Harry, Draco i Bellatrix biegli przed siebie, nawet nie patrząc co powoduje wybuchy za nimi. Skręcili w jakąś uliczkę, gdy dostrzegli, że jakaś postać zostawiła wielką dziurę w miejscu gdzie przed chwilą stali.
-Chyba ich zgubiliśmy.- sapnął zmęczony Harry.
-Raczej nie. Proponuję, abyśmy biegli dalej, potem skręćmy w tę przecznicę.- usłyszeli miotane zaklęcia i wybuchy kolejnych budynków, więc postanowili, że wykonają rozkaz Belli. Szybko dotarli do wskazanego miejsca ich oczom ukazał się mały plac zabaw. Na jednym z nich siedział mały, około ośmioletni chłopiec. Kolejna eksplozja wyrzuciła Harry'ego i Bellę w powietrze. Kobieta szybko wstała i okoliła miejsce wzrokiem.
-Na co czekasz, chłopcze?! Uciekaj stąd!
-Nie, proszę pani. Jestem zaciekawiony przebiegiem wydarzeń.- odparł spokojnie. Bellatrix dokładnie mu się przyjrzała: czarne włosy w artystycznym wręcz nieładzie, wysoka i muskularna postura, morskie oczy oraz przystojna śniada twarz. Zaciekawiły ją szczególnie oczy.
-Jak się nazywasz? Nie powinieneś tu być. Gdzie są twoi rodzice?- dopytywała.
-Mój tata zaginął na morzu, mama jest w pracy. Śmierdziel Gabe gra w pokera ze swoimi głupimi koleżkami. Och, przepraszam, nie wiecie, kim jest Gabe: To mój ojczym.
-A twoje imię?
-Percy. Jestem Percy Jackson i mogę wam pomóc w pokonaniu tych zamaskowanych ludzi.
-Co niby możesz zrobić, Percy?- zadrwił Draco.
-Widzisz ten staw?- wskazał na mały zbiornik wody.- Czasem myślę, że umiem ją kontrolować.- ledwo to powiedział, a już grupa śmierciożerców, na czele z Lucjuszem podbiegła do nich wymachując różdżkami i mówiąc zaklęcia.
-Wciągacie w to bagno siedmiolatka? Musicie być wariatami.
-Hej, mam osiem lat, ty blondwłosy gogusiu!- zawołał, widocznie oburzony chłopak. Podniósł ręce, a za nim pojawiła się wysoka fala i oblała wszystkich dookoła, głównie Śmierciożerców.
-Mówiłem, że mi się uda!
-Argh!- warknął Lucjusz, który był najbardziej mokry ze wszystkich i natychmiostowo stworzył kilka swoich klonów, które zaczęły ich atakować. Inni również poszli w jego ślady.
-Walczmy honorowo. Bronią białą.- syknął, po czym znów wyjął ten nieszczęsny nożyk, którym zabił Rudolfa.
<Pov. Bellatrix>Wszystko działo się bardzo szybko. Kilka rzeczy wybuchło, każdy ciął na oślep, jeden wielki harmider. Zauważyłam Harry'ego walczącego z Alecto Carrow, Dracona z jego ojcem i Percy'ego, kulącego się za karuzelką. Biedny dzieciak... Cięłam mieczem w Amycusa Carrowa, brata Alecto, w kostkę i dobiłam go pchnięciem w plecy. W końcu dostaliśmy pozwolenie na zabijanie, no cóż. Nagle ktoś rzucił bombę dymną i... poczułam metal na krtani. Szybko złapałam za gardło, bym się nie wykrwawiła i upadłam na kolana. Wszystko się rozmazało, zobaczyłam mroczki przed oczami. Ktoś krzyczał, dym się rozpłynął, a postacie w maskach szybko uciekli. Czułam, że powoli umierałam, więc wychrypiałam:
-Pomocy.- nagle Harry podbiegł do mnie i zawiązał mi ranę chustką
-To ci pomoże.- Nie widziałam już prawie niczego. Leżałam na ziemi, bezradnie próbując wstać.
-Hej, spokuooojnie- jego głos był przeciągły i głuchy. Oślepłam. Czułam jedynie ból. Ostatnie, co zobaczyłam, zanim starciłam przytomność, była twarz człowieka około sześćdziesiątki, uśmiechającego się do mnie. Miał na ramieniu niuchacza i nieśmiałka.
CZYTASZ
Tylko martwi widzieli koniec wojny- Bellatrix Black i Harry Potter część 2
FanfictionOpis jest przecież niepotrzebny...