siedem pierwszych spojrzeń

169 16 4
                                    


Khun Aguero Agnis nigdy nie uważał się za osobę wybitnie wrażliwą. Co więcej, uchodził za wręcz chłodnego i bezdusznego, a przynajmniej to do tej pory słyszał na swój temat. Już jako dziecko zawsze fascynowały go opowieści o tym, co może znajdować się na szczycie wieży. Ludzie zaczynali się na nią wspinać z różnych powodów – jedni skuszeni bogactwem, żądzą władzy, a drudzy heroicznymi pobudkami do zmiany świata na lepsze. Aguero wcale się pod tym względem od nich nie różnił. Wspinał się, by udowodnić samemu sobie, że jest coś warty. Khun Aguero Agnis był mężczyzną niezwykle inteligentnym. Gdy myślał o znalezieniu sobie kompanów do wędrówki, brał przede wszystkim pod uwagę jedno kryterium – ich użyteczność. Nie interesowały go przyjaźnie, związki i bezsensowne rozmowy do piątej nad ranem przy kuflu piwa. W głowie powtarzał sobie słowa matki jak mantrę – „Nigdy nikomu nie ufaj". Ludzie w końcu są gatunkiem zdradliwym, nie wartym lojalności. Nie przestrzegaj zasad, a sam je twórz, bo tak robią prawdziwi przywódcy. A przede wszystkim sukces osiągnij własnymi rękoma, inaczej zostaniesz kolejnym śmieciem na pierwszych piętrach wieży. I z takim właśnie podejściem Khun Aguero Agnis na nią wkroczył. Jakież więc było jego zdziwienie, gdy jedną z pierwszych napotkanych tam osób był chłopiec, który całkowicie przeczył wszystkiemu, czego nauczyła go matka. Nie wydawał się być kimś, kto chciałby go wykorzystać. W jego spojrzeniu widać było szczere zagubienie, które ustąpiło wręcz dziecinnej radości, gdy Khun zaproponował mu wspólną wspinaczkę na wieżę. Aguero nie zdawał sobie wtedy sprawy z tego, jak wiele w jego życiu zmienią te jedne oczy. Te, które zdawały się być zrobione z kruchego bursztynu. Te, które swoim światłem tłumiły całe piękno otaczającego ich świata. Te, które już od początku patrzyły na Aguero tak, jakby tylko on jeden się liczył.


Khun Aguero Agnis nigdy nie potrafił tak do końca zrozumieć ludzi. Co więcej, Bam zdawał się go doprowadzać do apogeum jego skonfundowania. Dlaczego cały czas się uśmiechał, chociaż nie miał do tego powodów? Dlaczego traktował wszystkich z życzliwością, chociaż na to nie zasługiwali? Dlaczego z taką łatwością był w stanie się poświęcić, chociaż nie przynosiło mu to żadnej korzyści? I dlaczego tak mocno oddziaływał na niego swoją obecnością?Przecież nie był aż tak wyjątkowy! Khun nie winił Bama za swoje zdenerwowanie, tylko siebie. Zbyt łatwo dawał sobą pogrywać, był słaby i naiwny. Nie powinien wtedy poznać Bama ani tym bardziej zawierać z nim współpracy. Ale czy to źle, że chciał spojrzeć w jego oczy raz jeszcze? Wpleść własną rękę w ciemne kosmyki włosów i zbliżyć twarz Bama do swojej, by zobaczyć, jak na jego policzki wkrada się delikatny rumieniec, próbujący odwrócić uwagę od zmieszania ukrytego w spojrzeniu chłopca. Złożyć czuły pocałunek na jego czole i zapewnić, że już na zawsze zostaną razem. Bo Bam nie był jak reszta. Reszta chowała się przy pojedynczym uśmiechu Bama, któremu żaden inny nie potrafił dorównać. Co więcej, wystarczył jeden wieczór, by Aguero upewnił się w tym przekonaniu.

– Panie Khun? – zagadnął go Bam.

– Aguero.

Zazwyczaj nie przepadał, gdy inni mówili mu po imieniu. Jednak będąc świadomym tego, że Bam nigdy nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć do tego stopnia,jakiego najbardziej pragnął, chciał usunąć między nimi chociaż gram formalności.

– Więc Aguero – uśmiechnął się lekko Bam – dlaczego chcesz wejść na wieżę?

– Chcę siły. Tylko ona pozwoli mi przewyższyć mojego ojca – odpowiedział Khun.

Nie skłamał, choć mógł. Khun Aguero Agnis był w końcu przedstawicielem swego rodzaju arystokracji. Gdyby wiadomość o tym, jakie plany kieruje w stosunku do własnej rodziny, się wydostała, mógłby ponieść tego olbrzymie konsekwencje. Ale Bam nie wydawał się kimś, kto chciałby mu zaszkodzić. Aguero... Jego imię w ustach Bama brzmiało wyjątkowo ładnie.

khunbam - oneshotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz