Rozdział II

232 20 4
                                    

Przyglądał się zwojowi jeszcze chwilę.

 Był pokryty dużą ilością kurzu, żeby odczytać tekst bez żadnej pomyłki trzeba było przetrzeć pergamin. Wydawało się to łatwe i wykonanie tej czynności nie powinno stworzyć żadnych problemów, jednak materiał był stary i zniszczony, każdy niewłaściwy ruch mógł go zniszczyć.

Sasuke jednak nie pozwoliłby sobie na jakikolwiek błąd. Zdmuchnął większość kurzu jednym ruchem. Teraz wyraźniej widział tekst.

„Aby przyzwać Boga Śmierci do świata ludzi, by zawrzeć z nim kontrakt należy…”

Czytał powoli, ze skupieniem. Zwój był zapisany w języku, który rozumiał, ale styl pisma wyraźnie wskazywał, że tekst został stworzony bardzo dawno temu.

Ta technika przywołania nie należała do prostych. Ile należało wykonać znaków, aby się powiodła? Dwadzieścia sześć.

Dlaczego aż tyle, skoro przy każdej innej technice przywołania było ich o wiele mniej? Tutaj nie poświęcało się życia, cudzego czy własnego. Z tego, co Sasuke przeczytał zapłatą powinna być jedynie niewielka ofiara ze zwierzęcia lub owoców.

„…gdy ujrzy się postać Boga Śmierci należy stanąć przed nim i wypowiedzieć słowa kontraktu…”

Były one dziwne. Czytając je powoli młody Uchiha miał wrażenie, że są mieszaniną kilku języków. Przy napisaniu tego tekstu musiało pracować przynajmniej kilka osób. Znaki w zapisie były tak skomplikowane, że prawie niemożliwym było napisanie tekstu ponownie.

Stał tak dłuższą chwilę. Powtarzał słowa powoli, aby każde z nich brzmiało tak jak wydawało mu się, że brzmieć powinno.

W końcu wydawało mu się, że jest w stanie wypowiedzieć całość bez pomyłki.

Stanął na środku, tyłem do kamiennej płyty. Nie powinien mieć możliwości spojrzenia na tekst, gdy zacznie próbę zawarcia kontraktu z Bogiem Śmierci.

Wziął głęboki oddech i zaczął skupiać chakrę. Miał nadzieję, że jeżeli coś się nie uda to konsekwencje tego niepowodzenia będą niewielkie.

Zaczął wykonywać poszczególne znaki…

Smok, ptak, ptak, koń, szczur tygrys, smok…

Kiedy skończył odetchnął. Miał nadzieję, że niczego nie pomylił. Czekał… a przynajmniej miał w zamiarze, gdyż po chwili biała łuna wypełniła pomieszczenie. Rozejrzał się nerwowo. Teraz sceny śmierci na ścianach wyglądały tak realnie, jakby obrazy ożyły. Przełknął ślinę.

Natrafił wzrokiem na źródło tego światła.

Taki sam, jak go zapamiętał.

Niespotykany odcień skóry… szkarłatne rogi… wystające kości… złowrogi wyraz twarzy… puste oczy… ostre zęby i pazury… długie, białe włosy… identyczny jak ten, którego przyzwał Orochimaru podczas wojny…

Patrzył na niego bez słowa.

Cała pewność Sasuke zniknęła gdzieś w jego wnętrzu. Miał ochotę się teraz wycofać. Nigdy się tak nie czuł.

Nie był przecież tchórzem.

Nigdy nie przyszła mu do głowy ucieczka, nawet przy najsilniejszym wrogu. A teraz?

Teraz stała przed nim sama Śmierć, ktoś kto zabrał wszystkie zabite przez niego osoby.

Musiał jakoś pokonać strach, aby zawrzeć kontrakt. Musiał.

Sięgnął po kunaia. Ręka mu drżała. Kiedy poczuł metal, przejechał po nim ręką. Poczuł krew na dłoni. To go trochę uspokoiło.

Uspokajał się w duchu.

Niepewnie zaczął powtarzać słowa, które czytał wcześniej na zwoju. Po kilku zdaniach czuł się już pewniej. Bóg Śmierci nic nie robił. Unosił się tylko lekko nad ziemią, wydawał się być zahipnotyzowany słowami Sasuke.

Słowa, które płynęły z jego ust były naprawdę skomplikowane. Cały tekst nie był długi i po ponad minucie młody Uchiha zamilkł.

Modlił się w duchu, żeby nie popełnił żadnego błędu w wymowie. Jeżeli wszystko poszło zgodnie z instrukcjami to teraz powinien usłyszeć pytanie. Najważniejsze pytanie, kiedy kogoś poznajesz.

-Jak się nazywasz? – ciszę przerwał głos. Sasuke miał wrażenie, że już gdzieś go słyszał. Był mocny, zachrypnięty i było słychać w nim pewność mówcy, jakby wymawiał to zdanie bardzo często.

Westchnął z ulgą. Czyli już nie ma się czego obawiać. Podporządkuje go sobie bez problemu.

-Sasuke Uchiha – odpowiedział pewnie.

-Sa…suke? – pewność zniknęła z głosu. Shinigami zaczął zbliżać się do mężczyzny.

-Tak – powiedział bez zastanowienia – i zawarłem z tobą kontrakt, czyż nie?

Zatrzymał się.

-Masz rację… - opadł na ziemię. Wydawał się teraz niższy.

-Więc…?

-Co mam zrobić?

-To nie jest jedna prośba, w końcu zawarłem z tobą kontrakt – miał w zamiarze to często podkreślać -  chcę, żebyś był moim sługą, który będzie wykonywał każdy mój rozkaz… głównie będzie pomagał mi zlikwidować wszystkie kryjówki i zwoje z technikami, które mogłyby w przyszłości spowodować kolejną wojnę…

Cisza…

Prawie jakby ten Demon myślał…

-Co mam zrobić? – zadał pytanie ponownie. Sasuke zauważył teraz, że mówiąc nie porusza ustami.

-Masz na sobie maskę?  Odpowiedz.

-Mam.

-Zdejmij ją – taki rozkaz powinien być dobry na początek. Zresztą był ciekawy tego, co Bóg Śmierci może chować pod „zasłoną”.

Znowu cisza.

Młody Uchiha miał już w zamiarze wyciągnąć miecz. Teraz miał się go słuchać, nawet jeżeli był bogiem.

Poruszył ręką. Zbliżył ją powoli do twarzy. Drżąc odciągał od niej przedmiot. Chwilę to trwało.

Sasuke wiedział, że znał ten głos. Nie spodziewał się tego co zobaczył, a raczej kogo zobaczył.

-Orochimaru… dlaczego?

-Długa historia… - brzmiał już normalnie. Nie próbował już ukrywać swojej tożsamości.

-I tak kiedyś mi ją opowiesz…

Westchnął.

-Mam nas stąd wyprowadzić?

-Znam drogę.

-Jeśli wyjdziesz tą samą trasą to wejście się zamknie, labirynt runie… to istne samobójstwo.

-Więc prowadź.

Wszystko teraz wydawało się takie dziwne. Jego nieżyjący nauczyciel szedł przed nim jako Bóg Śmierci. Musiał zapytać go o tak wiele rzeczy…

A przede wszystkim wykorzystać…

W końcu był teraz jego sługą…

Specjalnym sługą…

Special Servant || SasuOroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz