[Prolog]

59 5 0
                                    

Biorę udział w konkursie Piszę z We need YA na wattpad.com

***

     Czasem presja otoczenia może być największym powodem do załamania.

     Codziennie zdawało mu się, że tkwi w klatce, z której nie jest w stanie wyjść. Ale czy nie było to trafne stwierdzenie? Jego życie jest... śmieszne. Prędzej powiedziałby, że to życie jego rodziców, którzy musieli koniecznie posłać go na studia informatyczne. Ich zdaniem, to właśnie ten kierunek był na tyle przyszłościowy, by łaskawie pozwolili mu go zgłębiać. Ale kwiatki z kabelków nigdy nie stały się jego pasją, choć miał już za sobą pięć miesięcy studiów. Nie miał problemu z pogłębianiem swojej wiedzy, jednak nie sprawiało mu to żadnej przyjemności. Robił to, bo rodzice tego chcieli, bo musiał zdać kolejny egzamin, bo zaraz sesja, kolokwium. Mimo starań wszystko sprowadzało się do błędnego koła, popychanego na dodatek presją otoczenia. To przyprawiało go o zawroty głowy i poczucie bezradności. Jakby nie kierował żadnym kolejnym krokiem. Dlaczego to inni decydowali za niego, gdy wewnątrz wiedział, czego chce?
I to właśnie niszczyło nawet najpiękniejszy poranek. Żaden słoneczny dzień nie wydawał się już radosny czy napełniający energią, a jedynie stanowił kolejny pretekst do zaciśnięcia warg i zaciągnięcia zasłon w sypialni. Bez sensu, wszystko bez sensu.

     Z trudem trzymał się swojej kłody na morzu, jak rozbitek, który zaraz może zostać pochłonięty przez fale. 

     Wypalenie. Spalał się coraz bardziej, każdej kolejnej doby. Nie było mowy o ukojeniu, które zalałoby go, aby złagodzić płomienie i żar. Czy miało być tak już zawsze?

     Nie mógł znaleźć w sobie siły, by to zmienić. To również go irytowało. Wydawał się sobie tak żałosny, że nie znajdował nawet słów, które oddałyby to w pełni. Beznadziejny, śmieszny, idiotyczny. Na pewno znalazłby więcej określeń, gdyby dać mu dłuższą chwilę na zastanowienie. Nie znał własnej wartości ani nie wydawał się asertywny. Przyrównać go można było do worka ziemniaków. Biernego, gdy rzuca się nim na boki. Nawet jeśli coś czuje, nie wyrazi tego na głos.

     Był jeszcze licealista, który czasem zbliżał się do jego więzienia, jak gdyby chciał go tylko poszczuć swoją obecnością. Tak naprawdę nazywał się Mingyu i był jego chłopakiem. O rok młodszym w dodatku. Można by powiedzieć, że znali się od zawsze, w końcu ich bloki znajdowały się naprzeciwko siebie. Spotykali się za dzieciaka na placu zabaw, a potem jakoś tak wyszło, że wylądowali w tych samych szkołach. Czasem pomagał mu w nauce i chyba tak nawiązała się pomiędzy nimi nić sympatii, która z czasem tylko jeszcze bardziej się zacieśniła. Spędzali ze sobą mnóstwo wolnego czasu. Jednak wszystko pozmieniało się, gdy wyprowadził się kilka dzielnic dalej na rzecz bliższego dojazdu do uczelni.

     Być może właśnie wtedy zrozumieli, co czują do siebie. Gdy już nie mieli siebie na wyciągnięcie ręki, jakoś tak łatwiej było porozmawiać ze samym sobą, by dojść do wniosku, że brakuje im drugiej osoby. Że to chyba coś więcej, a na pewno więcej niż im się zdawało. Na początku były niewinne podchody, które przerodziły się w poważną rozmowę i decyzję zmieniającą ich rzeczywistość.

     To chyba właśnie początek wspominał najlepiej. Odkrywanie siebie nawzajem było również poznaniem swojego własnego wnętrza. Wtedy jeszcze nie cierpiał tak bardzo z powodu narzuconych studiów. Chciał dać im szansę, więc nie nastawiał się negatywnie. W wolnych chwilach wychodzili razem na jedzenie, powtarzali razem materiały z liceum, by młodszy wypadł jak najlepiej na powtórkach do najważniejszego egzaminu - suneungu. Wtedy jeszcze potrafił czerpać radość z małych rzeczy.
Dopiero po czasie zaczął odczuwać dyskomfort. Informatyka ani trochę go nie kręciła. Miał często problemy z zabraniem się do nauki, a licealista zaczynał mieć dla niego mniej czasu z racji zwiększającej się ilości materiału w szkole. Jednak nie to stanowiło apogeum. Nie istnieli jako para wśród rodziny ani znajomych. Wszystko to prowadziło do ukrywania się. Na mieście nie mogli okazać sobie zwykłej czułości wykraczającej poza trzymanie się za rękę. W Korei, kraju heteronormatywnym, ich związek nie miał prawa bytu. A gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, wylała by się na nich fala pomyj i nieprzychylnych komentarzy. Wszyscy byli przekonani, iż są jedynie bliskimi przyjaciółmi. Nikt nie zdawał sobie sprawy z niewinnych pocałunków, które miały miejsce, gdy spotykali się w mieszkaniu studenta.

⌞Motanka⌝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz