𝘊𝘻𝘦𝘴𝘤 𝘵𝘳𝘻𝘦𝘤𝘪𝘢

101 11 6
                                    

– Wiecie cokolwiek o swoich rodzicach? – zapytała Estera, gdy wraz z pozostałymi smoczycami usiadła pomiędzy drzewami na leśnej polanie, dźwigając upolowaną zwierzynę.

Czapla zerknęła na nią posępnie.

– Aha – przytaknęła – Żuraw był łaskaw mi powiedzieć, że moje jajo przyniosła dwójka starych Błotoskrzydłych. Podobno przynieśli je w imieniu zmarłych smoków spod ujścia Diamentowej Mgiełki – otworzyła paszczę i podłubała szponem w zębach, usiłując ukryć obezwładniający ją smutek.

– Tak mi przykro – zamruczała Pitaja, a jej ogon przybrał ciemnozielony kolor – Jeżeli chcesz, to i tak możemy tam polecieć. Delta Diamentowej Mgiełki jest niedaleko, zaledwie cztery dni lotu na południe – dodała, po czym, widząc, że Czapla powoli kiwa głową, rzekła – Mnie o moim jaju Glacies nie powiedział nic, ale mnie to nie obchodzi. Znajdę rodziców, nawet jeśli taki nadęty...

– Pawiani tyłek – podsunęła usłużnie Perła, szczerząc zęby.

– ... nawet jeżeli taki nadęty pawiani tyłek nie zechce mi nic o nich powiedzieć – dokończyła Pitaja, po czym parsknęła śmiechem, gdy uświadomiła sobie, co powiedziała. Jej skrzydła poróżowiały ze szczęścia. 

Estera wpatrywała się w towarzyszki badawczo, sprawnymi ruchami szponów tnąc leżącego pod nią dzika na czworo. Leciały razem zaledwie parę dni, a ona już czuła tworzącą się pomiędzy nimi szczególną więź. 

– A ty, Perło? Co wiesz o swoim jaju? – zapytała Pitaja, na nowo tryskając irytująco różową energią.

Morskoskrzydła spojrzała na nią spode łba, ale uśmiechnęła się, i po chwili odparła:

– Fala prawie wszystko mi opowiedziała. Właściwie to wiem tyle, że jest moją ciocią, a według niej moja matka to okropna nieudacznica, chowająca się za innymi smokami w obawie o własne łuski – wyszczerzyła się do nich, ale jej ogon uderzył wściekle o pobliskie drzewo – Odpowiedziałam jej, że moja matka nie może być aż tak okropna, jak ona sama. Wtedy zrobiła mi to – to mówiąc podniosła skrzydło, na którym widniała długa, szeroka szrama – Nie jestem pewna, czy nie wolałabym już dostać zakazu wychodzenia z wioski.

Czapla, Pitaja i Estera wpatrywały się w Perłę zszokowane. Nocoskrzydła syknęła wściekle, smagając zajadle ogonem.

– A to podła, śmierdząca, zgniła meduza! Tak samo jak reszta Szponów! Te smoki nie mają w sobie ani krztyny wyrozumiałości, empatii, ani niczego podobnego! – Estera rozrzuciła wściekle kawałki dzika, prychając. Z jej nozdrzy buchał dym – Widzicie? To dlatego musimy znaleźć rodziców. Musimy dowieść tego, jak jest naprawdę! Nie wierzę w bujdy, które wciskają nam te ułomne jaszczurki!

Smoczyce wpatrywały się w nią z przestrachem, ale po chwili Perła pokiwała głową.

– To prawda. Musimy udowodnić wszystkim smokom, że Szpony Prawdy wcale nie powinny się tak nazywać. To po prostu małe, strachliwe żmije, w wolnych chwilach znęcające się nad smoczętami. To nie może tak wyglądać, nie możemy pozwolić, żeby takie smoki opiekowały się zagubionymi jajami.

Czapla i Pitaja westchnęły z rezygnacją i przytaknęły, po czym zebrały i rozdzieliły porozrzucane przez Esterę mięso. Zajadając się wybornym dzikiem, Morskoskrzydła zapytała:

– Eee... Estero... Co wiesz od Szponów o swoim jaju?

Skrzydła Ognia - Zaginiony WyrzutekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz