Młodą elfkę obudziło ćwierkanie ptaszków. Zawsze budziła się wypoczęta. Wstała z łóżka i pokierowała się w stronę okna, na którym siedziały wcześniej wspomniane zwierzątka.
-Mae govannen- przywitała się z małymi przyjaciółmi -Jak się miewacie?- zapytała, na co ptaszki wesoło zaśpiewały i odleciały w nieznanym dziewczynie kierunku.
Ancalime ubrała się w skromną suknię, rozczesała swe długie włosy i zeszła na dół. Rodziców elfki nie było. Postanowiła zrobić sobie śniadannie. Umie świetnie gotować. Jednak jednego zrobić nie umie. Nie umie pościelić łóżka. Tak. Nie umie. Próbowała się nauczyć, ale jej to nie wychodzi, ale od czego są przyjaciele. Zawsze prosi wróbelki, by jej pomogły. Pomagają, zawsze. Ancalime ma niezwykły dar. Rozumie zwierzęta, a one rozumieją ją. Udała się więc do piekarni.
***
-Witaj tato, witaj mamo- przywitała się z swoim ojcem - Heldirem i matką - Eriną.
-Witaj, córeczko. Co Cię do nas sprowadza? Nie powinnaś być u księżniczki?- spytała ją matka.
-Mam jeszcze trochę czasu, a chciałam się z wami przywitać. Wcześnie otworzyliście piekarnię- zauważyła fiołkowooka.
-Przywitałaś się to zmykaj do pałacu, bo jeszcze się spóźnisz- zażartował Heldir.
Ancalime wyszła z rodzinnej piekarni i pobiegła do zamku. Miała nadzieję, zdążyć. Gdy znajdowała się w pałacu Elronda, skierowała się w kierunku komnaty Arweny. Zapukała i usłyszała radosne "Proszę".
-Arweno- powiedziała blondynka.
-Witaj, droga Ancalime- przywiatała ją brunetka -Dziś nie będziesz mi w niczym pomagać- oznajmiła księżniczka.
-Ale po to tu jestem. Czyż nie?- zapytała zdziwiona elfka.
-Na ten dzień nie. Musimy omówić ważną kwestię z moim ojcem- powiedziała poważniej.
-Jaką? Chcecie mnie zwolnić? Umiem gotować i szyć! Zawsze Ci pomagam! Jeśli zrobiłam coś nie tak powiedz! Niedawno niechcący rozlałam wodę! To na pewno to! A może czeka mnie za to śmierć?!- denerwowała się Ancalime.
-Nie przejmuj się tak- pocieszała ją Arwena -Choćmy już- ponagliła.
***
-Z całym szacunkiem Wasza Wyskokość, ale dlaczego, akurat ja?- spytała się władcy Rivendell.
-Jesteś bardzo sprytna i odważna. Umiesz walczyć i się bronić. Ja nie mogę jechać, gdyż muszę dbać o królestwo i mieszkańców, a tym bardziej nie póściłym tam Arweny- wyjaśnił Elrond.
-A poza tym jesteś moją najlepszą przyjaciółką, która zawsze mi pomaga- poparł ojca brunetka.
-Czyli walczymy ze złem? Ale czy na pewno chcecie, abym to ja reprezentowała Rivendell?- spytała z obawą, iż coś może pójść nie tak. Nie pochodzi z szlacheckiej rodziny.
-Jesteśmy pewni, swej decyzji- potwierdziła elfia księżniczka.
-Lecz pozostaje jedno pytanie. Czy ty się zgadzasz?- spytał król.
-Oczywiście. Będę godnie reprezentować królestwo. Ale co z moimi rodzicami?- zapytała Ancalime.
-Wiedzą. A teraz idź. Musisz wypocząć- nakazał Elrond.
***
Ancalime nie mogła spać. Całą noc myślała o tym, że już jutro będzie musiała wyruszyć na bardzo ważną misję i reprezentować Rivendell. Ale czy na pewno, to dobra decyzja? Ze znudzenia blondwłosa elfka zaczęła podśpiewywać kołysankę z dzieciństwa. Nie wiedziała kto jej ją śpiewał, ale ją znała. Elfka pięknie śpiewa, lecz się tym nie chwali.
-Na szlak moich blizn poprowadź palec,
By nasze drogi spleść gwiazdom na przekór.
Otwórz te rany, a potem zalecz,
Aż w zawiły losu ułożą się wzór.Z moich snów uciekasz nad ranem,
Cierpka jak agrest, słodka jak bez...
Chcę śnić czarne loki splątane,
Fiołkowe oczy mokre od łez- zakończyła i zasnęła.***
Piosenka to Wilcza Zamieć - Wiedźmin 3: Dziki Gon (Pieśń Priscilli). Przepraszam, ale ja tak to kocham i tak tu pasowało, że nie mogło zabraknąć.
CZYTASZ
Ale czy na pewno?
FanfictionDawno, dawno temu w Śródziemiu, żyła sobie piękna elfka. Mieszkała w malowniczym królestwie, zwanym Rivendell. Elfka ta zwała się Aradella. Mimo, iż była piękna, nie miała łatwego życia. Pewnego dnia poznała elfa. Służył on w straży królewskiej. Zak...