~5~

198 11 17
                                    

Christabelle wychowała się w niewielkiej wsi, znajdującej się blisko Luton, gdzie później chodziła do liceum.

Jej dzieciństwo minęło przyjemnie i wesoło, bez dziwnych zabiegów okoliczności i smutnych wypadków. Często bawiła się z rodzeństwem i dziećmi z sąsiedztwa. Te lata minęły bardzo spokojnie z panoramą wsi w tle.

Tak więc nadszedł czas by udać się do rodziny. Mimo swojej samotniczej natury nadal miała dwójkę rodzeństwa i rodziców. Co jak co, ale posiadali farmę oraz warzywny ogródek i zawsze dawali jej mnóstwo przetworów.

Jechała pociągiem do Luton. Szerokie pola rozciągały się za oknem. Przywoływały uczucie nostalgii, dziwnej tęsknoty za dniami, które nigdy już się nie powtórzą. Szukała wzrokiem miejsc, które pamiętała z dzieciństwa. Lubiła je wspominać.

Czytała podręcznik, przygotowywała się do następnego kolokwium. Studia nie były tanie i chciała udowodnić swoim rodzicom, że jest to warte ich pieniędzy, zwłaszcza po tym, jak zmieniła kierunek. To nadszarpnęło ich zazwyczaj niezachwianą wiarę w jedyną córkę.

Czułą się okropnie na medycynie. Nie miała tam szczerych przyjaciół. Wszyscy dążyli do bycia jak najpopularniejszymi, najciekawszymi, miała wrażenie że uczestniczy w jakimś niepisanym wyścigu. I po kilku latach doszła do wniosku, że to wrażenie nie było do końca błędne. Nie była wyjątkowa, była zwykłą dziewczyną ze wsi. I zawsze nią będzie. Nigdy nie miała zbyt wielu przyjaciół, a na studiach w dużym mieście trudno jej było złapać jakąś sensowną więź, wyjść z rodzinnej bańki. Zresztą, nadal ciężko jest jej się z kimś zaprzyjaźnić.

Gdy poszła na chemię nie czuła się już tak zagubiona, ale też przestała zwracać uwagę na problemy innych, skupiła się raczej na sobie. I nagle zaczęła mieć więcej czasu. Zrzuciła parę kilogramów, wróciła do dawnych przyzwyczajeń i zainteresowań.

Wysiadła na stacji. Kręciło się tu dużo ludzi, niedaleko było lotnisko. Po tym jak uciekł jej autobus i jak dowiedziała się ile będzie musiała czekać na taksówkę i jak dużo musiałaby za nią zapłacić postanowiła pójść piechotą. 

Jej nogi bardzo dobrze znały tą drogę, praktycznie same ją prowadziły. Spacer nie był tak nieprzyjemny jak Christabelle się wydawało. Temperatura była niska, ale nie wiał wiatr, a słońce jasno świeciło, a jedyną rzeczą, która jej przeszkadzała były śliskie, gnijące liście pod nogami.

Po trzydziestu minutach drogi stanęła przed rodzinnym, piętrowym domem. Gdy było jeszcze ciepło, każde okno było ozdobione różnokolorowymi kwiatkami, które jej mama uwielbiała, a młodszy brat był zmuszony sadzić.

Matka dziewczyny wyszła z domu chwile po tym jak usłyszała skrzypnięcie bramki. Jak zawsze cieszyła się z jej przyjazdu. Theresa zawsze okropnie martwiła się o swoją córkę. Wcale jej się nie podobało, że mieszkała sama w dużym mieście.

Uściskała ją mocno, ucałowała i gdy tylko weszły do domu zaczęła zasypywać pytaniami.

- Mamo, daj Chriście spokój, niech lepiej coś zje - odezwał się James, starszy brat Christabelle.

Był podobny do matki. Tak samo opiekuńczy i troskliwy, przejmujący się wszystkim i wszystkimi mężczyzna.

Też ją przytulił. Dziewczyna dużo dla niego znaczyła i nigdy się z tym nie krył. Często był jej jedynym przyjacielem. Zawsze trzymali się razem, zwłaszcza jako dzieciaki. Były między nimi tylko dwa lata różnicy.

Przywitała się jeszcze ojcem Peterem i przybiła piątkę młodszemu bratu - Edwardowi. Nastoletni chłopiec był cichy i zamknięty w sobie. Trudno było się z nim dogadać, więc Christabelle i Edward jako dwójka introwertyków jedyną rzeczą jaką robili we dwoje było czytanie książek. Ta miła tradycja przetrwała i gdy kobieta przyjeżdża w odwiedziny siedzą razem na kanapie do późnej nocy.

Cała rodzina siadła do sobotniego obiadu. Rozmowy polegały głównie na pytaniach skierowanych do Chrisabelle i jej odpowiedzi, które sprowadzały się do ,,Wszystko jest w porządku". I musiało paść te jedno odwieczne pytanie:

- A znalazłaś sobie kogoś w końcu, co? - zapytała Therese, a ojciec pokiwał na to głową.

Te pytanie od zawsze wprawiało dziewczynę w zakłopotanie. 

- Nie, nie. - zaśmiała się nerwowo. - Chyba nie... - pomyślała o Brianie.

Mężczyzna nie był jej zbyt bliski. Spotkali się tylko kilka, może kilkanaście razy i nie zawsze byłly to spotkania długie i zaplanowane. Dlatego Chrostabelle była tak bardzo zdziwiona, że pojawił się w jej głowie akurat w tym momencie.

Therese mruknęła coś wesoło. Peter pokiwał głową. James popił kompot, delikatnie uniósł kąciki ust i posłał jej subtelne spojrzenie, które tylko ona miała zrozumieć. Zacisnęła szczękę i zerknęła na niego z ukosa wzrokiem mówiącym ,,Daj mi spokój, cholero!". Edward, najwyraźniej niezainteresowany tym co się działo, dalej wpychał w siebie ziemniaki.

Nadszedł wieczór. Kobieta wypakowywała rzeczy ze swojej niedużej walizki. Nagle do pokoju wszedł Edward. Nawet nie zapukał, ale czego innego można się spodziewać po rodzeństwie.

- Będziesz miała chwilę, żeby poczytać? - nie był nieśmiały, mimo że był cichy, to zawsze z własnym, ukształtowanym zdaniem. Nie ważne o jaką sprawę chodziło.

- Mmm... Tylko wezmę kąpiel.



{enjoy this shit, bitches

zanudzę was tymi rozdziałami

musi coś zaiskrzyć w końcu

zrobię time skip i będzie git

polecam mahlera

to moje muzyczne odkrycie

wiem, że nie wszyscy lubią muzykę klasyczną, ale możecie zaszpanować, że znacie, bo mało osób go wgl kojarzy

btw, debussy grany na gitarze klasycznej też jest niczego sobie

oh god, muszę wrócić do rocka

pisane po nocach, więc pewnie jak otworzę to rano, to się załamię}

some day ● brian mayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz