Rozdział 1

902 73 32
                                    

- Louis, daj się złapać!

Szatyn zaśmiał się, kiedy pędził przez drzewa, jego małe, okryte stopy pozwalały mu z łatwością skakać i biegać po miękkiej ziemi lasu. Zerknął za swoje ramię, śmiejąc się, kiedy zauważył Harry'ego biegnącego za nim, mającego kłopot z zmniejszeniem dystansu pomiędzy nimi.

Harry miał teraz cztery lata oraz głowę pewno słonecznie blond loków oraz skórę, która była tak głęboko opalona od słońca. Jego oczy były duże i w kolorze leśnego baldachimu latem z taką samą ilością złota w sobie.

Ale był również młodszy niż Louis i te dwa lata pomiędzy nimi wydawały się być wiecznością. Dwa lata były zbyt dużym zgrzytem w ich życiu, aby to zignorować. Był dziedzicem alfy stada, ale Louis mógł biec szybciej, skakać wyżej i lepiej się bić. Znał więcej kryjówek w lesie podczas zabawy w chowanego, miejsca które perfekcyjnie ukryją jego karmelowo-brązowe futro, ale sprawią, że czarny płaszcz Harry'ego będzie widoczny niczym posiniaczony palec, kiedy próbuje go skopiować.

Dzisiaj postanowili pobawić się w berka i kiedy Louis mógł szybko biegać między drzewami, zmieniając się z czterech futrzanych łap na dwie eleganckie, Harry miał problem z złapaniem go na swoich krótkich nóżkach i musiał się zatrzymać, aby skoncentrować się na przemianie, dając Louisowi czas na odbiegnięcie. Za trzecim razem, gdy Harry się przemienił, Louisowi udało się się wspiąć na małe drzewo, coś czego brunet nie potrafi jeszcze skopiować. Kiedy mały, czarny wilk pojawił się przed drzewem, drapał swoimi pazurami, próbując uzyskać przyczepność.

- Hej! - Krzyknął Harry tak szybko jak jego ludzka forma wróciła. - Nie możesz tak robić!

- Bardziej ty nie możesz tak robisz! - Zaśmiał się Louis, machając swoimi nogami na gałęzi. Harry zawsze próbował podążać za szatynem, jednak nigdy nie udało mu się wspiąć dalej niż na najniższą gałąź bez upadnięcia i zyskania nowej rany na swoim ciele.

- To niesprawiedliwe! - Jęczy Harry, opadając ciężko na ziemię i wydymając wargi. - Pokonywałeś mnie już samym bieganiem.

- Może, kiedyś kiedy nie będziesz dzieckiem będziesz w stanie mnie pokonać - powiedział Louis, sprawiając że Harry zmarszczył brwi tak mocno, że cała jego twarz się wykrzywiła.

- Nie jestem dzieckiem - powiedział stanowczo Harry. - Mam cztery lata.

- Och, w porządku. - Louis przewrócił oczami, a potem zeskoczył, gładko lądując na ziemi. - Pościgajmy się do rzeki. Dam ci fory i w ogóle.

Oczy Harry'ego się rozświetlają i szybko kiwa głową, nim odwraca się, by pobiec w stronę, z której przyszli.

Louis dał mu jakieś pięć sekund,nim ruszył, a potem z łatwością biegł przez las, po kilku minutach mijając Harry'ego. Młodszy krzyknął głośno za nim, a kiedy ukazała się rzeka, Louis uniósł się, upadając na ziemię i śmiejąc się, kiedy Harry złapał go, a jego twarz była cała czerwona.

- Znowu oszukiwałeś - stwierdził.

- Unoszenie się nie jest oszukiwaniem - kłócił się Louis.

- Jest, kiedy ja tego nie potrafię! - Powiedział Harry wysokim głosem.

- Może powinieneś się nauczyć! - Krzyknął Louis.

Śmiech był głośniejszy niż szum rzeki i Louis spojrzał na ich matki stojące przy brzegu i przyglądające się im.

- Szczeniaki - zawołała Johannah. - Chodźcie tutaj, głuptaski. Usiądźcie z nami.

- Mamo, bawimy się - zajęczał Louis.

- Wiem i sądzę, że biedny Harry zasługuje na przerwę od twoich zabaw - powiedział stanowczo, kuląc swoje palce, aby zasygnalizować im, by podeszli. - Pozwól mi poprawić swoją fryzurę, luno, twoje włosy są całe rozmierzwione.

Canyon Moon (tłumaczenie pl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz