XX

5.7K 406 416
                                    

Rozdział dwudziesty

Wezwania

Tajemnic wiele mam i kilka twarzy,
na nerwach świetnie gram i kłamię, gdy się boję.
A kiedy kocham tak jak teraz Ciebie,
to prędzej umrę niż opowiem o tym Tobie.
Więc pomyśl, proszę, nim na dobre do serca weźmiesz mnie,
bo życie ze mną to randka w ciemno...

Czy masz w sobie tyle sił,
by moim mężczyzną być?
Czy masz w sobie taką moc,
By chronić mnie przede mną?
Czy masz w sobie tyle sił,
by moim mężczyzną być?
Czy masz w sobie taką moc,
by wciąż pod prąd w nieznane płynąć?

Dopóki Harry nie ocknął się ze snu, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo czekał na moment, kiedy rankiem ujrzy przy swym boku Draco.
Zanim otworzył oczy, leżał przez chwilę i myślał jakby to było, gdyby nie obudził się sam.
Widok jasnej skóry znajdującej się tak blisko, że stanowiłaby tylko zamazane tło dla drobnych włosków, które srebrzystym meszkiem porastały kark Ślizgona. Ciepło, komfort i poczucie bezpieczeństwa wypływające z faktu, że są razem, i radość, że może odmierzać czas za pomocą oddechu drugiej osoby.
Zatonął w marzeniach, wypełnionych wizjami ich splecionych ciał, rąk przesuwających po rozgrzanej snem skórze oraz dźwiękami leniwych pomruków rozkoszy. Zaraz jednak zreflektował się, że snucie erotycznych fantazji podczas gdy ich główny bohater znajduje się w pokoju, jest idiotycznym pomysłem.
Natychmiast otworzył oczy.
Draco wyszedł z łazienki – był właśnie w trakcie mycia zębów.
W porannym świetle wyglądał młodo i radośnie. Jego lekko zmierzwione włosy błyszczały wilgocią; miał na sobie szare spodnie od mundurka i białą koszulę, którą usiłował zapiąć jedną ręką. Nie wyjmując z ust szczoteczki do zębów, uśmiechnął się do Harry'ego promiennie.
Harry poczuł ukłucie żalu. Ta scena była taka... swojska. Tak łatwo mógłby się do tego przyzwyczaić, zdecydowanie zbyt łatwo.
Zmarszczył brwi.
- Czy to przypadkiem nie moja szczoteczka?
- Ak... – Draco wyjął szczoteczkę. – Miałem kapcia w ustach – wyjaśnił nieskruszony. – Stwierdziłem, że nie będziesz miał nic przeciwko.
Na dolnej wardze miał ślady pasty. Harry usiłował sobie wmówić, że wygląda to okropnie.
Gdyby zaczął być fetyszystą pasty do zębów, znaczyłoby to, że jest kompletnym dewiantem.
- Lupin przyniósł nam nowe mugolskie mundurki – ciągnął Draco wskazując na swoje spodnie. – Według rygorystycznego regulaminu naszej straszliwie purytańskiej szkoły, na wycieczce z nauczycielami, przez cały czas mamy obowiązkowo nosić uniformy. Chciałem sobie wymyślić jakiś odpowiedni pseudonim konspiracyjny, ale Lupin powiedział, że to niepotrzebne. – Naburmuszył się. - Wstrętny popsuj-zabawa.
Harry nie potrafił zachować powagi. Podparł się na łokciu i patrzył na Ślizgona z rozbawieniem.
Draco wykrzywił się do niego.
- Ruszaj się, Potter. Idziemy na śniadanie. Szybko, bo jestem głodny.
Harry przeciągnął się i ziewnął.
- Jakim cudem jesteś taki rześki? Myślałem, że zwykle sypiasz do późna.
- Jest późno. Już po jedenastej. Spałeś jak kamień – powiedział z roztargnieniem Draco, podnosząc krawat i przyglądając mu się sceptycznie. Wreszcie założył go na szyję. Chwycił oba jego końce i poruszył nimi niepewnie. – Eeee – poddał się i spojrzał na Harry'ego. – Możesz coś z tym zrobić...?
Harry przeklinał się w duchu, że jest godnym politowania głupkiem, który ani na chwilę nie potrafi powstrzymać ckliwego uśmiechu, goszczącego z uporem na jego twarzy.
Wstał i odebrał Ślizgonowi końce krawata.
Oczywiście było to równoznaczne ze zbliżeniem się do Draco, co zawsze wywoływało w Harrym efekt zahamowania wszelkich procesów myślowych. Starał się sprawiać wrażenie opanowanego i skupionego, ale fala emocji jak zwykle zaparła mu dech w piersiach.
Draco pachniał... cóż, po prostu pastą do zębów.
Harry związał krawat tak dobrze jak potrafił i odsunął się o krok, żeby spojrzeć na swoje dzieło. Z tej odległości myślało mu się dużo lepiej.
- Dziękuję – powiedział Draco jaśniepańskim tonem. – A teraz się pospiesz. Umieram z głodu.
- Muszę się ogolić – wymamrotał Harry, przecierając oczy i ruszył do łazienki.
Draco podążył za nim, co byłoby dość kłopotliwe, gdyby Harry musiał skorzystać z toalety. Ślizgon oparł się wygodnie się o umywalkę i zaczął utrudniać Harry'emu golenie.
Harry ganił się w myślach, że nie ma siły zaprotestować, ale nie zakłócało to jego błogostanu.
- Hej – Draco obrzucił krytycznym spojrzeniem twarz Harry'ego. – Naprawdę, masz niezłą szczecinę. Fuksiarz.
Jeśli Draco nadal będzie się na niego tak gapił, Harry w końcu poderżnie sobie gardło.
- A to czemu?
- Lubię zarost – stwierdził Draco, kontemplując oblicze przyjaciela. – Wygląda tak męsko; ja chyba nigdy się tego nie doczekam.
- Przykro mi, że mam bardziej męską urodę niż ty. – Harry udawał powagę, gdy Draco, dając upust swemu oburzeniu, mełł w zębach przekleństwa.
Później, zakładając skarpetki, Harry pomyślał, że naprawdę jest żałosny. To wszystko nie było jakimś dającym mu nadzieję sygnałem, tylko zwykłym, sennym gestem pocieszenia i uśmiechem o poranku. Nadal jednak czuł się spokojny i radosny, i żadna logika nie była w stanie tego zmącić.
Gdyby nie ta cała... reszta - paląca potrzeba działania i żal, że zamiast pomagać innym, musi ukrywać się jak zlęknione dziecko, byłby szczęśliwy.
Gdyby nie ta cała reszta....

✔️Światło pod wodą/Underwater Light | drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz