Rozdział 6

237 15 4
                                    

   Nie mógł się na niczym skupić. Jego ręce drżały mimowolnie. Prawdę mówiąc, całe jego ciało było rozedrgane. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Czuł się, jakby był zamknięty w klatce swojego własnego umysłu. Do głowy napływały mu coraz nowsze obrazy tego, jak tamten dzień mógł się potoczyć. Nie ważne, jak bardzo chciał, nie mógł się od nich uwolnić. Czasami, prawie udawało mu się zapomnieć, ale one wracały. Zawsze wracały. Już nie mógł funkcjonować jak dawniej. Nic nie sprawiało mu przyjemności. Bez niej nic nie miało sensu.

    Nie miał pojęcia co zrobić. Wszystko zlewało się w plątaninę myśli i wspomnień, wobec których był bezsilny. Nie wiedział, co jest na prawdę, a co tylko jego wyobrażeniem. Wiedział tylko, że jej już nie może ocalić.

    Teraz potrzebował kogoś, kto ocali jego.

***

    Wyszłam z domu, cicho zamykając drzwi. Po kolejnej bezsennej i pełnej wątpliwości nocy, postanowiłam powtórzyć mój wyczyn sprzed kilku dni. Tym razem jednak stwierdziłam, że powinnam udać się na dłuższy spacer, a nie biegać. Ruszyłam raźnym krokiem przed siebie, próbując się ogrzać. Mijałam domy przy naszej ulicy, aby za chwilę skręcić w kolejną, w stronę centrum. Im dłużej szłam, tym bardziej spokojna się czułam, a jednak senność nie dawała o sobie znać. Weszłam w następną przecznicę i już po chwili ujrzałam park, który był celem mojej wędrówki. Kiedy miałam cztery lat, a moi rodzice próbowali zachować pozory szczęśliwej rodziny, przychodziliśmy tu raz w tygodniu. Potem, w wieku sześciu lat, spacery z rodzicami zostały wymienione na spacery z opiekunką, aż w końcu nie został nikt, kto chciałby przychodzić tu ze mną.

    Więc czasem przychodziłam sama.

    Usiadłam na ławce, obok starego dębu, który był kiedyś moi ulubionym drzewem i podniosłam głowę, patrząc na gwiazdy. Zamknęłam oczy. A jeśli każdy z nas ma swoją szczęśliwą gwiazdę na niebie? Tą jedyną, która decyduje o jego losie? A jeśli ona spada? Czy wtedy człowiek upada razem z nią? Może tak naprawdę wszystko zostaje zaplanowane od razu i nie mamy żadnego wpływu na nasze życie?  Może przychodzimy na świat, a Bóg od razu wie, jak, kiedy i dlaczego zakończy się nasze życie? Już wie, jakie studia skończę, gdzie będę pracowała, ile dzieci będę miała i kto zostanie moim mężem? A ja, kiedy będę wybierała to wszystko, tak naprawdę nie będę podejmowała żadnej decyzji? Bo wszystkie decyzje zostały podjęte, zanim jeszcze wiedziałam, że będę musiała je podjąć? Co wtedy? Czy życie miałoby wtedy sens?

    Wzdrygnęłam się, kiedy usłyszałam syreny policyjne w oddali. Ciekawe, że każdego dnia dochodzi do jakiegoś nieszczęścia. Czy świat nie miał być miejscem pokoju? Czy to nie miało być najlepsze miejsce dla człowieka? Spojrzałam na zegarek i zauważając, że dochodzi wpół do siódmej, wstałam z ławki i powoli, prawie niepewnie, jakby obawiając się tego, co przyniesie dzisiejszy dzień, ruszyłam w kierunku mojego domu.

*** 

     - Louise, kochanie, co robisz w ferie? - usłyszałam głos Luke'a, zadającego mi pytanie, tak szybko, jak weszłam do kawiarni. Czy ten chłopak nie ma gdzie mieszkać? Naprawdę, spędza tutaj cały wolny czas.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 25, 2014 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Her Second Chance I ASHTON IRWIN FANFICTION PL IWhere stories live. Discover now