Rozdział 4 - Karina, to nie tak jak myślisz!

252 23 5
                                    

                               Kuba

Na zegarze widniała godzina dziewiąta zero jeden. Promyki wschodzącego słońca, które padały mi wówczas na twarz były nieziemsko wkurwiające. Jednak tego ranka, nawet kac nie był w stanie postawić mnie na nogi. Właściwie do czasu. Podczas gdy beztrosko leżałem w cieplusim łóżeczku wbijając swój wzrok w jakże interesujący sufit, rozległ się przeszywający moje uszy dźwięk dzownka do drzwi. Szczerze mówiąc strasznie mnie to zdziwiło, ponieważ nie spodziewałem się tego dnia żadnych gości. Z wielką niechęcią, podniosłem się do siadu zarzucając na siebie mój ulubiony szlafrok. Lekko zaspanym krokiem udałem się w stronę wyjścia. Nie zdążyłem porządnie chwycić za klamkę, gdy osoba stojąca po drugiej stronie zaczęła wydzierać się w niebogłosy. Jak się okazało, była to Karina. Dziewczyna, a raczej psychofanka Łukasza. Jej widok totalnie mnie zadziwił, nie rozumiałem czego szuka u mnie o tej porze.

– Kuba! Człowieku, co tak stoisz?! Rusz tą spasioną krowią dupę i zawieź mnie do Łukaszka!

– B... Boże Karina co się znowu sta... - próbowałem dopytać się kobiety.

– Flas! Mówię coś do ciebie! Zawieź mnie natychmiast do Łukasza!

Cóż, w tym momencie zroumiałem że nie warto dyskutować z tą wariatką. Z racji, że kobiecie się nie odmawia, zarzuciłem na siebie pierwsze lepsze wdzianko i w pośpiechu zgarnąłem że stołu kluczyki do mojej BMW, tym samym wybiegając z mieszkania.

Przez całą trasę Karina próbowała mnie ponaglać. Wyglądała na dosyć przejętą. Cały czas mówiła o tym, że Wawrzynowi stała się krzywda. Mimo paniki tej stukniętej laluni, zachowałem zimną krew. Często wyolbrzymiała swoje problemy i podchodziła do nich zbyt emocjonalne. Byłem pewny, że przesadza ze swoim zachowaniem, a chłopacy nagrywają teraz jakiś film.

Po 20 minutach drogi pełnej krzyków i nerwów, dotarliśmy pod ich apartament. Czym prędzej wysiedliśmy z fury, udając się w stronę wejścia. Przez jakiś czas pukaliśmy do drzwi, jednak bezskutecznie. Nie powiem, strasznie mnie to zaskoczyło, bo nawet podczas nagrywek nigdy nie zdarzyło się aby mieli jakikolwiek problem z otworzeniem mojej osobie drzwi. Postanowiłem więc zawrócić do auta, po zapasowy pęk kluczy. Łukasz dał mi je z dobre 8 miesięcy temu, tak na wszelki wypadek, no i w końcu się po coś przydały. Po chwili namysłu nad tym, który klucz jest tym pasującym, wpuściłem nabuzowaną kobietę do środka. Co prawda jej wejście wyglądało bardziej jak spuszczenie świń na kolację, ale postanowiłem że zostawię to bez komentarza. Wyobraźcie sobie jakie było jej zdziwienie, gdy nie zastała chłopaków jedzących śniadanie, jak zawsze o tej porze.

– Jezu Kuba! Na pewno ktoś go porwał! Co jeśli siedzi gdzieś w ciemnej piwnicy jakiegoś zwyrola!?

– Spokojnie, na pewno gdzieś tu są. Skocz rozejrzeć się na dole, podczas gdy ja sprawdzę na piętrze, zgoda? - zapytałem że stoickim spokojem.

– No okej - odpowiedziała z lekko skwaszoną miną wystraszona kobieta.

Jak powiedziałem, tak też zrobiłem. Z małym zażenowaniem udałem się po schodach na górę. Sprawnie zajrzałem do prawie wszystkich możliwych pokoi, jednak ku mojemu zaskoczeniu nie było tam ani śladu chłopaków. Nie powiem, zmartwiło mnie to niemiłosiernie, jednak pełen nadziei udałem się w stronę ostatniego pomieszczenia na górze. Był to bowiem pokój Marka. Chłopacy rzadko tam przesiadywali, sam Marek częściej spał na kanapie w salonie niż w własnym pokoju
Jednak moja decyzja o zajrzeniu tam była słuszna.
Cichym krokiem podeszłem możliwie blisko drzwi i chwyciłem ostrożnie za klamkę. Gdy tylko uchyliły się, moim oczom ukazał się widok, którego nigdy nie zapomnę.

Doskonały. ||| KxK [ZAWIESZONA NA CZAS NIEOKREŚLONY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz