Rozdział 2

771 76 49
                                    

W połowie lata między godzinami polowań a czasem kiedy słońce było gorące i znajdowało się wysoko, ple zapaśnicze na skraju terytorium zawsze było zatłoczone. Wszystkie młode alfy przychodziły w to miejsce, aby pod czujnym okiem rady stada rywalizować ze sobą, zmieniając swoje formy z ludzkiej na wilczą, kiedy próbowali siebie nawzajem przyszpilić. Omegi siedziały i oglądały, pracując nad projektem ubrań lub biżuterii albo chichocząc i dopingując.

Louis był bardziej zainteresowany dołączeniem do walk, niż ich biernym oglądaniem z innymi omegami, ale jedynie alfą było wolno to robić. Harry udawało mu się go zaciągnąć za każdym razem, nawet jeśli Louis był był smutny.

Ostatnio smutek często mu towarzyszył.

Harry stawał się mężczyzną, powoli lecz pewnie. Trzynaście lat nie wystarczy, aby w pełni dorosnąć, ale był wyższy, silniejszy i mógł dołączyć do polować pod bliskim nadzorem. Jego sesje z Desmondem stały się dłuższe i poważniejsze, a Louis spędzał więcej popołudni sam albo z innymi omegami ze stada. Lubił je, ale nie były Harrym. Nie były jego najlepszym przyjacielem.

Ale czasami miał problem z rozpoznaniem Harry'ego. Wychodził z namiotu swojego ojca z wszechwiedzącym uśmiechem na ustach, a kiedy Louis pytał o czym rozmawiali, unosił kącik ust i mówił, że 'to sekret', a kiedyś opowiadał szatynowi każdy detal. Jedyną rzeczą, z którą nie miał problemu się dzielić były opowiastki na temat polowań, na których był, nawet jeśli Louis się w niego wpatrywał i prosił, by przestał. Coraz częściej jego własne dni były pełne nauki szycia oraz, które jeżyny są jadalne, a także jak uspokoić dziecko. Jego matka wciąż musiała go odciągać, kiedy łowcy wyruszali na polowanie.

Gorsze było to, że on i Harry stawali się coraz starsi, wystarczająco, aby przypomnienie o ich obiecanym sparowaniu stało się wielkie, a nawet widniejące na horyzoncie. Louis miał swoją pierwszą gorączkę sezon temu, uwięziony w swoim własnym, mały namiocie na długie trzy dni, a kiedy wyszedł Harry nawet nie spojrzał mu w oczy przez calusieńki dzień. Wciąż byli przyjaciółmi, ale za każdym razem, gdy Louisowi przypominano o tym, że pewnego dnia staną się kimś więcej, musiał się całkowicie od bruneta odwrócić.

Kochał swoje stado, ale rola, którą mu nadano była ograniczająca i niekomfortowa, jak zima, kiedy wyrósł ze swojego starego płaszcza.

Ponownie został zirytowany przez Harry'ego po tygodniu mówienia do niego na temat polowań i jego nowych obowiązków związanych ze stadem, ale letnie dni były gorące, sprawiając że każdy się pocił, więc Louis nie mając nic lepszego do roboty, chodził z Harrym na miejsce walk.

Usiadł z boku i splótł swoje włosy, które były teraz długie, jak każdego innego wilka w stadzie i sięgały teraz Louisowi za ramiona. W połowie ringu Harry siłował się z innym alfą w jego wieku, jego długie włosy były związane w koczka, kiedy przyszpilał innego chłopaka. Bawili się w niezdarne rundy, raczej trzymali się ludzkich rąk niż pazurów i zębów. I wciąż Harry'emu udawało się być na górze aż w końcu jego przeciwnik był tak zmęczony, że pozwolił Harry'emu docisnąć się stanowczo i na wystarczająco długo, aby zadeklarować zwycięstwo.

Brunet uśmiechnął się i wstał, kiedy arbiter ich gry krzyknął jego imię.

- Wygrałem! - Krzyknął Harry, wyrzucając ręce w górę. - Znowu!

Przegrany alfa na ziemi jęknął cicho i uniósł wzrok na drugiego alfę.

- To niesprawiedliwe - powiedział. - Ty zawsze wygrywasz.

- To coś w czym jestem najlepszy - uśmiechnął się Harry, kładąc dłonie na biodrach.

Louis prychnął z końca ringu, zrywając jeden z uschniętych kwiatów przy swojej stopie, by wpiąć go w swoje włosy. Harry spojrzał w jego stronę, marszcząc nieco brwi.

Canyon Moon (tłumaczenie pl)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz