Przestępując z nogi na nogę, Antek niecierpliwił się coraz bardziej. Z jego nieco przydługich włosów kapały krople wiosennego deszczu. Autobusy w tym mieście spóźniały się za każdym razem. Bywały też momenty, gdy kierowca postanawiał ruszyć dużo wcześniej niż powinien. W takich chwilach Antek przebił by na setkę nawet Usaina Bolta.
Leniwie sącząca się muzyka z słuchawek chłopaka nadawała trochę kolorytu temu wtorkowi. Tydzień się dopiero zaczął, a każdy z przechodniów w głębi duszy marzył, aby już się skończył.
Antoni z oddali zobaczył nadjeżdżający autobus i przysunął się nieco w stronę krawężnika. Wymacał w kieszeni drobne na bilet. Między jednozłotówkami zawieruszył się paragon z pobliskiej kawiarni. Chłopak wyjął go i od razu zatęsknił za mamą. Drzwi autobusu otworzyły się z trudem i z pojazdu zaczęli wychodzić ludzie. Starsi przepychali się, torując sobie drogę łokciami. Każdy gdzieś się spieszył, niektórzy do pracy, niektórzy do szkoły, czy na uczelnię. Nikt nie zwracał uwagi na siebie nawzajem.
Antek spojrzał po twarzach przechodniów i dojrzał w nich tylko otępienie dzisiejszym porankiem. Wsiadł do pojazdu. Minęło 15 minut, kiedy autobus w końcu dojechał na pożądane przez chłopaka miejsce. Przystanek w samym centrum przywitał Antka lekkim deszczem. Miał nadzieję, że chociaż tu nie będzie padać.
Do zapisanego na kartce adresu chłopak dotarł w trzy minuty. Stanął przed pięknie zdobioną, starodawną kamienicą i zaczął podziwiać ozdobne elementy budynku. Przed schodami kręciły się dwa czarne koty. Gdy Antek podszedł na podest, zaczęły ocierać się o jego nogi. Przykucnął, żeby pogłaskać jednego z nich.
- Już cię lubią, młodzieńcze. Spodobałeś się im - z wnętrza kamienicy dobiegł cichy głos. Zza drzwi wyłoniła się starsza, siwa kobieta, ubrana w długi, bladoróżowy szlafrok.
- A to dziwne, koty zazwyczaj omijają mnie szerokim łukiem - odpowiedział ze zdziwieniem chłopak, wpatrując się w oczy staruszki. Było w nich coś niepokojącego.
- To Ty wczoraj dzwoniłeś? - zapytała z zaciekawieniem kobieta.
- Tak - mówiąc to, chłopak wstał i podszedł do niej - Jestem Antek - przedstawił się.
- Maria - odpowiedziała kobieta. - Miło mi niezmiernie, że w końcu będę miała towarzystwo.
Antek uśmiechnął się lekko do staruszki. Ta, odwzajemniając uśmiech, wskazała ręką, aby wszedł do środka. Kamienica była przedwojennym budynkiem z ciekawymi rozwiązaniami architektonicznymi. Ściany w korytarzu były starannie odmalowane, kolorem przypominały ocean. W przejściu stały dwa wygodne fotele, obite jasnobrązową skórą. Antek pomyślał, że to dobry początek. Kobieta doszła do schodów i przystanęła.
- Zaraz wejdę, trochę mi ciężko... - powiedziała.
- Nie śpieszy się - Antek mówiąc to, przyglądał się rzeźbionej poręczy schodów. Maria zaczęła kierować się na górę. To tam miało znajdować się małe mieszkanie z ogłoszenia. Antek zainteresował się tym lokalem, głównie ze względu na tani koszt. Nie mógł sobie teraz pozwolić na nic bardziej wyszukanego.
Po długiej podróży schodami w końcu dotarli przed drzwi mieszkania.
- Dorobiłam ci, młodzieńcze, dwa klucze - Maria wysunęła rękę z kluczami w stronę Antka - W razie, jakbyś zgubił - dodała.
- Dziękuję - Antek złapał za pęk i ruszył do środka. Maria odwróciła się i zaczęła schodzić na dół. Po przekręceniu zamka oczom chłopaka ukazała się całkiem przytulna przestrzeń. Drewniana podłoga była częściowo przysłonięta przez beżowy dywan, przy ścianie stała biała sofa z pasującymi do dywanu poduszkami. Na przeciwnej ścianie wisiały zdjęcia. Antek postawił torby i plecak, i zaczął się rozglądać. Mieszkanie było dwupokojowe, całkiem przestronne, a przez duże okna wpadały promienie słoneczne. Antek pomyślał, że na żywo wygląda to lepiej, niż na zdjęciach z ogłoszenia.
Antek przez pierwszy tydzień urządzał się w swoich czterech kątach. Jego studenckie życie dotychczas polegało na dzieleniu pokoju i biurka z kolejnymi, nieznośnymi współlokatorami. W końcu się od tego uwolnił. Ustawiał na półkach komiksy i próbował dopasowywać się do staroświeckiego klimatu mieszkania. Pani Maria, jak zwykł mówić o niej chłopak, rzadko go odwiedzała. On czasami wstąpił, aby zapytać o samopoczucie, albo pożyczyć szklankę cukru. Istna sielanka. Antek postanowił, że bez zwierzaka w domu nie może mieszkać, dlatego w drugim tygodniu przygarnął ze schroniska małego, czarnego kota. Kot dostał imię po samym diable - Mefistofeles. Mefisto zaprzyjaźnił się z innymi, okolicznymi kotami.
W środowy wieczór Anek wracał z uczelni do domu. Na korytarzu natknął się na panią Marię, rzucająca wszystkim kotom resztki z obiadu. Z wnętrza jej mieszkania wydobywał się zapach gotowanego mięsa.
- Dobry wieczór. To już wiem, dlaczego Mefisto taki spasiony się zrobił - powiedział chłopak z uśmiechem na twarzy.
- Oj, nieprawda. Musi nabrać ciałka, bo taki wychudzony chodzi - odpowiedziała kobieta. - Swoje karmię, to i ten się załapie.
Pani Maria pożegnała się z sąsiadem i weszła przez otwarte drzwi do swojego mieszkania, lekko zatrzaskując je za sobą. Po dwóch dniach z trzech najedzonych kotów zostały tylko dwa. Mefisto zniknął tuż przed długim weekendem.
Antek polubił to miejsce. Mimo tego, że kamienica mieściła się w samym centrum miasta, to było tam wyjątkowo cicho. Wraz z początkiem wieczoru pod oknami słychać było tylko łagodny gwar. Chłopak dużo przesiadywał w pokoju z książkami, ucząc się na kolejne egzaminy.
Pani Maria lubiła gotować. Codziennie do nozdrzy Antka dochodziły zapachy, które mógł śmiało przyrównać do domowych obiadów, za którymi tak tęsknił. Raz zaprosiła go na posiłek. Wracał z popołudniowych zajęć i nie miał w lodówce nic do jedzenia, dlatego zgodził się na propozycję sąsiadki. Antek usiadł przy dębowym stole na zdobionych, drewnianych krzesłach. Kobieta postawiła przed nim talerz z jeszcze gorącym obiadem.
- Niestety, ale nie jem kurczaka i nie chcę sprawiać przykrości - powiedział chłopak, przyglądając się temu, co ma na talerzu.
- Nie martw się, to nie kurczak. Smacznego - pani Maria usiadła naprzeciwko Antka i zaczęła jeść.
- Spróbuj - zachęcała chłopaka.
Antek zjadł posłusznie cały posiłek i nie żałował swojej decyzji. Obiad był sycący i bardzodobry. Chłopak podziękował za fatygę.
- Ależ, młodzieńcze, to nic takiego. Możesz przychodzić kiedy chcesz, zawsze coś ci mogę podgrzać. Dziękuję, że mi towarzyszyłeś, chociaż nie musiałam siedzieć sama - powiedziała z wdzięcznością pani Maria.
Nic na to nie wskazywało. Pewnego poranka do uszu Antka dobiegło wycie syren. Zerwał się na równe nogi i zbiegł po schodach. Akurat wynosili ją z wnętrza mieszkania. Czarny worek przysłaniał zawsze uśmiechniętą twarz pani Marii. Antek nie rozumiał, co stało się, gdy spał. Wyrzucał sobie, że gdyby usłyszał kobietę wcześniej, mogła by jeszcze żyć.
Po czterech miesiącach od śmierci sąsiadki Antek siedział w tej samej kamienicy, oglądając wieczorne wiadomości. Chłopak złapał za pilota i nieco podgłośnił. ,,Jak informuje prokurator okręgowy, Adam Sawicki, w mieszkaniu przy ul. Płońskiej znaleziono ludzkie i zwierzęce szczątki. W zamrażarce ujawniono ponad dwadzieścia pięć pojemników zapełnionych ludzkim mięsem. To makabryczne znalezisko zostało odkryte przez córkę Marii P., w domu jej matki. Trwa postępowanie w tej sprawie, na ten moment badania wykazały co najmniej 12 ofiar.''