Rozdział 8

493 50 18
                                    

Dość niechętnie, ale musiał przyznać rację swojemu młodszemu bratu, że pomysł z bankiem nie należał do najlepszych. Po napadzie na mennice policjanci mieli mniej skrupułów i przestali martwić się o konsekwencje, co pokazali w chwili wpuszczenia gazu do budynku.

Mimo tej jak i kilku innych wpadek dawali sobie radę, a w tej właśnie chwili Rio wchodził do banku. To zdecydowanie ich największy sukces od początku napadu.

— Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale dobrze cię w końcu widzieć, psychopato.

Uśmiechnął się, gdy pojawił się przed nim Rio, który od razu go przytulił. Mimo wszystko polubił tego dzieciaka. Niczym mu przecież nie zawinił poza tym, że zbyt mocno kochał Tokio i był gotowy zrobić dla niej wszystko. Trochę przypominał mu w tym Martina. On też tak podążał za Andresem przez wiele lat.

— Trochę tęskniłem za twoimi durnymi pomysłami. Ale tylko trochę.

Rio zdecydowanie chciał coś na to odpowiedzieć, ale zapomniał o tym, gdy uwagę jego jak i reszty skupiła osoba, która weszła do środka. A raczej dosłownie wpadła w ostatniej chwili przez zamykające się drzwi.

— Arturito? Arturo Roman? — Fonollosa z niedowierzeniem odsunął się od chłopaka i podszedł bliżej mężczyzny leżącego na ziemi, w którego wszyscy celowali z broni. Nie spodziewał się ani trochę, że spotka jeszcze kiedyś tego irytującego dyrektora mennicy. Właściwie teraz byłego dyrektora. Zrezygnował z posady po napadzie na rzecz robienia z siebie idioty w mediach i opowiadania o pierwszym napadzie. — Sztokholm, zajmij się nim. A ty, Tokio, zabierz Rio. Wiesz, co masz zrobić. Rozmawialiśmy o tym — rozkazał. Może i nie był dowódcą, ale Palermo teraz przy nich nie było. Niby powiedział, że nie chce im przeszkadzać, ale nieliczni, którzy byli w bibliotece podczas rozmowy o miłości, wiedzieli, że po prostu wolał trzymać się jak najdalej od Berlina.

'''

— Teraz uważasz, że twoje życie straciło sens, ale uwierz, robi to, byś mogła być szczęśliwa. A przynajmniej ma nadzieję, że ułożysz sobie wspaniałe życie, lepsze niż z nim. — Posłał słaby uśmiech kobiecie siedzącej na fotelu na przeciwko niego. Miał dość. Jego brat był w niebezpieczeństwie, wszyscy mieli swoje zadania i się nimi zajmowali, a on utknął w bibliotece z poleceniem pilnowania trzeźwiejącej Tokio. Ten rozkaz był poniżej wszelkiego poziomu, chociaż może to i lepiej, że przypadł właśnie mu. W obecnym stanie nie wiedział, czy potrafiłby się zabrać za coś innego.

— Skąd możesz wiedzieć, o czym Rio myśli? Nie jesteś nim. Nie siedzisz mu w głowie. Nie znasz jego pobudek, ani rozterek. Nic o nim, ani o nas nie wiesz — Z ust Tokio wydobyło się prychnięcie, po czym skrzywiła się biorąc łyka kawy. Nienawidziła pić tego napoju po alkoholu, ale Nairobi ją do tego przymusiła i nie istniało inne wyjście niż się podporządkować.

— Nie muszę. Wystarczy, że sam byłem w podobnej sytuacji.

Pomieszczenie wypełnił śmiech Tokio po usłyszeniu tych słów. Nie bardzo potrafiła w to uwierzyć, bo po napadzie na mennice znała zdecydowanie inną wersję Berlina.

— Ty? W podobnej sytuacji? Coś nie chcę mi się w to zbytnio wierzyć. Jesteś bezuczuciowym dupkiem i chamem. Potrafisz tylko wykorzystywać ludzi. Co ty możesz wiedzieć o miłości?

— Zapomniałem, że ominął cię mój mały konflikt z Palermo, którego świadkami byli Nairobi, Helsinki i Denver. Masz mnie za osobę bez uczuć, ale to nieprawda. Wiesz, dlaczego nie chcę, by on wiedział o mojej chorobie? Bo go kocham, ale myśli, że jest inaczej. Dlatego go zostawiłem i zachowuję się jak jeszcze większy dupek w jego obecności. Nie mogłem skazywać go na to, by patrzył jak z każdym dniem czuję się coraz gorzej. Moja śmierć zniszczyłaby go bardziej od rozstania. — Na chwilę zamilkł, po czym napił się whisky ze szklanki, którą trzymał w lekko drżącej dłoni. Postanowił olać wszystkie zalecenia i zakazy lekarzy. Jego los był przesądzony, więc po co miał się tego trzymać? I tak śmierć już zbliżała się coraz bardziej. — Ty i Rio macie zupełnie inne cele w życiu. Ty chcesz się bawić, a mu zależy na kochającej rodzinie, może nawet na dzieciach. On pragnie spokoju, a ty roztaczasz wokół siebie aurę chaosu. Prędzej czy później to wywołałoby konflikty, a wy mielibyście dość siebie nawzajem i rozstalibyście się w atmosferze nienawiści. Wiem, że to boli, ale Rio wyświadczył ci przysługę, moja droga.

— Jeszcze jakieś rady, specjalisto od uczuć?

Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie potrafiła wysłowić się na temat relacji Berlina i Palermo. Niezbyt potrafiła uwierzyć w to, że siedzący przed nią mężczyzna potrafi kochać. Sprawiał zupełnie inne wrażenie.

— Czyli już nie bezuczuciowy psychopato i dupku? — Na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek. — Czuję się zaszczycony. Właściwie mam dwie rady. Po pierwsze, postaraj się, by to nie wpłynęło na ciebie tak jak na Palermo. Nie zmarnuj sobie życia przez tego dzieciaka. Po drugie, nalej sobie wódki, bo mam dość oglądania twojej miny, gdy pijesz kawę. Już prędzej ci pomoże pobudka z kacem niż rady Nairobi.

Z uśmiechem obserwował jak Tokio wstała z fotela i lekko się kołysząc na boki, podeszła do skrzynki z alkoholem. Przynajmniej od niej będą mieli spokój. Musiał porozmawiać jeszcze z Rio i na niego nakrzyczeć. Nie po to ryzykowali życiem, wchodząc do Banku w celu uratowania go, by teraz robił takie rzeczy. Tokio była niczym bomba i wystarczył lekki wstrząs, by wybuchła i zniszczyła wszystko. Z tak nieprzewidywalną osobą  w budynku powinni uważać, a nie ją prowokować. Czasami się zastanawiał, czy przypadkiem nie była nawet gorsza od Martina w tej kwestii.

Z każdą kolejną maską |Berlermo|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz