I

25.9K 860 504
                                    

Dopisek 15.03.2021
Chciałabym prosić o niereklamowanie swoich opowieści w odpowiedzi na komentarze czytelników. Jest to uciążliwe zarówno dla mnie, jak i zapewne dla nich. Jeśli chciałabyś/chciałbyś uzyskać pomoc w wypromowaniu swojego dzieła, napisz do mnie w wiadomości prywatnej, gdzie się dogadamy pod tym względem.

Od dnia dzisiejszego wszelkie reklamujące się konta będą przeze mnie blokowane, a komentarze usuwane.
Miłego czytania^^

cRozdział pierwszy
Chcę Odnaleźć Siebie Każdego Dnia"

Choćby zaraz
Która droga poprowadzi mnie dziś

Choć odpowiedzi brak
Na ulicach życia odnaleźć chcę
Siebie sam
By uwierzyć, że w labiryncie życia
Znajdę miejsce gdzie ja - jestem sobą

Chcę choćby zaraz
Która droga poprowadzi mnie znów

Choć odpowiedzi brak...

•••

Pogrążając się w wodzie, Harry rozmyślał o sobie. Albo... raczej nie o sobie.
Myślał o osobie, której odbicie widział w oczach innych.
Harry Potter.
Chłopiec, Który Przeżył.
Chłopiec, który pokonał Czarnego Pana.
Chłopiec, którego zwycięstwo okazało się porażką, bo nie potrafił zapobiec jego odrodzeniu. Ponieważ to on właśnie był źródłem życiodajnej siły, dzięki której potwór narodził się na nowo, potężniejszy niż kiedykolwiek.
Chłopiec, którego czczono pomimo że nie potrafił nawet ocalić swojego szkolnego kolegi.
Zwykłe, bezradne dziecko, ścigane przez Voldemorta, nie mające nikogo, kto by się o nie troszczył.
Harry Potter – Chłopiec, Który Zawiódł.
Ten, dla którego wszyscy byli tacy mili. Ten, którego wszyscy tak żałowali.
Tak jakby... przez cztery lata był głównym bohaterem opowieści, a potem nagle stał się w niej epizodyczną postacią; nieistotnym utrapieniem w obliczu posępnego widma wojny, toczącej się za murami Hogwartu.
Kiedy przechodził korytarzami, na zmęczonych, pełnych napięcia twarzach osób, które mijał, pojawiał się wymuszony uśmiech. Niemal słyszał ich myśli – biedny, skrzywdzony Harry, nie możemy pozwolić, aby Harry czuł się źle...
Tak, jakby nadal był dzieckiem.
Przez ostatnie trzy lata każdy próbował robić wszystko, aby Harry Czuł Się Lepiej.
Nie ma rzeczy bardziej okrutnej i bezwzględnej niż litość. To uczucie, jakim obdarza się kogoś słabego, kiedy nie starcza już sił na pogardę. Uczucie, które nie ma nic wspólnego z miłością.
Ścigany współczującymi spojrzeniami, przemykał się pod ścianami, aby usiąść w najdalszym kącie klasy, lub by wślizgnąć się do łóżka i ukryć pod kocami.
Chciał uciec od tych wszystkich walentynek, które były imitacjami hołdu złożonego mu przez Ginny Weasley na drugim roku. Od meczów quidditcha, w których Krukoni i Puchoni przegrywali, by Harry Potter mógł upajać się wspaniałymi zwycięstwami.
Harry prawie się już z tym pogodził. Skoro chcą coś dla niego robić, to po co ich powstrzymywać? I tak nie dało się tego uniknąć, a walka z tym była z góry przegrana.
A teraz jeszcze to.
Ostateczne upokorzenie, ostatni obraźliwy gest w stronę żałosnej, skrzywdzonej istoty.
Kolejny Turniej Trójmagiczy, trzy lata po tamtym.
Pozwólmy Harry'emu to załatwić, pozwólmy Harry'emu wygrać, pozwólmy mu przekonać się, że nic złego się nie zdarzyło; potem będziemy mogli klaskać, a chłopiec sierota będzie szczęśliwy. Czyż to nie będzie przyjemne?
Niemal rzucił im to w te współczujące twarze. Ale jednak zrezygnował, jak zwykle zresztą.
Jeśli taka była cena, jeśli chcieli przekonać się, czy odzyskał już równowagę po zmartwychwstaniu Voldemorta, i czy mogą nareszcie zająć się swoim życiem... niech tak będzie.
Harry kochał niektórych z nich. Chciał, żeby byli zadowoleni.
Zwyciężył smoka. Przyjął zaproszenie na bal od Parvati Patil i tańczył z nią, dopóki nie oddaliła się do swojego chłopaka, Deana Thomasa. (Potem wypił trochę wody, którą Seamus Finnigan zamienił w rum. Tylko tyle, aby ogarnęło go litościwe zobojętnienie, ale nie na tyle, żeby ktokolwiek zaczął się o niego martwić.)
Harry pamiętał ten bal bardzo wyraźnie.
W rzęsiście oświetlonej, dusznej sali, starał się uśmiechać do każdego, kto przechodził obok. Bardzo szybko poczuł się oszołomiony i zrobiło mu się niedobrze. Hagrid i jego żona, Dumbledore oraz Hermiona i Ron rzucali w jego stronę niewymuszone uśmiechy.
I nagle wszystko zaczęło wirować. Roziskrzone światła lamp mieszały się z barwnymi refleksami włosów, sukien i biżuterii. Całość przypominała feeryczny obraz, z którego spływała farba. Kolory przenikały się i migotały.
Postacie tańczących Hermiony i Rona zamieniły się w jedną rozmazaną plamę. Błękit oczu Dumbledore'a zlewał się z niebem zaczarowanego sufitu wielkiej Sali. Czerń włosów Padmy Patil tworzyła kontrastową abstrakcję z niemal białą czupryną Malfoya, który systematycznie upijał się przy stole Slytherinu.
To był koszmar. Przytłoczony narastającym uczuciem rozpaczy, Harry ukrył głowę w ramionach i udawał, że jest po prostu zmęczony.
W porównaniu do balu, drugie zadanie wydawało się być błahostką.
Udał się do łazienki prefektów, tym razem legalnie, ponieważ był prefektem (bo czyż biedny, kochany Harry mógłby nim nie być?). Rozwiązał swoją zagadkę.
Skrzeloziele leżało na jego poduszce, starannie ułożone przez wiernego Zgredka. Skrzat nadal udawał przywiązanie, które zapewne dawno już stopniało.
Merlinie... Był tak wdzięczny tej chłodnej wodzie; mętna zieleń otaczała go i pochłaniała, kryjąc przed wzrokiem innych. Niemal pragnął pozostać tu na zawsze.
A jeśli bym został? pomyślał nagle. Wiedział, że efekt działania skrzeloziela można usunąć zaklęciem. Mógłby tak zapadać się w dół, na samo dno, aż jego płuca rozsadziłaby potrzeba nabrania oddechu. A potem nie byłoby już nic, poza ciszą i otaczającą go chłonną kąpielą wody.
Ale jak czuliby się inni...? Udowodniłby im, że mieli rację... Okazałby się tym słabym dzieckiem, za które go uważali. Dzieckiem, które nie potrafi stawić czoła rzeczywistości.
Harry nie był typem człowieka, który wybierał najłatwiejsze wyjście z sytuacji. Nawet teraz mógł walczyć. Nawet teraz, chciał walczyć.
Więc... powinien teraz poszukać Rona, znaleźć go i czekać, aż uwolnią wszystkich zakładników, a potem zdobyć punkty w nagrodę za swoją rycerskość.
Znaleźć Rona.
Harry płynął, rozkoszując się kojącym ruchem wody opływającej jego zmęczone ciało. Mijał obojętnie wszystkie niebezpieczeństwa, które nie mogły mu zagrozić.
W końcu odnalazł siedzibę trytonów – miejsce, gdzie przebywali zakładnicy. Uważnie przeszukiwał wzrokiem przestrzeń, starając się dostrzec intensywną czerwień włosów Rona.
I wtedy coś sięgnęło w głąb jego piersi i chwyciło za serce, a jego świadomość została gwałtownie przeniesiona do innego, znacznie bardziej realnego i przerażającego świata.
Przerażony i zrozpaczony wbijał wzrok w obce twarze zakładników. Czuł, jakby skrzeloziele przestało działać, jakby nagle zaczął tonąć. Opanowało go przemożne pragnienie zaczerpnięcia tchu. Zamknął oczy, nie chcąc oglądać tego widoku.
Nie mógł jednak powstrzymać się od ponownego ich otwarcia.
Tuż przed nim, w ponurych, szmaragdowych odmętach jeziora, które nadawały jego twarzy wygląd maski z kolorowego szkła, stał Draco Malfoy.

✔️Światło pod wodą/Underwater Light | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz