1

151 16 8
                                    

Clark Kent nienawidził wstawania wcześnie rano na autobus, chociaż nie miał nic przeciwko wstawaniu o poranku w dni wolne. Tego przyczyną była tylko jedna rzecz, a jest nią godzinna jazda szkolnym autobusem, na którą był skazany od kilku lat, aby dojeżdżać do szkół. Kochał mieszkanie na farmie, zajmowanie się zwierzetami, pomaganie rodzicom, bliskość z naturą, ale niecierpiał odległości, która dzieliła go, najpierw od gimnazjum, teraz od szkoły średniej. Co prawda, w gimnazjum spędzał ten czas ze swoją przyjaciółką, Lois, która wprowadziła się do swojej rodzicielki na koniec kraju. Z początku było mu smutno i był nawet zły na Lois, że go opuściła, lecz zdał sobie sprawę, że takie jest życie i może to on będzie musiał kiedyś opuścić swojego przyjaciela. Gdy rozpoczął kolejny stopień edukacji przez blisko dwa miesiące jego "kompanem" na siedzeniu obok był plecak, dopóki, dzięki swojemu obecnemu przyjacielowi z kółka naukowego, Bruce'owi, nie poznał John'a. Brytyjczyk wsiadał do autobusu dwa przystanki po czarnowłosym, siadał na końcu pojazdu i nie zwracał na nikogo uwagi. Wydawał się być oziębły i cyniczny, co po poznaniu okazało się być prawdą. Jednak po bliższym poznaniu okazał się być dość miły, a nawet przyjacielski, lubił też docinać ludziom i kłócić się, szczególnie z Hal'em o jego obsesje na punkcie komiksów, ale o tym kiedy indziej.

- Czego słuchasz, mate? - Clark podskoczył, zdając sobie sprawę, że John usiadł obok niego, wyciągnął słuchawkę, a następnie przyłożył ją do swojego ucha. - Soup is Good Food*! Czyli przesłuchałeś wczoraj to co Ci wysłałem?

- Tak - odpowiedział spoglądając na blondyna. - Chociaż przez to mama chciała, żebym poszedł spać w aucie.

John tylko prychnął i pokiwał głową.

- Nie jest źle, mi ojciec rozwala butelki nad głową - chłopak wzruszył ramionami, a następnie przeciągnął się. - Jak twoje przygotowania na bal jesienny, panie wiceprzewodniczący?

Clark westchnął. Klasyczny John. Jeszcze przed poznaniem Constantine, Diana mówiła mu w jakich warunkach żyje ich rówieśnik, było mu żal chłopaka i gdy bardziej się zaprzyjaźnili powiedział mu, że w razie czego może u niego nocować i porozmawiać o tym, na co w odpowiedzi chłopak podziękował i odpowiedział, że rodziny się nie wybiera. Tak było za każdym razem, gdy John pukał do drzwi rodziny Kent. Clark dawał mu coś do jedzenia, oglądali do późna filmy i nie rozmawiali o tym, co się stało. Nastolatek omijał temat na wszystkie sposoby, ale nie zawsze mu się to udawało.

- Świetnie - odpowiedział wreszcie Kent. - Załatwiłem już większość rzeczy z Zatanna, ale musimy jeszcze znaleźć zespół i opiekuna, bo jeden zrezygnował.

- Eh, to chujnia.

- Niestety, przyjdziesz na bal?

- Jak zawsze - chłopak uśmiechnął się do niego promiennie. - Ktoś musi podpierać ściany.

↓↓↓

- Z kim idziesz na bal? - Diana złapała pod rękę kompletnie nie spodziewającą się tego Zatanne, przez co dziewczyna spojrzała na nią z chęcią mordu w oczach.

- Diano! - burknęła poprawiając ramię torebki, która jej spadła. - Kocham Cię, jak siostrę od innej matki, ale jeśli jeszcze raz tak zrobisz to zabije cię i poproszę Bruce'a, żeby wysadził trumne z twoim ciałem.

Diana zaśmiała się i przyjrzała się przyjaciółce. Jak każdego dnia miała na sobie bluzę, czarne dresy i trampki, a jej włosy były zaplecione w warkocza. Miała wrażenie, że dziewczyna zmienia jedynie bluzy, ponieważ to była jedyna rzecz w jej outfit'cie, która nie miała koloru czarnego, ale kim ona była, żeby mówić jej jak ma się ubierać? Sama lubiła wygodne ciuchy, chociaż preferowała noszenie koszul do szkoły. Jeśli Zatanna lubi się tak ubierać i wygodniej jej tak, to ona nie miała nic do gadania, ale nie raz obie żarty, że Zatara w dniu zakończenia szkoły, również ubierze dresy.

- Wracając - powiedziała Zatanna podchodząc do swojej szkolnej szafki. - Pewnie z nikim i będę podpierać ścianę, jak John i Mera.

- Jasne - Diana odrzuciła do tyłu część włosów. - John pewnie zajmie się z Olivierem opróżnianiem whisky i tequili, która przyniesie Hal, a Arthur może nareszcie zagada do Mery.

- Pewnie masz rację.

- Zawsze mam rację - Diana przewróciła oczami. - Jestem starsza, ładniejsza i mądrzejsza.**

- Jesteś starsza tylko o miesiąc.

- Aż miesiąc.

↓↓↓

Hej, jak już pewnie zauważyliście rozdział nie jest długi, następne będą albo podobnej długości albo trochę dłuższe.

Jeśli zauważyliście gdzieś jakiś błąd to dajcie mi o nim znać ;)

Do następnego!


*piosenka zespołu Dead Kennedys
**nawiązanie do słów Donny Troy z serialu Titans.

school friendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz