Zabrzmiało to nawet całkiem nieźle. Jak tytuł do taniego thrilleru, albo jakiegoś fan fiction jednego z nadgorliwych nastolatków, do których jeszcze jakiś czas temu sam należałem.
Potem okazało się, że sam posiadam pewne...talenty, o których inni mogą jedynie pomarzyć. W końcu wielu mogłoby powiedzieć, że czytanie w myślach może być bardzo przydatne. Chociażby w szkole. Albo taka teleportacja. Po co marnować godzinę na przeciskanie się w miejskim metrze, aby dotrzeć do domu, gdy wystarczy kilka słów i już się w nim jest?
Ale ja, od kiedy tylko pamiętam, marzyłem o byciu jednym z Avengersów. Kiedyś były to tylko nierealne wyobrażenia dzieciaka. Jednak potem...okazało się to nie takie trudne.
Zwłaszcza gdy ma się świetną drużynę. Taką jak ja.
Ale nie o tym chciałem tu napisać.
Cóż, nie wiem od czego powinienem właściwie zacząć. Mam w głowie jeden wielki mętlik.
Powiedzmy, że ostatnio dowiedziałem się czegoś o mojej przeszłości...o korzeniach. I to nie byle czego.
Pamiętam, że kiedy miałem dziesięć lat, moi rodzice powiedzieli mi prawdę o moim pochodzeniu. Przynajmniej tyle ile sami wiedzieli. Wyjawili, że adoptowali mnie gdy byłem jeszcze bardzo mały. Nie chcięli mnie okłamywać i za to jestem im wdzięczny.
Dlatego nie byłem na nich zły, że nie mówili mi o tym wcześniej. Nic z tych rzeczy. Nie miałem do tego żadnych podstaw. Zawsze zajmowali się mną najlepiej jak potrafili. Nie dawali mi odczuć, że coś ze mną...jest nie tak.
No i zrozumiałem też, czemu moja przybrana babcia patrzyła na mnie inaczej, tak jakbym pojawił się w jej życiu wbrew jej woli. Zwłaszcza wtedy, gdy dowiedziała się, że jestem mutantem.
No, ale cóż, nie można mieć wszystkiego, tak?
Nigdy też specjalnie nie starałem się dotrzeć do moich pierwotnych rodziców. No, może raz. Ale gdy zobaczyłem rozczarowanie i zawód w oczach mamy i taty, zrezygnowałem z tego. Obiecałem sobie, że nigdy już nie wrócę do tego tematu.
Zresztą, czy czegokolwiek mi brakowało? Przecież zapewnili mi wszystko czego tylko potrzebowałem i dużo, dużo więcej. Zawsze mnie kochali. To oni byli ze mną podczas chorób, oni wszystkiego mnie nauczyli, oni odprowadzili mnie na pierwszy dzień szkoły i to im wypłakiwałem się gdy miałem gorsze dni.
Dlatego to oni zasługują na miano moich prawdziwych i jedynych rodziców.
Przynajmniej tak myślałem do wczorajszego popołudnia. Wtedy też poznałem prawdę, której nigdy bym nie przewidywał. No bo raczej mało kto przypuszcza, że jego rodzic jest jednym z Avengersów, którzy od małego byli jego idolami. A jakby tego było mało, moja rodzona matka jest niepodważalnie jedną z najpotężniejszych osób na tym świecie.
Brzmi świetnie, ale ja...nie za bardzo wiem co o tym myśleć. Powinienem się cieszyć, że wreszcie poznałem prawdę? Być może. A może raczej powinienem być na nią zły za to, że mnie zostawiła?
Nie wiem. Po prostu jedyne co na razie mogę, to przemyśleć to wszystko czego się dowiedziałem...bo nie zostawiłem tego tak po prostu.
Porozmawiałem o tym z kimś kogo poznałem gdy moje moce trzeba było nieco przytrzymać w ryzach. Ale to historia na inny raz.
W każdym razie podczas rozmowy z profesorem dowiedziałem się, że znał on Wandę, gdy ta była w moim wieku. Co więcej prowadził z nią nawet sesje psychologiczne. Tłumaczył mi, że nie miała łatwego dzieciństwa.
Jednak jednego był pewien. Nigdy nie oddałaby własnych dzieci, chyba że zostałaby do tego zmuszona. Był tego pewien, ponieważ ona sama została oddana przez swojego ojca i wie jak fatalnie to na nią wpłynęło.
Ale bez względu na to czy zrobiła to z własnej woli czy została do tego zmuszona, stało się.
To nie ona mnie wychowywała. Dla mnie jest niemal obcą kobietą. I nigdy nie zastąpi moich prawdziwych rodziców.
Jednak czy powinienem ją od razu skreślać? A może dać jej szansę? Być może miała dobry powód by zrobić to co zrobiła? Mam do niej tak wiele pytań, a jednocześnie boję się poznać na nie odpowiedzi. To naprawdę dziwaczne uczucie, gdy z jednej strony chcesz coś zrobić, a zdrugiej coś cię przed tym wstrzymuje.
Z początku chciałem porozmawiać o tym z Tommy'm, ale u niego sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Jesteśmy bliźniakami i dlatego nieraz wiem co czuje. Tak samo on. Tak to już działa. Niestety dopiero od jakiegoś czasu. Jeszcze kilka miesięcy temy w ogóle nie wiedziałem, że mam brata.
Tommy nie miał tyle szczęścia co ja. Nie trafił na troszczących się o niego rodziców. Od zawsze musiał sobie radzić sam. I właśnie dlatego wiadomość, że Scarlet Witch jest naszą matką wcale go nie ucieszyła. Wręcz przeciwnie. Jedyne co do niej czuje to żal i złość za to co go spotkało.
Jednak jeśli profesor miał rację i ona rzeczywiście o nas nie wiedziała to moim zdaniem nie jest odpowiedzialna za los Speed'a. Nie w mniejszym stopniu niż ja. Również nie było mnie przy nim, gdy tego potrzebował. Jednak nie pozwolę by to się powtórzyło.
Podsumowując, nie jestem pewien co powinienem teraz zrobić i jak podchodzić do Wandy. Nie jestem chyba gotowy by z nią o tym wszystkim porozmawiać. Jeszcze nie. Chociaż czuję, że tego właśnie by chciała. W końcu jest moją matką i być może nie jestem i nigdy nie byłem jej obojętny.
Jednak prawda jest taka, że ja już mam rodziców i to najlepszych na jakich mogłem trafić. I wcale nie chcę tego zmieniać.
To naprawdę skomplikowane. Może jak się z tym prześpię, łatwiej będzie mi pozbierać myśli? Mam nadzieję, że tak, bo w tym stanie nie widzę siebie na porannym treningu. O klasówce już nie wspominając.
A teraz czas kończyć, bo wystarczy spuścić tych na dole z oka na kilka minut i już rezydencja zamienia się w jedno, wielkie pobojowisko. A ktoś musi je w końcu ogarnąć. I ta rola zazwyczaj przypada właśnie mnie.
Billy Kaplan
CZYTASZ
Pamiętniki bohaterów
FanfictionChcesz poznać uczucia bądź obawy targające bohaterami w kluczowych momentach ich historii? A może zastanawiasz się czy mięli oni momenty słabości? Lub ciekawią cie ich tajemnice, które chcięli zataić przed resztą świata? Jeśli tak, to dobrze trafiłe...