Pierwszego zimowego dnia, kiedy zimno się przełamało, a śnieg zaczął topnieć, Louis obudził się na dźwięku płaczu pochodzacy z namiotu alfy.
Wstał zaskoczony i rozejrzał się po wnętrzu namiotu swojej rodziny. Był sam na futrzanym dywanie, kiedy zazwyczaj rodzice byliby blisko. Usiadł, piszcząc i jęknął słabo, kiedy usłyszał dalszy płacz.
- Tato? - Zawołał. - Mamo?
Usłyszał bieganinę za namiotem, a potem wyraźny głos swojego ojca.
- Kochanie, idź po Louisa - powiedział jego tata, a chwilę później, otworzyła się klapa namiotu, a do środka weszła jego matka. Wciąż była zaspana, jej włosy były luźne, a nie związane w elegancki kucyk jak zazwyczaj. Wciąż była w swojej piżamie, mając na ramionach zarzuconą jedną ze skór jego ojca i parę butów na swoich stopach.
Wtedy usłyszeli kolejny płacz, a Louis ponownie jęknął.
- Mama - powiedział delikatnie, a jego matka usiadła razem z nim na dywanie, wysuwając swoje ramiona.
- Chodź tutaj, kwiatuszko - zagruchała. - Jest w porządku.
Louis zaskamlał słabo i skulił się w ramionach matki, opierając się o jej ciepłą klatkę piersiową.
- Co się stało, mamo?
- Coś wspaniałego - powiedziała jego matka, a jej głos był taki jasny, że mógł usłyszeć uśmiech w jej głosie. - Nasz następny alfa się narodził.
Louis zmarszczył brwi.
- Mamy alfę - powiedział, a jego matka uśmiechnęła się.
- Wiem, słoneczko, ale widziałeś ostatnio omegę Styles, prawda? I to jak jej brzuszek był okrągły jak księżyc?
- Tak - odpowiedział Louis. - Jej szczenię znajduje się w jej brzuchu.
- Tak, dokładnie, mój mądry chłopiec - uśmiechnęła się. - A dzisiaj wychodzi i będzie naszym następnym alfą.
- Och - powiedział Louis, rozszerzając oczy, kiedy patrzył na swoją matkę.
- Twój ojciec sprawdza teraz co z nimi - powiedziała. - Usłyszymy, kiedy nadejdzie czas na nas.
Louis skinął głową, ponownie przytulając się do klatki piersiowej matki. Cały czas słyszał krzyki i jęki na mroźnym, porannym powietrzu. Na zewnątrz ich namiotu było coraz więcej kroków, coraz więcej osób z ich stada wstawało i podróżowało do źródła hałasu. Louis po prostu stał, bezpiecznie przyciśnięty do matki, kiedy płacz trwał, a noc zamieniła się w dzień.
Niedługo, wrota namiotu znowu się rozstąpiły i tym razem do środka wszedł ojciec Louisa. Był trochę bardziej ubrany niż jego matka, z związanymi włosami i porządną, zimową kurtką na sobie. Uśmiechnął się do nich, a potem skinął głową.
- Chcą nas w namiocie - powiedział. - Chodźmy i przywitajmy naszego małego księcia, gdy wyjdzie.
Matka Louisa uśmiechnęła się i trzymała go ciasno, kiedy wstawała. Przywarł do niej, a ona pocałowała jego głowę, uspokajając go. Czasami jego ojciec beształ ją, że jest za duży, by go nosić, ale teraz posłał jedynie Louisowi ciepły uśmiech i buziaka w odpowiedzi.
Namiot alfy był wysoki i szeroki, skóry i grube futra oraz inne materiały rozwieszone są nad szerokim kołem solidnych słupów. Sufit był zawieszony wysoko, a w centrum zawieszone były skóry i kamienie jako talizman. Po bokach były namalowane łąki i nowonarodzone łaski, ciemne rzeki i srebrna ryba, oraz wiele, wiele biegających wilków. Ustawiony był w centrum plemienia i kiedy rodzina Louisa zmierza w jego kierunku, reszta grupy siedzi na zewnątrz. Dzieci są przyciśnięte do swoich rodziców, dziadkowie rozmawiają cicho w języku, którego nikt już nie pamięta. Louis rozejrzał się z szerokimi oczami, ale jego matka jedynie pogłaskała go po włosach i przycisnęła do przodu.
CZYTASZ
Canyon Moon (tłumaczenie pl)
FanficLouis odkąd tylko pamięta miał się połączyć z Harrym, swoim najlepszym przyjacielem i przyszłym przywódcą stada. Serce Louisa należy jednak do lasu i polowań bardziej, niż do bruneta. Wtedy ojciec Harry'ego umiera w brutalnym wypadku, a przyszły alf...