Od feralnego zdarzenia minął miesiąc. 30 dni spokoju. Jednak uznałbym to bardziej na ciszę przed burzą.
Dziwniejszą sprawą było to, że mój pajęczy zmysł wariował kiedy znajdowałem się blisko Clark. Istotnie Stark zachowywała się dziwnie; ale oni chyba mają to w genach.
Możliwe, że ona, jak i Pan Stark byli zestresowani. Kiedy jej ojciec latał po świecie zabawiając się, ona obgryzała paznokcie, upijała się lub po prostu wsiadała do samochodu albo na motor Kapitana i jeździła cały dzień.
Ten dzień zapowiadał się normalnie, ale to dla superbohatera pojęcie względne. Jednak kiedy sam Tony Stark wparował na lekcje chemii, nawet bez pajęczego zmysłu, domyśliłem się, że jest coś nie tak.
Myślałem, że ogłuchnę słysząc pisk podekscytowania dziewczyn, kilku chłopaków, jak i samej nauczycielki, która spadła z krzesła. Próba wstania wyglądała komicznie, ponieważ nie była ona za chuda i śmiesznie machała kończynami.
Jednak przebiła to mina Flasha, gdy pan Stark oznajmił, że mnie porywa. Zaskoczenie zmieszane z zazdrością. Na tą chwilę nie przejmowałem się tym, że później się na mnie wyżyje.
- O co chodzi? - Zapytałem, kiedy już szliśmy, a raczej biegliśmy po korytarzu kierując się w stronę wyjścia.
-Clark namierzyła Valeskę. - Moje oczy rozszerzyły się, a buzia lekko opadła w dół. - Podczas tego jednego z jej wyścigów. Chociaż raz ma dobre wytłumaczenie na zepsucie jednego z moich samochodów. Ale i tak musi przeprosić... najlepiej z beczką jakiegoś dobrego alkoholu.
Uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że nie ważne co się stanie Iron Man będzie w wyśmienitym humorze.
Mogę się założyć, że jeśli zaatakowałaby nas zmutowana śliwka to by ją zjadł.
W każdym bądź razie wpadłem do łazienki tak szybko, że o mało nie wyważyłem drzwi, ale jakoś teraz mnie to nie interesowało. Ściągnąłem ubrania, po czym zacząłem wkładać strój, a na koniec nacisnąłem na pająka znajdującego się na klatce piersiowej, tym samym dopasowując strój. Gdy się odwróciłem zobaczyłem jak zbroja Iron Mana połyka Tony'ego Starka.
Wyskoczyliśmy przez okno, po czym wypuściłem sieć z nadgarstka, a ona po chwila przylepiła się do jakiegoś budynku dzięki czemu nie została ze mnie plama. Chuśtałem się za panem Starkiem, który leciał chyba w północnym kierunku. Nie wiem, geografia nigdy nie była moją pasją, zawsze mogę poprosić o jakiś mega zaawansowany GPS, który mógł mnie kierować gdybym zgubił się w moim mieszkaniu.
Zdarzyło mi się to tylko raz... dobra, może dwa.
Dotarliśmy w końcu na dach jakiegoś bloku, gdzie czekała już cała drużyna i Clark w kombinezonie bardzo podobnym do tego Natashy.
Lądowanie wyszło nawet okej, więc nie zrobiłem z siebie pośmiewiska na oczach Avengers i agentki FBI. Dzisiaj mam chyba dobry dzień.
Żebym nie wykrakał.
W każdym bądź razie każdy był zdenerwowany; na twarzy doktora Bannera co chwila pojawiały się zielone żyły, które znikały kiedy on brał wdech i kołysał się lekko w rytm jakiejś piosenki, którą słyszał w słuchawce, pan farmer, znaczy pan Barton opowiadał żarty, które śmieszyły tylko mnie, pani Natasha polerowała swoje i tak już lśniące pistolety, pani Wanda miała zamknięte oczy, a wokół niej pojawiały się czerwone poświaty, które po chwili rozpływały się w powietrzu, pan Stark stał jak gdyby nigdy nic, ale tupanie nogą o posadzkę zdradzało jego poddenerwowanie. Z kolei pan Sam gadał chyba do siebie, ja natomiast uważnie obserwowałem... wszystko, chcąc zobaczyć... cokolwiek.
Chwila, czy te gołębie...?
Jedynie Clark stała nonszalancko, robiąc balona z gumy. Patrzyła się w telefon czytając coś, aż w końcu zacisnęła wargi i podeszła do końca dachu, zaczynając wpatrywać się w jeden punkt. Podążyłem za nią wzrokiem, a to co zauważyłem o mało co nie sprawiło, że spadłem z dachu. Jerome Valeska machał blondynie, która widząc to lekko się uśmiechnęła. W następnej chwili rudy pokazał podniesione do góry kciuki.
- Widzicie? - Zapytała. Na dźwięk jej głosu zwróciłem uwagę na niej - na szóstej, ten w czarnej bluzie.
Avengersi spojrzeli się w tym kierunku. Faktycznie, widzieliśmy sylwetkę rudego faceta, który zmierzał w stronę sklepu. Widziałem jak Falcone znowu zaczyna gadać, ale tym razem koło niego pojawił się dron, który poszybował w stronę podejrzanego. Po chwili Wilson potwierdził nam, że to Valeska, na co pan Stark kiwnął głową.
Falcon zeskoczył z dachu, ale po chwili rozłożył skrzydła i zaczął lecieć w kierunku sklepu. Widziałem wszystko w jakby zwolnionym tempie. Widziałem, jak Wilson, gdy był w odpowiednio blisko, wykonuje obrót tym samym kopiąc przestępce w plecy. Jerome zaczął upadać, a w tym samym czasie Natasha wypuściła linę ze swojej bransolety i już po chwili była na dole lądując na chłopaku. Wszyscy ludzie znajdujący się w okolicy krzyczeli zdziwieni, a niektórzy nagrywali całe zdarzenie.
- To nie on - usłyszałem w słuchawce głos Wdowy, na który się wyprostowałem. Faktycznie, Romanoff zeszła z chłopaka, po czym pomogła mu wstać, a Sam chyba zaczął go przepraszać. - Ucieka. Gonie go.
Ruda zaczęła biec przed siebie, goniąc kolejnego rudego typa w czarnej bluzie.
Gdzieś za sobą usłyszałem westchnięcie, po czym usłyszałem głos pana Starka:
- Młody - odwróciłem się. - We no się wykaż i złap go, huh? Tylko tego nie spieprz, jak Wilson.
Z zapałem pokiwałem głową, po czym, tak jak jakiś czas temu Falcon, zeskoczyłem z budynku. Po raz kolejny wypuściłem pajęczynę, modląc się, żeby się teraz nie kończyła. Leciałem w kierunku Romanoff, a gdy kątem oka zobaczyłem skierowany w moją stronę telefon zrobiłem fikołka w powietrzu. Wcale się nie popisuję.
Biegli całkiem szybko, więc ponownie skupiłem swoją uwagę na nim, a raczej na...
Cholera, te spodnie tak opinają tyłek Valeski, że... SKUP SIĘ, PETER.
O czym ja myślę?
Jerome wmieszał się w tłum ludzi, przez co Natasha go zgubiła, jednak ja ten tyłeczek znajdę wszędzie.
Chyba serio muszę się zapisać do jakiegoś psychologa. Może Banner ma wolne godziny?
Wypuściłem pajęczyne, która teraz leciała w stronę psychopaty i po chwili owinęła się wokół jego nóg, przez co zaliczył bliskie spotkanie z chodnikiem. Wylądowałem tak, że znajdował się pomiędzy moimi nogami i już bez większych problemów związałem pajęczyną jego ręce. Zauważyłem Stark, razem z Romanoff zmierzające w naszą stronę, więc podniosłem osiemnastolatka, który śmiał się teraz w niebo głosy.
Jerome spojrzał się na Clark, gdy ta poprawiała swoją kitkę i mrugnął do niej na co ona przewróciła oczami. Czułem się dziwnie obserwując ich. Czyżby się znali. W sensie słyszałem coś, że siostra pana Starka mieszkała jakiś czas w Gotham, ale uważałem to za plotki, bo Clint opowiadał na prawdę dziwne historie związane z tym okresem życia kobiety.
Czarna Wdowa złapała zabójce za ramię i już miała z nim odejść, gdy on nachylił się ledwo zauważalnie w moją stronę, po czym wyszeptał:
- Do zobaczenia, Parker.- Zaczął się śmiać jeszcze bardziej, a ja stałem jak sparaliżowany.
Co do kur...?!
CZYTASZ
Prawda boli? [marvel x dc]
FanficZnany seryjny morderca i jego zwolennicy chcą pokazać światu, że nie tylko Gotham można łatwo zniszczyć.