II.Zadupie Mniejsze

66 7 0
                                    

Niebo było zachmurzone, a od kilkunastu minut padała lekka mżawka. Maciej zatrzymał się przy chyboczącej na silnym, świszczącym wietrze drewnianej tabliczce przymocowanej do cienkiego metalowego pręta. Był na niej wyryty napis: "Zadupie Mniejsze". Osada, która malowała się za nią, nie przedstawiała się zbyt majestatycznie: składało się na nią zaledwie kilka starych jednorodzinnych domów przy głównej ulicy oraz mały sklepik. Kiedyś musiała być malutką, ale niezbyt urokliwą wsią, która prawie na pewno nosiła zupełnie inną nazwę niż obecnie. Większość budynków miało powybijane okiennice, niektóre drzwi były powyważane. Fizyk nie dostrzegał żadnej żywej duszy w pobliżu. O ile to miejsce faktycznie było zamieszkane jeszcze niedawno, to z pewnością coś tu musiało zajść. Coś bardzo niedobrego.
Z pewnością był to widok budzący lekki niepokój, ale Maciej powoli ruszył dalej, stawiając kolejne kroki na zabłoconej drodze. Przy sklepiku o ledwie migającym neonowym szyldzie "U Ryha", zsiadł i po chwili bardzo bezowocnej kontemplacji nad błędem ortograficznym w nazwie wzruszył ramionami i przywiązał Płotkę do pobliskiego płota. Jego uwagę przykuł przywiązany obok osiodłany koń, klacz o siwym umaszczeniu. Na ich widok nerwowo prychnęła i się odsunęła i dwa kroki.
- Nic ci nie zrobię, już dobrze... - mruknął fizyk, poklepując ją. Z kieszeni kurtki wyciągnął malutki flakonik i dał zwierzęciu powąchać jego zawartość. Kara klacz od razu się uspokoiła i zachęcająco nachyliła szyję. Maciej pogładził ją po bujnej grzywie i czujnie owiódł wzrokiem okolicę.
Przez szybę oklejoną reklamami nie było widać zbyt wielu szczegółow z wnętrza budynku, ale można było zauważyć ledwo tlące się światło ze świetlówek wewnątrz. Fizyk odszedł od wierzchowców i powoli pociągnął za klamkę. Oklejone reklamą wielkiej promocji na piwo "Specjal" drzwi, otworzyły się z przeraźliwym skrzypieniem. Gdy tylko przeszedł przez próg, poczuł zimno stali przyłożonej mu do skroni i natychmiastowo się zatrzymał.
- Kim jesteś i co cię tu sprowadza? - usłyszał przyciszone warknięcie dochodzące z boku. Głos należał do mężczyzny.
- Nazywam się Taco Hemingway i przyjechałem kupić zapasy u Rycha - odpowiedział Maciej, tylko zezując w prawą stronę, żeby zobaczyć nieznajomego. Nie dostrzegł jego twarzy, ale wyraźnie widział rewolwer przystawiony do swojej głowy. Dyskretnie sięgnął do pasa, ale po chwili ciszy obcy opuścił broń.
- Następny komediant, hę? To ja jestem Rychu. - powiedział obcy, wciąż z nieufnością.
Fizyk ostrożnie się odwrócił. Rychu miał na głowie połataną tu i ówdzie czapkę uszatkę, spod której wystawała czupryna rudych, kręconych włosów. Był ubrany w wielką puchatą kurtkę z masą kieszeni.
- Dlaczego ukrywasz się we własnym sklepie? To miejsce nie wygląda, jakby cierpiało na przeludnienie - zapytał Maciej.
Rychu odszedł kilka kroków i, wciąż trzymając rewolwer w gotowości, usiadł na ladzie, tuż obok staroświeckiej kasy fiskalnej. Maciej dopiero teraz miał okazję lepiej przyjrzeć się wnętrzu sklepiku. Metalowe półki świeciły pustkami, a na podłodze gdzieniegdzie leżały puszki z konserwami i kilka plastikowych butelek coca-coli. Kosz z trzema przegrodami wciąż stał w kącie, ale na recykling było już nieco za późno. Zauważył pojedynczy śpiwór leżący na podłodze po drugiej stronie sklepu.
- Tydzień temu zostaliśmy napadnięci - burknął Rychu. - Grupa młodych dziewczyn na koniach z wozami, uzbrojonych po zęby. Porwały kilkanaście osób. - Wiem, że to brzmi głupio - dodał. - Ale tak było.
- W jakiś sposób to tłumaczy takie pustki - mruknął Maciej. - Został ktoś oprócz ciebie?
- Tylko taka jedna stara wdowa, Krystyna - odpowiedział sprzedawca.
- Mhmm... a słyszano tu u was może o niejakim klanie alternatywek? - zapytał fizyk pocierając lekko podbródek. Zapanowała chwila ciszy. Rychu wstał.
- ONE do niego należały - powiedział. - Piorą ludziom mózgi tymi swoimi urządzeniami i tworzą armię. Chcą przejąć Podlasie, a to jest...
- Najważniejszy strategicznie punkt w kraju, tam mogą zdobyć technologię i ruszyć wszędzie, tak tak. - dokończył Maciej. - Wiesz na ich temat coś więcej? Tak się składa, że być może mam możliwość odbicia z ich rąk reszty mieszkańców tego waszego Zadupia Mniejszego.
- Niewiele - odpowiedział zaniepokojony Rychu. - Przez cały czas ukrywałem się w piwnicy mojego sklepu, ale stara Krycha może coś wiedzieć. Jako jedyna stawiała im zbrojny opór i przeżyła, jest twarda. Twardsza od każdego tutaj. Ta baba walczy lepiej niż ktokolwiek kogo znam, niech skonam - mruknął. - Mieszka w starym drewnianym domu na końcu wsi.
- Odwiedzę ją - rzekł fizyk. - Dzięki za informacje.
- Hej! - usłyszał na wyjściu, i odwrócił się z powrotem. - Jeśli naprawdę potrzebujesz jakichś zapasów, mogę ci coś sprzedać.
Maciej powiódł wzrokiem po pustych półkach i zatrzymał się na ostatniej szklanej butelce coli leżącej w głębi jednej z nich. Podniósł ją, włożył do torby i rzucił na ladę kilka kapsli.
- To chyba powinno wystarczyć - powiedział przy wyjściu. - Tylko Coca-Cola, żadne Pepsi - mruknął jeszcze do siebie, poklepał Płotkę przywiązaną do płotu, i włożył butelkę do juk. Skierował się w kierunku wskazanym przez Rycha. Szedł pod silny wiatr, a niebo się zachmurzyło. Zanosiło się na burzę. Opatulił się szczelniej kurtką i założył wyjęte z torby rękawice. W oddali rozległ się grzmot przeszywający przytłaczającą ciszę Zadupia Mniejszego. Na końcu ulicy faktycznie znajdowała się stara, drewniana chata, sprawiająca wrażenie, jakby miała się zaraz zawalić. W jednym z okien widniało małe pęknięcie, ale w porównaniu do reszty wsi, faktycznie nie wyglądało na to, że komukolwiek udało się tam włamać. Maciej wszedł po skrzypiących schodkach i zapukał do drzwi, wyraźnie podziurawionych pociskami w kilku miejscach. Nie musiał czekać długo na odpowiedź: po kilku sekundach drzwi gwałtownie się otworzyły, z impetem zwalając fizyka ze schodów. Stanęła w nich starsza kobieta w czarnej sukni z falbanami, dzierżąca w rękach pordzewiały karabin maszynowy AK-47 i oddała kilka strzałów ostrzegawczych tuż nad głową wstającego na nogi i otrzepującego się Macieja. Na jego widok szybko w niego wycelowała i zapytała:
- Czego, Łachudro?
- Czy to jest jakaś wasza miejscowa tradycja, że witacie wszystkich odwiedzających z naładowaną bronią w ręku? - zapytał poirytowany fizyk, chowając znów wyjęty ukradkiem amperomierz za pazuchę. - Przychodzę po informacje o klanie alternatywek, przysłał mnie niejaki... Rychu. Mówił, że pani coś wie.
- Rychu? To ten nieudacznik, który przesiedział całą najgorszą jatkę w piwnicy? - zapytała Krystyna, nie opuszczając karabinu.
- Chyba nie jest tak szlachetny... - mruknął Maciej. - Ale jestem tu tylko w tej sprawie, chcę do nich dotrzeć i odbić zakładników z waszej osady - powiedział głośniej.
- Ha! Na twoim miejscu bym odpuściła, kilku próbowało i zawsze znikali bez śladu. Choć nie ukrywam, gdyby moje pieski mnie nie potrzebowały, to sama bym ruszyła tym nieszczęśnikom na odsiecz - Krystyna opuściła broń, a o jej nogę otarł się mały corgi, zaciekawiony nowym gościem. Fizyk pomyślał, że zwierzak wygląda zupełnie jak mała, puchata i wyjątkowo gruba kiełbaska.
- Cóż, mi nie zaszkodzi spróbować... podobno porwali moją bliską znajomą, muszę tam pojechać. Wiesz zatem, gdzie powinienem się skierować?
- Jedź prosto pięć kilometrów do starej kapliczki, a potem skręć w lewo, w stronę Złej Wsi. Z moich informacji wynika, że przed przemieleniem ich mózgów zakładnicy są przetrzymywani w tamtejszym bunkrze - odpowiedziała wdowa. - I im dokop, bo chyba nie dostały dość mocno ode mnie. NA CO SIĘ GAPISZ ŁOTRZE, NA KOŃ I JEDŹ, URATUJ ZADUPIE MNIEJSZE! - krzyknęła na osłupiałego Macieja, próbującego przeanalizować informacje otrzymane w ciągu ostatnich kilkudziesięciu sekund. - Ale chwilka... zaczekaj. Zaparzę ci herbatkę na drogę - dodała już zaskakująco przymilnym tonem. Fizyk odruchowo poprawił swój amperomierz do rzucania i sprawdził, czy karta wzorów nadal znajdowała się na plecach. Pistolet na awaryjne sytuacje trzymał w kieszeni - całe uzbrojenie zawsze nosił przy sobie. Po kilku bardzo długich minutach w czasie których nie ośmielił się nawet zbliżyć do drzwi, znów stanęła w nich starsza pani, tym razem bez broni i z pordzewiałym termosem w ręku, który z niesamowicie uroczym uśmiechem wcisnęła Maciejowi w dłonie. Od razu po tym odwróciła się i bez słowa zatrzasnęła za sobą podziurawione drzwi.
"Mielenie mózgów"? Sprawa wydawała się być gęstsza, niż się wydawało. Zadupie Mniejsze to naprawdę specyficzne miejsce, pomyślał fizyk, i po chwili patrzenia na termos ruszył w stronę Płotki.

Ostatni Fizyk: Klan AlternatywekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz