Prolog - My, Superlicealiści

224 12 65
                                    

???

"Zimno." - pomyślał Arthur. - "Twardo i zimno.".
Istotnie, ciepło kaloryfera i miękkość fotela, w których jeszcze przed chwilą siedział młody chłopak, magicznie zniknęły.
To było co najmniej dziwaczne. Arthur mógłby przysiąc, że siedząc przed komputerem był jeszcze dość wyspany, by nie zasnąć z twarzą na klawiaturze. Była dopiero osiemnasta, prawda? A jednak... chłopiec czuł, jakby coś się zmieniło.
Powoli otworzył prawe oko.

- Szlag!

Poderwał się, potknął i wylądował plackiem na podłodze. Sprawy nabrały nieprzyjemnego obrotu - to nie był jego pokój na poddaszu domu w Westerstede! Pomieszczenie, w którym się znajdował, ze wszystkich rzeczy najmniej przypominało właśnie to. Gdzie on był? Co się stało? Dlaczego nie jest w domu? Czy rodzice go gdzieś zabrali, gdy spał? Ale dlaczego w takie miejsce? Czy to jest...
...szkolna klasa?

- Co jest...? - Arthur zaczął się okrakiem czołgać wstecz, jakby chciał przesunąć się pod ścianę. Zamiast tego tylko znowu się uderzył, tym razem o ławkę obok.

Tak, to bez dwóch zdań była klasa szkolna.

- Ale... Co my tu robimy? Przecież... jest środek wakacji. Tak?

To się zgadza.

- Hej... Co byś zrobił na moim miejscu? - zapytał Arthur, patrząc na mnie zakłopotany. - Bo ja...

Ja to bym zaczął od podniesienia się i ogarnięcia. Spójrz na siebie, wyglądasz jak zombie! Tam, tam jest lustro.

Zaraz podszedł do wskazanej przeze mnie umywalki z lustrem, stojącej w kącie między drzwiami a tablicą kredową. Rzeczywiście, młody Niemiec był blady, miał podkrążone oczy i odbity ślad ławki, na której się właśnie obudził. Jego szare włosy odstawały w najróżniejsze strony. Choć to nie było nic nowego, Arthur postanowił je trochę uporządkować. Z każdym ruchem jego dłoni dziwna, połamana antenka włosów wyrastająca mu z czubka głowy śmiesznie podskakiwała. Dlaczego ten jeden kosmyk od tylu lat był nieposłuszny? Nikt nie wiedział, nawet ja. Odkręcił wodę i lekko przemył swoje oblicze, co chyba pomogło. Znów zbadał pomieszczenie, tym razem świeżym spojrzeniem.
Sala przypominała zwykłą, licealną klasę. Ściany w kolorze brudnego żółtego, seria drewnianych ławek z haczykami na plecaki, krzesła, które u niejednego wywołały permanentny ból kręgosłupa, nauczycielskie biurko, szafki zamknięte na klucz, plakaty o literaturze niemieckiej, rośliny na parapetach, okna...
Chwila, nie! Okien nie było!
Arthur natychmiast podbiegł do ściany z parapetami, gdzie teoretycznie powinny być okna. Jednak nawet jeżeli tam były, każde zostało zasłonięte metalowymi płytami i przykręcone aż nienaturalnie dużymi śrubami. Szesnastolatka zlał pot. Nie, przecież nie mógł być uwięziony w... gdziekolwiek się znajdował. Nie, na pewno w ogóle nie był więziony. Rodzice go gdzieś zabrali w formie niespodzianki i...
I...

- Nie, to wszystko się nie klei!

Zdenerwowany Arthur poprawił krawat, zakasał rękawy i zaczął chodzić po klasie w kółko, myśląc, co teraz. Jego uwagę przyciągnęły drzwi, które w normalnej szkole by prowadziły na korytarz. Ale czy to była normalna szkoła? Czy to w ogóle była szkoła?
Tylko jedna droga, by się przekonać!
Uderzając swoimi trampkami o podłogę, niczym krocząca maszyna bojowa, zbliżył się do drzwi, złapał za klamkę i pociągnął w dół. Aż podskoczył z zaskoczenia, bo nie spodziewał się ich rzeczywistego otwarcia. Drewniane drzwi rozwarły się z cichym skrzypnięciem, ukazując ciemny korytarz.

Nie żebym był jakimś znawcą, ale wydaje mi się, że to nie jest miejsce, gdzie powinieneś być.

- Mówisz? - Ostrze sarkazmu ucięło mi język.

Danganronpa: Hope NoirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz