three

4 0 0
                                    

- Więc dlatego tak bardzo lubisz deszcz? - ciepły głos Jimina przerwał cisze chłodnego, jesiennego wieczoru - w mieście nie czuć tak intensywnie zapachu zmokniętych liści i nieba. Dlatego tu siedzisz?

Spotkania na wzniesieniu górującym nad małą miejscowością, stały się dla nich codziennym obowiązkiem, odkąd Park znalazł tam zamyślonego Mina dzień po tym, jak zostawił go samego w kawiarni, odchodząc z niezrozumiałymi wyrzutami sumienia. Tak też bez żadnego porozumienia spotykali się codziennie, dokładnie o tej samej godzinie w ich własnym miejscu, które już od pierwszego dnia zostało zarezerwowane wyłącznie dla nich.

- Deszcz sam w sobie jest fantastyczny. Uwielbiając go faktycznie chcę tego doświadczać. Dlatego nigdy nie rozumiałem ludzi mówiących o miłości do niego, a następnie rozkładających swoje parasole. Dlaczego tak silne uczucie jest tak okropnie tłumione? 

- Może dlatego, że strach przed skutkami jego nadejścia jest jeszcze silniejszy? - zapytał siadając na ławce obok drugiego chłopaka.

- Dlaczego skutki z reguły kojarzone są z czymś negatywnym? Przecież moknięcie podczas ulewy i uczucie chłodu może być równie cudowne co ogrzewanie w pełnym słońcu, jeśli tylko na to pozwolisz. Prawda? - Min popatrzył z uśmiechem na spływającą po twarzy Parka wodę.

Blondyn zaśmiał się głośno wyobrażając sobie jak głupio muszą wyglądać przemoknięci do suchej nitki, trzęsąc się z zimna podczas intensywnego deszczu.

- Jeśli tylko lubisz marznąć i chorować przez kolejne tygodnie to owszem. Jest to bardzo przyjemne.

- Choroba przyjdzie mimo zimna czy upału - stwierdził zaczesując swoje mokre włosy do tyłu - nikt nie odbierze mi miłości do tego uczucia, choćbym leżał w łóżku z gorączką chciałbym ponownie i ponownie tańczyć w deszczu.

Park zamyślił się wpatrując się w odsłoniętą bliznę po lewej stronie czoła chłopaka, ciągnącą się aż po kość policzkową, wcześniej zasłoniętą przez długie pasma włosów.

- To głupie prawda? Cieszyć się takimi banałami - dodał Min spoglądając kątem oka na Jimina.

- Nie - pokręcił głową odwracając wzrok lekko zawstydzony - to prawdziwa sztuka, nigdy nawet nie próbowałem patrzyć na świat takim spojrzeniem jak ty.

- Z autopsji wiem, że jak sam w sobie nie zrodzisz tej miłości to nikt inny cię jej nie nauczy.

- Według mnie to właśnie piękna, czysta pasja u drugiego człowieka może być zaczątkiem porywu u ludzi w okół - stwierdził - oczywiście wszystko zależy od wrażliwości.

Szarość okalająca obraz dwójki niesfornych chłopców zdawała się idealnie wpasowywać w panujący klimat. Kropelki spływały po ich twarzach, rysując rzeki na skórze i mocząc ubrania, które i tak już wystarczająco przemoknięte, przylegały do ciała. Czym był czas przy takich chwilach? Dla Mina nie istniało coś takiego jak godziny, daty, epoki. W swojej bogatej głowie rozliczał wszystko na arenie wieczności. W każdym szumie wiatru słyszał zawiłe konwersacje drzew, a w każdej kropli deszczu okno na wszechświat. Tak samo jak w oczach Parka, w które wpatrzył się aż za długo, nie mogąc uciec od myśli, że przez sekundę zdołał ujrzeć odległe, nieosiągalne galaktyki, tak jakby miał wgląd na ocean odbijający w swojej tafli tajemnice jakiegoś innego świata.

- Tak wiem, pewnie wyglądam idiotycznie, niczym zmokły zwierzak - zaśmiał się blondyn w reakcji na długie spojrzenie fotografa - chociaż w sumie, na pewno nie gorzej niż ty - dodał, mierzwiąc jego mokrą czuprynę, mając nadzieje na rozładowanie dziwnej atmosfery, która na moment wkradła się między nich.

- Wiesz zawsze byłem uznawany za bardzo wrażliwą osobę - szybko odwrócił wzrok lekko się rumieniąc - płaczę na widok nieba, cieszą mnie banały, ale każda rana na sercu nigdy się nie goi. Myślisz, że wrażliwość to dobra cecha?

- Mimo wszystko to bardzo piękny atrybut - odpowiedział po chwili - kiedy czujesz coś wydobywającego się z głębi, kiedy czujesz własną duszę. Wielu ludzi chciałoby tego doświadczyć.

Ciche westchnięcie Mina przerwało melodię deszczu.

- Wybacz moją wścibskość, ale co ci się tu stało? - zapytał i pokazał na miejsce z blizną, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.

- Oh... - szybko poprawił swoje włosy z zamiarem zakrycia śladu - nie sądziłem, że zauważysz.

Zaraz po tych słowach szybko wstał z ławki i  jak gdyby nigdy nic pobiegł w stronę lasu, którego zawiłe ścieżki prowadziły w dół do miasteczka.

- Ej! - Park zerwał się w szoku z miejsca podążając za drugim chłopakiem uważając, żeby nie wywrócić się na mokrej ziemi. 

Miał wrażenie jakby gonił znikający co chwilę cień, tajemniczy, ale jakże intrygujący. Na chwilę przez głowę przemknęła mu wizja komiczności całej tej sytuacji i znajomego uczucia. Min Yoongi był jak dzieciństwo, za którym tak tęsknił, był jak powiew orzeźwiającego wiatru, przywołujący najgłębiej schowane pragnienia.

Min Yoongi był jego ucieczką i wolnością, której tak długo szukał.

details  II yoonminWhere stories live. Discover now