Grace miała zawsze dużo pracy, co zapewne nikogo nie dziwiło, zważając na fakt, że samodzielnie wychowywała siódemkę dzieci.
Prawdopodobnie każda inna kobieta na jej miejscu miała by dosyć, ale nie ona.
Grace każdego dnia dostrzegała więcej. Każdego dnia była coraz bardziej wdzięczna za powołanie jej do życia. Każdego dnia bardziej kochała.
Dzieci zostały sensem jej egzystencji, co za pewne nie znaczyło za wiele, skoro dzieci były jedynym, co w życiu znała.Jak każdego wieczora szła do sypialni dziecięcej, aby zaśpiewać kołysankę, lub opowiedzieć bajkę. W zależności od zachcianek maluchów. Sir Reginald mówił jej, że dzieci są jeszcze za małe, żeby się komunikować, ale Grace się nie zgadzała.
Nie zgadzała się z sir Reginaldem jeszcze w kilku innych dosyć kluczowych sprawach.
Uważała, że dzieci powinny być nazwane i jak na razie powinny mieć razem pokój. Drugą sprawę przeforsowala bez trudu. Nawet nie musiała podawać swoich (dokładnie przemyślanych) argumentów. Pan Hargreeves po prostu się zgodził.
Jednak w związku z pierwszą kwestią nie mogli dojść do porozumienia.
Grace pamiętała w szczegółach tamtą rozmowę.O godzinie 18:23, dokładnie dwadzieścia minut przed zachodem słońca i pięć minut po uśpieniu dzieci, weszła do gabinetu. Sir Reginald siedział przy biurku i gorączkowo notował.
Grace wyłożyła mu swoją kwestię. On powiedział "Stać mnie, żeby zapewnić dzieciom osobne sypialnie."
Odparła mu, że uważa, że dzieci na tym etapie rozwoju, potrzebują towarzystwa rówieśników, a skoro mają tylko siebie nawzajem, muszą spędzać czas ze sobą. Zgodził się.Napędzana sukcesem, poruszyła kolejną dręczącą ją sprawę. "Nie" padła krótka odpowiedź. Spróbowała przedstawić swoje argumenty, ale był nieugięty.
Następnego dnia po południu w największym pomieszczeniu na pierwszym piętrze, przyklejono tapety, zawieszono zasłony i wstawiono siedem białych, rzeźbionych kołysek, każda z tabliczką z numerem.
Tego samego dnia wieczorem, stała nad każdą kołyską po kolei i nadawała dzieciom imiona.
"Ty będziesz Klaus, kochanie." wyszeptała głaszcząc po policzku niemowlę, patrzące na nią z uwagą, dużymi oczami.
"A ty będziesz Tom. W skrócie Tommy, to brzmi jak imię dla takiego malca jak ty" powiedziała, delikatnie łapiąc stópkę dziecka w kołysce oznaczonej numerem pięć.Wychodząc pięć minut później z pokoju, zatrzymała się w progu i uśmiechnęła z czułością. To była właśnie miłość.
Wracając świadomością do rzeczywistości, minęła swoje zwykłe miejsce odpoczynku i stanęła przed drzwiami z jasnego drewna, zza których dobiegało kwilenie.
Weszła do środka i nie była wcale zdziwiona stanem, w jakim znajdowało się każde z dzieci.
Luther próbował przez swoje szczebelki w łóżeczku, dosięgnąć kocyka Allison, który najwyraźniej wypadł. Gdy mu się to nie powiodło, poklepał z radością swój kocyk, uśmiechając się rozkosznie do dziewczynki, ktorej kołyska stała obok.Na początku obok Luthera, leżał Diego, ale Grace szybko zauważyła, które dzieci wolą kogo towarzystwo i poprzestawiała kołyski. Takim sposobem na początku leżał Luther, obok niego Allison, dalej Diego, Klaus, Benny, Tommy i Vanya.
Allison uśmiechała się słodko do Luthera, pomimo łez w oczach, które były zapewne spowodowane brakiem ulubionego kocyka.
- No, Luther? - powiedziała Grace - Chcesz oddać siostrze kocyk?
Dziecko zapewne nie zrozumiało, ale pomachało do niej kocykiem, co Grace wzięła za tak. Przykryła więc dziewczynkę błękitnym kocykiem w gwiazdki, a chłopca fioletowym w kwiatki.Diego jak tylko ją zobaczył, wstał chwiejnie, chwytając się szczebelków, i zadziwiająco celnie zaczął rzucać w nią pluszakami, żeby pokazać jak się cieszy. Każdy rzut chybiał o milimetry, ale Grace miała wrażenie, że dzieje się tak tylko dlatego, bo chłopiec sobie tego życzy.
Szybko pozbierała pluszaki i włożyła do łóżeczka numeru dwa, po czym podniosła chłopca na ręce.
- Witaj, Diego - wymruczała, całując go w czoło. Dziecko zachichotało i objęło ją małymi rączkami za głowę. - Dobranoc, skarbie.
Odstawiła Diego do łóżeczka, ale on uparcie nie chciał się położyć, tylko wystawiał rączki w stronę Grace.
- Idź spać, skarbie. Proszę - poprosiła, nachylając się by pocałować ciemne włosy chłopca. Diego w końcu uległ i przytulił do siebie przytulankę tygrysa kładąc się. Grace przykryła go kocykiem i ruszyła do kolejnego łóżeczka.Klaus był zupełnie rozbudzony, gaworzył sam do siebie, trzymając się za stopy i się kołysząc. Grace bardzo szybko odkryła, czego potrzeba chłopcu do zaśnięcia. Miał zaledwie parę dni, kiedy odkryła, że kiedy położy go z Diego lub Bennym, Klaus zasypia niemal natychmiast.
- No to, z kim chcesz spać dzisiaj, kochanie? - zapytała chłopca, biorąc go na ręce. Chłopiec pomachał w stronę łóżeczka Diego. Grace odgarnęła mu kręcone, ciemne włosy z czoła i pocałowała go. Klaus odwzajemnił się mokrym buziakiem w brodę kobiety.
- W takim razie, chodź do Diego.
Położyła chłopca w łóżku brata. Po chwili przykryłam go, jego własnym kocykiem. Klaus wtulił się w bok swojego brata i zamknął oczka.Ben zawsze szybko zasypiał i prawie nigdy nie płakał. Teraz też leżał już spokojnie i ssał kciuka. Oczy miał otwarte, ale widać było że same mu się zamykają. Wolną rączkę zwinął w piąstkę i potarł oczka. Pomyślała sobie, że pomiędzy trzema braćmi, leżącymi obok siebie musiała być jakaś telepatia, bo Klaus zawsze chciał spać z tym bratem, który jeszcze nie spał, albo który właśnie płakał. Uśmiechnęła się do Benny'ego i nachyliła się, całując go.
W ostatnim łóżeczku, Vanya zaczęła płakać, więc to do niej Grace podeszła najpierw. Tommy na dźwięk płaczu siostry, usiadł w swojej kołysce i wpatrzył się w nią uważnie. Vanya uchwyciła wzrok brata i stopniowo zaczęła się uspokajać. Po chwili na jej buźce zakwitł uśmiech, który Tommy odwzajemnił.
Grace wzięła dziewczynkę na ręce i przytuliła ja do siebie.
Dziecko objęło ją za szyję i unormowało swój oddech.
- Wszystko już w porządku. - wyszeptała do niej i pogłaskała włosy dziewczynki. Po chwili wyczuła, że dziecko już śpi, więc najdelikatniej jak potrafiła odłożyła je do kołyski i przykryła ją białym kocykiem w małe różyczki.Odwróciła się w stronę Tommy'ego.
- Jesteś obrońcą swojej siostry, prawda malutki? - zwróciła się do dziecka, które popatrzyło się na nią bystrym wzrokiem i po chwili zmaterializowało się w jej ramionach.
Grace przez chwilę patrzyła na chłopca.
- Naprawdę jesteście niesamowici. - powiedziała bez większego zdumienia, tak jakby podejrzewała to od dawna.
Ucałowała główkę dziecka i położyła je delikatnie w łóżeczku. Tommy potarł zmęczone oczka i pomachał jej. Uśmiechnęła się, przykrywając go.- To niezwykłe dzieci. - powiedział sir Reginald, kiedy minutę później składała mu dzienny raport. Grace zgodziła się z nim, ale miała wrażenie, że mają zupełnie co innego na myśli. - Kiedyś zmienią świat - dodał.
Tym razem Grace nie zgodziła się z nim w myślach.
Już zmieniły świat. Przynajmniej ten należący do niej.
CZYTASZ
when we were young; the umbrella academy
Fiksi PenggemarKrótka historia o tym, jak Klaus nie mógł zasnąć, nie trzymając braci za ręcę, Luther oddawał swój kocyk Allison, Vanya przestawała płakać tylko przy Numerze Piątym, Ben wolał ciszę, a Diego wszędzie chodził za mamą.