Dyrektor

385 16 4
                                    

Stałem na parkingu przed Campbell High School, jedną z najlepszych prywatnych szkół na zachodzie kraju. Mimo, że placówka działała dopiero od 7 lat, już zdążyła wygryźć większość konkurentów, na co krzywo spoglądało wielu dyrektorów. Ambicją właściciela tej szkoły było zostanie najlepszą szkołą w kraju, a nawet na świecie. Cóż, trzeba mierzyć wysoko, prawda? Zdjąłem okulary przeciwsłoneczne, żeby lepiej się przyjrzeć budynkowi. Był to nowoczesny kompleks, w którym znajdowało się wszystko, co mogło być potrzebne uczniom do nauki. Oprócz głównego budynku, obok stała hala sportowa, a w niej można było znaleźć takie atrakcje jak basen olimpijski, czy też ogromna siłownia ze wszystkimi sprzętami dostępnymi na rynku. Były ogromne boiska, kilka kortów do tenisa, za szkołą znajdowały się także stajnie, gdzie uczniowie mogli po zajęciach również trenować jazdę konną. Kawałek dalej wybudowany został kompleks nowoczesnych akademików, w którym każdy z uczniów miał swój własny pokój. I to nie były malutkie pokoiki, w których ledwo co dało się ruszyć. Bardziej przypominały one średniej wielkości apartamenty. Westchnąłem przeciągle, wetknąłem sobie markowe okulary do kieszeni marynarki i ruszyłem w stronę głównego wejścia. Przywitałem się z ochroniarzami kiwnięciem głowy i pokazałem identyfikator. Do budynku nie mogła wejść pierwsza lepsza osoba, a każdy gość musiał zostać wylegitymowany. Ja jednak nie zostałem zapytany o cel wizyty, a po pokazaniu stosownej plakietki, jeden z ochroniarzy uśmiechnął się do mnie i życzył mi miłego dnia. Odpowiedziałem tym samym i ruszyłem korytarzem, kierując się na najwyższe piętro budynku. 

Po drodze każdy się ze mną witał, kiwając lekko głową lub uśmiechając się do mnie. Zawsze grzecznie odpowiadałem, starając się nie wyglądać na niezadowolonego z faktu, że musiałem tutaj przyjść. Minęło mnie kilka nauczycielek, które wyraźnie bardzo chciały, żebym zwrócił na nie swoją uwagę i powiedział coś więcej niż standardowe „Dzień dobry". Mimo tego, że wiedzą, że nie otrzymają innej odpowiedzi niż zwykła wymiana uprzejmości, nadal będą się starać. W końcu po zdecydowanie zbyt długim marszu, staję przed drzwiami ze złotym napisem „Dyrektor". Sięgam po kartę magnetyczną i wchodzę do środka. Całe szczęście jest to moje prywatne wejście i nikt inny z niego nie korzysta. Drzwi zatrzaskują się z cichym szczękiem, a w środku panuje niemalże błoga cisza i półmrok. Zza drzwi po drugiej stronie gabinetu dochodzą bardzo odległe odgłosy parzonej kawy i zwykłej porannej krzątaniny. Muszę zapamiętać, żeby wymienić te drzwi na dźwiękoszczelne. Rzuciłem teczkę na kanapę obok okna i poluźniłem krawat. Wyjrzałem na zewnątrz i zobaczyłem jak grupka uczniów pokonuje kolejne okrążenie na bieżni, podczas gdy trener jeździ melexem, od czasu do czasu dmuchając w gwizdek oraz dopingując tych, którzy nie nadążają za czołówką.

Usiadłem przy biurku, zerkając na stos papierów piętrzących się po lewej stronie. Będę musiał się nimi zająć i to jak najszybciej. Jednak zanim zacznę pracę, muszę chwilę pomyśleć i ułożyć plan na dzisiaj. Położyłem nogi na biurku, odchylając się na dosyć wygodnym fotelu, patrząc w sufit. Jestem dyrektorem Campbell High School od ponad miesiąca. Kto by pomyślał, że jeszcze niecałe pół roku temu kończyłem studia na kierunku zarządzanie, a teraz kieruję potężną szkołą. Szczęściarz ze mnie, nie ma co... Kiedy sobie przypomnę ten dzień, w którym mój ojciec wręcz siłą wepchnął mi do ręki oficjalne papiery, mówiące o tym, że zostanę nowym dyrektorem tej szkoły, serce mi przestało bić na chyba dobrą minutę. Nie tak sobie wyobrażałem pierwszych kilka dni po studiach. Pamiętam też naszą kłótnię, kiedy starałem się to jakkolwiek wybić ojcu z głowy:

- Dlaczego to ja muszę przejmować to stanowisko? Przecież jest jeszcze Klara, albo Ann. One by się lepiej do tego nadawały! - próbowałem przemówić ojcu do rozsądku, jednak Oscar Campbell był niewzruszony. Skoro tak już postanowił, tak musiało być. On nie znosił sprzeciwu, więc wiedziałem jaka będzie jego odpowiedź.
- Klara ma inne zadanie do wykonania, Tony. Poza tym nie po to wysłałem Cię na zarządzanie, żebyś teraz się marnował gdzie indziej. - powiedział, zaciągając się zdecydowanie zbyt drogim cygarem i zerkając na zegarek. Dla niego temat już był zakończony w momencie, w którym otrzymałem od niego papiery. - Mam nadzieję, że spełnisz moje oczekiwania, synu. - powiedział i kiwnął głową. Do pokoju weszło dwóch ochroniarzy, a za nimi wkroczył mój starszy brat, ubrany w szyty na miarę garnitur. To on zostanie spadkobiercą firmy i niedługo zastąpi ojca, stając się głową rodziny Campbell. Kiedy mnie zobaczył, kiwnął głową w moim kierunku, jednak zdaje się, że nie byłem godny dostąpienia zaszczytu werbalnego powitania. Cóż, mój czas audiencji u ojca się skończył.

Gra pozorów (BL)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz