokoju, mogę po niego pójść, to zajmie maksymalnie kilka minut.

— Zauważy cię ktoś z twojej rodziny albo ja zostanę przez kogoś zatrzymany i tyle będzie z naszego spaceru. — Po chwili wahania, dodał coś jeszcze, gdy zauważył, że chcę się sprzeciwić. — NIe chciałbym, żebyśmy musieli przerywać w środku rozmowy, dużo bardziej podoba mi się tutaj z tobą, niż w budynku, gdzie jest tłum ludzi, z którymi musiałbym rozmawiać, uważając na słowa i zastanawiając się trzy razy, czy na pewno mogę bądź chcę coś powiedzieć. — Nie ukrywam, że zabrakło mi wtedy słów. Nie spodziewałam się takiej szczerości z jego strony, nie w tamtym momencie. A jednak po chwili namysłu byłabym w stanie sobie uświadomić, że faktycznie, po jakimś czasie rozmowy, on również wydawał się całkowicie odprężony w mojej obecności, na co dotychczas nie zwróciłam uwagi, zbyt zaabsorbowana rozmową. 

— W takim razie nie oddawaj mi marynarki — stwierdziłam w końcu. Rzucił mi pytające spojrzenie. — Po prostu nie chcę, żebyś się przeziębił, miałabym wyrzuty sumienia. — Junmyeon uniósł brwi, patrząc na mnie wymownie.

— A ty możesz być chora i wywoływać poczucie winy we mnie? — Wzruszyłam ramionami.

— Wytrzymałam tak jakiś czas, dam sobie radę.

— Nie ma takiej opcji. — Odpiął ostatni guzik i ściągnął ubranie, zaraz je poprawiając i narzucając na moje ramiona. — Idealnie. — Uśmiechnął się z zadowoleniem. — Czy miałabyś coś przeciwko, gdybym cię objął?

— Nie, ale czemu–

— Wtedy nam obojgu będzie cieplej i szansa że się przeziębię będzie niższa — przerwał mi, zaraz przyciągając mnie do siebie jedną ręką. Objął mnie, odwracając wzrok. 

Prince || Kim JunmyeonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz