Akt III

200 17 4
                                    

Akt III: Koniec

'' [...]

Może kiedyś uda mi się naprawić swoje błędy, ale tylko może. Ty nie masz czego naprawiać, nigdy nie byłaś niczemu winna.

Może kiedyś oboje będziemy chcieli zacząć od nowa.

Może spotkamy się w małej kawiarni przy obskurnej ulicy. Zamówisz gorąca czekoladę. Opowiesz mi o wszystkim, co się działo. Powiesz, co mnie ominęło. Zapytam, czy Jay dalej jest takim idiotą, na jakiego wygląda i jakbym był wcześniej.

Może zobaczymy się na stacji benzynowej. Spokojnie będziesz płacić za paliwo, wtedy wejdę ja. Zareagujesz, zaskoczysz się, by potem obdarzyć mnie swoim uśmiechem na powitanie. Może po prostu miniemy się na drodze, chodniku, jak kompletne obce dla siebie osoby, zapominając o wszystkim, co kiedyś było.

Wciąż to tylko głupie „może", bo może być też inaczej. Bo równie dobrze będę mógł codziennie budzić się koło Ciebie, pocieszać, poprawiać humor, jeśli będzie taka potrzeba.

Będę mógł być dla Ciebie opoką — podporą, której potrzebowałaś, gdy upadałaś, a mnie nie było. Upadłaś przeze mnie, a ja nie miałem szansy ci pomóc.

A jeśli trzeba, możemy przybrać teatralne maski dla bohaterów dramatu, z którego tak bardzo śmialiśmy się w najlepsze. Ty będziesz Julią, a ja najlepszym Romeo, jakim mogę.

Lloyd''

Po co ona to trzymała?

Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, na samą myśl, że ja to napisałem. Zastanawia mnie, dlaczego ma tylko końcówkę mojego listu, tą bardziej żenującą. Początek przecież był o wiele lepszy, ładniej i przejrzyście napisany.

Zamiast się śmiać, znów zanoszę się płaczem. Nie wiem, który to już raz w ostatni czasie. Nie miałem pojęcia, że możliwe jest wypuszczenie z siebie tyle płynów, bez wcześniejszego nawodnienia.

Nie jestem w stanie nic zjeść. Na samą myśl o jedzeniu mam ochotę wymiotować. Zabawne, bo nawet nie mam czym wymiotować, ale wciąż mnie mdli. Prawdopodobnie z przerażenia. Już i tak zwróciłem wszystkie płyny po powrocie do domu ze szpitala.

Co ja teraz mam zrobić?

Dostałem jej torebkę, która cały czas leżała pod stołem, tak na wszelki wypadek i pierwsze co rzuciło mi się w oczy, gdy ją otworzyłem, to cholerna książka, gdzie za zakładkę robią wycięte fragmenty tego żenującego listu przyklejone na grubszą zakładkę. Kto normalny nosi książki w torebce, kiedy nie idzie za zajęcia, a wybiera się na spotkanie ze przyjaciółmi, których nie wiedziała już jakiś czas.

Absurd i głupota w jednym. Głupia Kujonica.

Co takiego zrobiłem, żeby zasłużyć sobie na taką stratę tak ważnej dla mnie osoby? Miałem nadzieję, że los dobrze mi sprzyja, że wszystko jest dobrze. Co takiego musiało się stać, by obróciło się to o sto osiemdziesiąt stopni.

Tyle emocji gra teraz w moim ciele, ale jednocześnie czuję wciąż pustkę, której nie będę w stanie już zapełnić prawdopodobnie nigdy. Nie ma jej tylko chwilę, a ja czuję się, jakby minęły właśnie całe wielki przepełnione moim żalem i goryczą.

Podnoszę się z podłogi, na której siedziałem, przeglądając podane mi wcześniej rzeczy. Jako że wciąż siedzę w samych bokserkach, a za oknem jest już ciemno, pomarańczowe światło razi mnie w oczy, zmienia kolory moich ubrań. Wciąż jednak jestem w stanie dostrzec czarną koszulkę i tego samego koloru spodnie. Z wieszaka ściągam jeszcze skórzaną kurtkę, by w jakimś stopniu ochronić się przed mrozem, choć wiem, że nie potrwa to długo. Zabieram jeszcze telefon. Portfel leży w samochodzie w schowku, bo nie był mi do tej pory wcześniej potrzebny.

𝓚𝓪𝔀𝓪 𝔃 𝓬𝓾𝓴𝓻𝓮𝓶 |𝓛𝓵𝓸𝔂𝓴𝓲𝓽𝓪|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz