Gdy tamtego dnia Soo wyszła z pokoju, głośno trzaskając drzwiami, Chen nie wiedział, co zrobić. Był w rozsypce; z jednej strony trapiła go głupia myśl, że może Julie faktycznie nie zachowała się w porządku; w końcu owy pokój dzielił razem z Soo, a to, że dzień wcześniej odniósł ją w bezpieczne miejsce, nie było niczym dziwnym. Może nie byli już razem, ale gdzieś w głębi wiedział, że to była dalej ta sama uparta, urocza i nieporadna Soo. Jednak z drugiej... sam nie wiedział, czego jego eks spodziewała się po tamtym wieczorze. Oczekiwała, że między nimi wszystko będzie w porządku?
Nie miał pojęcia, co sądzić na ten temat, jednak mimo to był wściekły na dziewczynę, która nie odzywała się do niego już od dwóch dni. Bo tak: minęły cztery dni pobytu w pięknej Wenecji. Mieli lot powrotny za trzy dni. Dni mijały coraz prędzej, a przez dokładnie opracowany przez Thalię i Erick'a plan, Chen nie miał praktycznie ani minuty dla siebie. Albo spędzał czas na zwiedzaniu razem z Julie i Chanyeolem albo czytał dziennik – chwile, gdy naprawdę mógł sobie odpocząć, poświęcał Yixing i Lucilli, z którymi rozmawiał przez telefon.
A Soo? Soo nie miał ochoty widzieć, ponieważ sam widok jego eks sprawiał, że był zwyczajnie wściekły, a najbardziej bolało go to, że czuł się wykorzystany; po tym, jak pomógł dziewczynie po tamtej imprezie, nie usłyszał nawet słowa „dziękuję". Jakby miał obowiązek zajmować się nią jak dzieckiem, pff.
Zaczął jej nienawidzić. A raczej nienawidził tej części siebie, która nie pozwalała mu przestać myśleć o jego byłej dziewczynie i która bezustannie odzywała się, gdy tylko czuł na sobie jej beznamiętne spojrzenia.
"- Cause for all we know, we might be dead by tomorrow – niski głos Jongdae rozniósł się po wnętrzu auta, które pokonywało kolejne kilometry przez pustą drogę, a wiatr owiewał nam włosy. Był to ten dzień, kiedy jeszcze ani ja ani on nie wiedzieliśmy, że to jeden z naszych ostatnich wspólnie spędzonych dni.
- I can't go on wasting my time, adding scars to my heart – nawet nie starałałam się, by słowa przeze mnie śpiewane brzmiały dobrze tak jak te Chena, którego głos przypominał najpiękniejszy, anielski baryton, podczas, gdy ledwo znał tekst tej piosenki.
Był to piękny, niedzielni poranek, a słońce grzało jak jeszcze nigdy, jedynie dodając blasku naszej zakochanej w sobie po uszy dwójce. Jongdae mówił, że po prostu po raz kolejny pragnął wykrzyczeć mi, jak bardzo mnie kocha, mimo, że robił to praktycznie cały czas. „Chcę, by słyszały mnie gwiazdy, chcę, by ci wszyscy krzywo patrzący na nas ludzie wiedzieli, że zawsze będę cię kochał, ze moje serduszko zawsze będzie należeć do Soo, w porównaniu do której nawet gwiazdy na nieboskłonie nie mogły się niczym równać" – szeptał.
Tą chwilę tworzyło wszystko; i nasze pełne nadziei spojrzenia, szybko bijące serca, łzy szczęścia w moich oczach. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że ten wyjątkowy chłopak był tu ze mną. Był mój!
CZYTASZ
Morning Coffee [Kim Jongdae]
FanfictionKim Jongdae i jego była dziewczyna mają do siebie naprawdę zły stosunek; po tym, jak ona daje chłopakowi do zrozumenia, że ich wspólne lata w przeszłości były zwykłą pomyłką i stratą czterech lat, oboje nie mogą na siebie patrzeć, a co dopiero rozma...