4. Minęło..

116 11 20
                                    

Minęło Dużo czasu od spotkań z Billem. Okazało się że mamy nawet dużo wspólnego.
Zawsze umawialiśmy się bardzo późno by nikt nas nie nakrył na naszym zakazanym romansie.
Przy jeziorze zawsze się spotykaliśmy, a potem polowaliśmy lub patrzyliśmy na gwiazdy i tarzaliśmy się w liściach.
Nikt nas nigdy nie zobaczył razem, a spotykamy się już od jakiś 6 księżyców (miesięcy).

Szedłem jak zawsze na poranne przydzielenie obowiązków dla każdego. Usiadłem koło rudego błyszczącego futra wczesnego rana.

- Cześć Rudy ogonie! - powiedziałem przyjaźnie do mojej kumpeli. Chociaż była od mnie starsza o 11 księżyców dogadywaliśmy się nie najgorzej. Kiedyś podkochiwałem się w niej ale to już przeszłość. Noi tak miała już Partnera. Czarne Serce. Ghh.. Jak ja go nie lubię. Kocur z ptasim mużdżkiem i lisim sercem. Która by go zechciała.

Wracając.

- Cześć Sosnowa łapo! Co tam u ciebie stary? - odwzajemniła wcześniejszy mój uśmiech.

- Nawet dobrze. Wyspałaś się? -

- tak, ale Czarne Serce strasznie się wiercił Heh - parsknęła śmiechem na wspomnienie kręcącego się Partnera by znaleźć wygodne miejsce na odpoczynek.

- heh - odpowiedziałem słabo.

- Wiesz może.... - przerwał mój wujek kocicy.

- wszyscy tu zebrani!! Dziękuję że wstaliście tak wczesną porą, a tym bardziej dziękuję uczniom. - uśmiechnął się do wszystkich z widoku który miał jak wskoczył na wysoki głaz.

- A więc Mcgaket ty przyniesiesz trochę mokrego mchu co ty na to? - zaczął szóstny pazur.

Stary kocur tylko przytaknął miło.

- Sosnowa Łapo mam zamiar cię wysłać samego do obozu demono kotów. Nic ci się nie stanie słowo.. - odwrucił się do mnie mój wujek. - Będziesz musiał zapytać tam pewnego błękitnego kocura o rośliny na leczenie pamięci Mcgaketowi.. Jest coraz lepiej ale musimy jeszcze trochę przejść do końca wyzdrowienia mojego przyjaciela. Będzie dobrze gdy wyruszysz teraz. Będzie na ciebie czekać jego brat. - powiedział.

- Dobrze już pujde - Wstałem i zacząłem iść.

- dziękuję - żucił gdy się oddalałem.

Gdy już byłem blisko miejsca spotkania z bratem tego kocuro, medyka załuważyłem piękne złoto, błyszczące futro i piękne złote oczy. Odrazu pobiegłem i przytuliłem mocno mojego Partnera. Nie widzieliśmy się już od dwóch tygodni. Czekałem na niego na naszym miejscu ale nie przychodził.

Kocur polizał mnie w głowę a później w nos.

- Witaj kochanie. Wybacz że nie przychodziłem ale miałem dużo pracy z rodzeństwem i ojcem. Mieliśmy coś z kimś pogadać z innego wymiaru i to jeszcze z ludźmi - powiedział mój ukochany plącząc nasze ogony razem. Przytulił mnie mocniej.

- rozumiem. Ale to nic. Choćmy już - pogoniłem go.

Gdy szliśmy małym truchtem Bill zaczął :

- Może choćmy zobaczyć jaka jest rzeka? Dawno jej nie widziałem a była taka ładna. Mój brat poczeka jets jeszcze rano więc na pewno śpi. - uśmiechnął się.

- dobrze - w podskokach biegłem do rzeki przy której się spotykaliśmy.

Popatrzyłem na rzekę tak samo jak Bill koło mnie.

- jest mocny nurt może wracajmy już - zaczął złoty kocur.

- dobrze. Tylko muszę zobaczyć coś - popatrzyłem na tafle wody a koło mnie było odbicie rudego kocura z szramą na uchu i oku. Wystraszyłem się i podskoczyłem. To był zły pomysł.

Poślizgnołem się o mokre kamienie i nie wiem czy to był mój wrzask czy Billa.

Wpadłem do wody i pociągnął mnie silny nurt rzeki.

Byłem za słaby by się wyczołgać na brzeg. Na szczęście byłem na powierzchni.

- SOSNOWA ŁAPO!!! POCZEKAJ URATUJE CIE!! - Bill już chciał wskakiwać do rzeki ale ja załapałem się kamienia pazurami. Był za wielki bym na niego wszedł ale mogłem się go złapać by nie popłynąć z nurtem rzeki.

- IDZ PO POMOC!!! DAM RADĘ SIE UTRZYMAĆ TAK TYLKO 5 MINUT!!!BIEGNIJ PO WUJKA!!! - od wrzeszczałem.

On jak poparzony ruszył do mojego obozu.

Po paru minutach widziałem nie dwie a 6 sylwetek kotów z których jedna była kocicy.

Gdy się przybliżyli ujrzałem Stana, Szóstnego Pazura, Billa, Killa,  Czarne Serce i Rudego Ogona.

- JUŻ CI POMOŻEMY!! - odkrzyknął Bill.

- nurt jest zbyt niebezpieczeny. Musi tam wejść kot który da radę. - zaczęła Rudy Ogon.

- Ja pójdę - Powiedział stanowczo Kill.

- Ja ci pomogę. Rodzina trzyma się razem - Bill dokończył.

- Jesteś za słaby - odkrzyknął.

Bill już chciał coś powiedzieć ale ja krzyknołem.

- To nie dobry Czas by się kłócić - ja już ledwo się trzymałem głaza.

Wdety Kill i Szóstny Pazur wskoczyli do tafli wody po mnie.

Kill złapał mnie za kark bardzo mocno. Jego zęby wbijały mi się w skure. Mogłem przysiąc że czułem krew. Potwierdziło to jak mała strużka krwi wpadła do rzeki i ją pobrudziła. Krzyknołem z bólu.

- UWAŻAJ TROCHĘ - krzyknął Bill

Mój wujek szybko popychał Killa by się pospieszył i wyszedł ze mną w pysku na brzeg.

Gdy to zrobił Bill pacnął Brata w pysk Łapą a mnie otulił swoim futrem. Wtuliłem się w niego bo miał bardzo gęstą sierść.

- Pacanie jak mogłeś mu wbić swoje szpony w jego kark tak mocno. Gdybym ja ci tak zrobił nie było by Ci do śmiechu. - ja już roztrzęsiony tym wszystkim zemdlałem.

//Per. Bill///
Poczułem jak małe drobne ciało na mnie upada. Gdy popatrzyłem w tamtą stronę ujrzałem sosenke całego zziębniętego. Szybkim lecz delikatnym ruchem dałem go na swój grzbiet.

- Idziemy z nim do naszego medyka. Jest lepszy od waszego i szybko mu pomorzemy jutro przyniesiemy go wam - nawet nie dałem im czasu na  odpowiedź a już byłem blisko naszego obozu.

Mam nadzieję że nie ma żadnych ran.

każda sosna ma igły // warriors Falls //Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz