☆Rozdział 4☆

552 33 16
                                    

Otworzył zaspane oczy, po długiej nocy spędzonej przed telewizorem. Choć konkretniej możnaby to nazwać próbą poukładania myśli, w czym okazało się - nie był za dobry. Cóż, Liam nie spodziewał się tak sceptycznego podejścia stada co do powrotu Hayden. Kiedy poprzedniego dnia po wyjściu dziewczyny, udał się przedstawić przyjaciołom dobrą nowinę, żadne z nich nie było tym faktem szczególnie przejęte. Lydia mruknęła, że pewnie jest szczęśliwy, Scott wymusił uśmiech i mu pogratulował. Niestety na zebraniu, które niespodziewanie zwołał nie pojawił się ani Mason, ani Corey, ani Malia czy Theo, chociaż co do Reaken'a - cieszył się brakiem jego obecności, chcąc oszczędzić sobie jego pikantnych komentarzy, których nieco bezpodstawnie się spodziewał. Liczył na Mason'a, na jego "żywszą" reakcje, jednak coś go zatrzymało. Nie przyszedł. Chłopak miał wrażenie, jakby się od wszystkich odsówał. Jakby to nie Theodor był teraz w centrum uwagi, a on. Nie podobało mu się to, więc czym prędzej wrócił do domu, potem rzucając się na kanapę. Zaczął wnikliwie rozpatrywać co się wokół niego dzieje.
Kłótnie Theo i Malii, zmęczenie Scotta.
Wydawało mu się, że przecież to nie wiele i nie było powodów, aby każdy aż tak zamykał się w sobie.
Nie zdawał sobie jednak sprawy, iż ma klepki na oczach i to co widzi, jest tylko powierzchnią. Prawdziwy problem krył się głębiej.
Dawno nie rozmawiał z Mason'em, zatem nie wiedział o kryzysie jaki przeżywają z Corey'm, nie rozmawiał także z Lydią, dlatego nie mógł wiedzieć, jak nastolatka ze wszystkich sił próbuje pomóc jego przyjacielowi, gdy on za bardzo skupia się na sobie. Nie dostrzegał jak to wszystko przygniata Theo, który boi się stracić najbliższą osobę ze stada, bo nie wie ile jeszcze będzie w stanie panować nad sobą, przez ciągle zżerające wyrzuty sumienia. Pośrodku tych wszystkich problemów i smutków stoi Scott, który wyczuwa ich złe samopoczucie zaś wakacyjne popołudnia spędza ze Stiles'em, obmyślając plan jak zażegnać zaistniały konflikt.
Liam nie był tego świadomy, gdyż sam tak wdrążył się w zgrzyty między Theo, a Malią, że jego niezbyt silny umysł doznał dotkliwego przegrzania, przez co obecnie krążył myślami wokół tej dwójki jak planeta krążąca po orbicie wokół słońca. Ograniczało go to do tego stopnia, iż nie było mowy o jakimkolwiek logicznym myśleniu i podejmowaniu racjonalnych decyzji, co dodatkowo potwierdza akt desperacji, który dokonał w sprawie z Hayden. Teraz Dunbar mógł liczyć na cudowne oświecenie, lub plan McCall'a, nad którym burze mózgów zaczęły się dwa dni temu.
Jeśli zostałby ukończony, niewykluczona byłaby osobista wizyta alfy, ze szczegółowymi wytycznymi, jednak na razie, pozostało nam czekać.

Scott natomaist siedział z głową położoną na biurku i zastanawiał się od czego zacząć. Dla niego każdy problem był bardzo ważny, przez co nie miał pojęcia gdzie zacząć.
Czy na pierwszy ogień zająć się Corey'm oraz Mason'em, czy może zacząć od Malii?

- Scott, zdecyduj się! - zaczął dobitnie Stiles. - Co to za różnica czy porozmawiasz najpierw z Malią, czy z chłopakami? Chociaż co do nich, to ja raczej zaproponowałbym ewentualnie pomoc. Jesteś alfą! To nie koniec świata! Każdy czasem ma gorszy moment. Nie możesz tego aż tak przeżywać.

- Stiles, nie pomagasz. - mruknął, wciąż nie odrywając głowy od blatu.

- Wiem! - zawołał, jakby doznał boskiego objawienia. - Powiedz o tym Liam'owi. Theo chyba wolałby z nim pogadać o tym co go trapi, niż z tobą. Nie mam nic złego na myśli! - zaraz się bronił. - Ale oni chyba lepiej się rozumieją.

- A może zorganizujemy jakieś spotkanie? - rzucił beznamietnie.

- Posiedzenie watahy? Nie, to źle brzmi. - stwierdził Stilinski, siadając na łóżko. - Poza tym, nie wiem czy to dobry pomysł, żeby Malia teraz zbliżała się do Theo na odległość bliższą niż dwadzieścia metrów.

- Masz rację. - przyznał wreszcie wilkołak, prostując się. - Pogadam z Liam'em, potem pójdziemy do Malii.

- A co z Mason'em i Corey'm?

- Myślę, że powinniśmy zostawić ich z tym samych. Jeśli będą czegoś potrzebować, sami przyjadą.

- Słuszna uwaga.

Wilkołak nie chcąc tracić więcej czasu, wyszedł czym prędzej z domu, by zaraz wskoczyć na motocykl i pognać do domu Dunbar'a. Nie był do końca pewny, czy podjął słuszną decyzję, jednak w jego oczach wyglądała dość obiecująco. Zdał sobie sprawę, że to nie on powinien rozwiązywać problemy swoich przyjaciół, tylko oni sami. Potrzebowali jedynie drobnej "zachęty", a Scott był rad im ją zafudować w postaci niewinnego Liam'a, który wręcz usychał ze swojej niewiedzy o tym, co dzieje się dookoła z jego bliskimi. Była to najlepsza rzecz, jaką McCall mógł wtedy zrobić.

Zostawił motor na chodniku i żwawym krokiem ruszył do drzwi. Zapukał trzy razy. Zaraz potem zza nich wyłoniła się beta.

- Scott? Co ty do cholery robisz tutaj o tej porze? Nie ma nawet dziesiątej. - mówił ledwo nastolatek, poprawiając swoją bluzkę od piżamy.

- Musimy porozmawiać. Potrzebuje twojej pomocy. Nasi przyjaciele jej potrzebują. - oznajmił McCall. Liam jakby otrzeźwiał, czując jak jakiś ciężar zaczyna go opuszczać. Domyślał się, że lada moment dostanie odpowiedzi na spędzające mu sen z powiek pytania. Nie mógł się doczekać.

Przeszli do kuchni. Dunbar wyjął dwie szklanki i do każdej z nich nalał wody. Jedną wręczył alfie, natomiast drugą zostawił dla siebie. Usiedli jak zawsze przy blacie, wymieniając się spojrzeniami. Scott zaczął tłumaczyć becie co się dzieje. Powiedział o Mason'ie i Corey'm, o Theo i jego wyrzutach sumienia.
Z każdą chwilą nowe informacje, uzupełniały luki w głowie Liam'a. Już rozumiał dlaczego ostatnimi czasy, sytuacja wydawała się taka dziwna. Kiedy wreszcie zaspokoił swoją ciekawość, odzyskał zdolność logicznego myślenia i mógł zabrać się do działania. Scott przedstawił mu pomysł, który opracował razem ze Stiles'em, natomiast potem ustalili kolejność działań.

Liam pożegnał alfę, potem biegnąc na górę i ubierając bardziej wyjściowe ubrania.

Gdy stał przed drzwiami Deaton'a ogarnął go lekki strach. Obawiał się, że Theo wciąż będzie obrażony. To było w jego stylu. Dunbar nie chciał jednak bawić się w kotka i myszkę, tylko zwyczajnie wyciągnąć w stronę przyjaciela pomocną dłoń. Był mu to winien. Po tym jak w niego zwątpił.

- Liam? - spytał z niedowierzaniem Theodor, wyłaniając się zza drzwi.

***

Siemanko, mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał. Akcja się nam trochę rozjaśniła i teraz powinno być bardziej logicznie.
Dajcie znać czy opowiadanko przypadło Wam do gustu.

Papatki

Xeno☆

Hole In the HEART | Thiam |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz