3 września 2010?, HPEBS
Internat B - Pokój 3Biegliśmy z Arthurem przez cudnie pachnące smażonym tłuszczem pole. "Biegliśmy" to mało powiedziane - hasaliśmy jak małe zające. Co za cudowne miejsce to było! Gdzie okiem nie sięgnąć, tam rosły mieniące się w słońcu kłosy porośnięte smażonymi kiełbaskami. Można było rwać i jeść garściami!
- Patrz! Tam! - Wskazałem na stojące nieopodal drzewo.
Podbiegliśmy z Arthurem i z gałęzi zaczęliśmy zrywać rosnące tam torebki ketchupu, tak idealnie pasujące do kiełbasianej polany.
- Lecą! Lecą! - Teraz to Arthur wskazał na klucz frunących przez niebo żółtych ptaków. Z ich skrzydeł sypał się proszek curry, tworząc nad polaną żółtawą mgiełkę.
Padliśmy ze śmiechem na plecy, tarzając się i pochłaniając smakowite kiełbaski z ketchupem i curry. Zapach był oszałamiający, smak był otumaniający, skwierczenie tłuszczu mieszało się z szumem pobliskiej rzeki, do której się w ekstazie dotoczyliśmy. Wyjrzeliśmy spomiędzy kiełbasianych kłosów i do naszych nozdrzy wbił się zapach wiśni - rzeką płynęła musująca Cola Cherry.
Carpe diem! Wskoczyliśmy w nurt strumienia. Szum płynu, wyskakujące spod powierzchni bąbelki, nasze śmiechy, wszystko mieszało się w kakofonię. Kakofonię? Nieee, to nie były dźwięki bez ładu i składu. Układały się powoli w piękną melodię. Dochodziły z dna...
Zanurzyłem się. "Gerard! Gerard!", rybki wołały do mnie z dna. Rybki żelkowe, pokryte kwaśnym proszkiem... Pyszności... Wołały do mnie, zebrane w kupie przed muszlową sceną. Tam rybia orkiestra odgrywała piękną muzykę! Duuurun...! Duuurun...! Duuurun! Duuurun! Dururururururururururu-duuurun!
To "9. Symfonia" Dvoraka! Duuurun! Duuurun! Duuurun! Duuurun! Dururururururun!
BAAAM-BA-RA-RA-BABAM! BAM-BAM-BABABAM-BAM!
Muzyka była coraz głośniejsza. Zagłuszała szum rzeki i śmiechy żelkowych rybek, zagłuszała próby Arthura, by za mną nadążyć, zagłuszała skwierczenie kiełbasek, zagłuszała oddech, zagłuszała myśli, zagłuszała-!
BAAAM-BA-RA-RA-BABAM! BAM-BAM-BABABAM-BAM!- Aaaaaa! - Arthur przez chwilę nie mógł zrozumieć gdzie góra a gdzie dół w jego kołdrze, gdy wreszcie ze snu wyrwała go głośna muzyka. Kiedy w końcu wyrwał się z puchatych oków, w świetle nocnej lampki zobaczył czytającego książkę Gianlucę. Jego szlafmyca podrygiwała nieco w takt muzyki lecącej ze stojącego w drzwiach do jego laboratorium starego gramofonu z wręcz komicznie wielką tubą. Label na płycie winylowej mówił "Symphony No. 9 - Dvorak". - Co ty robisz?!
Gianluca oderwał wzrok od książki, poprawił okulary i spojrzał na sąsiada.
- Przez powtarzający się huk, jaki dobiegał zza drzwi tej nocy, osiągnąłem swój limit i nie mogłem zasnąć. Miast tego postanowiłem wziąć jedną z książek w swoim laboratorium i ją zrecenzować, dla relaksu, ma się rozumieć. - Wyjaśnił tak, jakby dla Arthura to miało być coś oczywistego.
Chłopak, świeżo wyrwany ze snu, potrzebował chwili, by przeprocesować słowa Włocha. Usiadł, przetarł oczy, założył okulary i zaczął się znowu przyglądać krytykowi. Ten wrócił do czytania, jakby wcale nie było słonia w menażerii.
- Gianluca!
- Czego, Pohl?!
- Dlaczego włączyłeś muzykę tak głośno!?
- Pozwala mi się skupić, naturalnie! Nie lubię, jak mi coś mruczy przy uchu, muzyka musi być głośna, by trafiła do mojej duszy!
- Masz problemy z słuchem?
- Nie!
- To ścisz to, chcę spać! Jest... - Arthur spojrzał na E-Handbook. - 1:20!
- Akurat ty byś skorzystał z odrobiny kultury, patrząc na twoje książki!

CZYTASZ
Danganronpa: Hope Noir
FanfictionKiedy Arthur Pohl dostał list zapraszający do podjęcia nauki w Europejskim Internacie Hope's Peak, jego twórcza przyszłość mieniła się jasnymi barwami. Kiedy okazało się, że żeby wyjść ze szkoły, należy splamić sobie ręce krwią - już nie tak bardzo...