[2]

17 3 0
                                    

     Znacie to uczucie, gdy cały idealny świat, który zbudowaliście w waszej głowie, pęka na milion kawałków? Roztrzaskuje się niczym szklanka rzucona na podłogę, pozostawiając po sobie jedynie uczucie pustki i niepokoju. To właśnie to. Gdy samotnie wracał na stację metra, by dostać się do domu, po jego policzkach spływały szklane łzy, mieniące się w odbiciach ulicznych lamp. Zupełnie jak lustro. Nikt przez grzeczność nie zadawał pytań. Większość ludzi wolała nie wtrącać się do spraw, która ich nie dotyczyła, zwłaszcza jeśli chodziło o licealistę, który w miejscu publicznym ociera czerwone oczy, pełne łez oraz pociąga nosem co kilka sekund. Nic im do tego. Nie powinni się wtrącać, bo nie było to do końca kulturalne w ich oczach.

     Wsiadł do środka, odnajdując wolne miejsce siedzące. Wpatrywał się w ciemność za oknem, która powoli odpływała w dal, jakby rozmywała granice rzeczywistości. Dopiero teraz zaczęły do niego docierać wszystkie emocje, choć przepłakał całą drogę z parku do metra. Falami napływały irytacja, zdenerwowanie, poczucie, że Chulsoo mu nie ufa, choć zawsze starał się być przy nim i zachowywać jak najlepiej. Dlaczego nie chciał podzielić się swoim cierpieniem, skoro deklarował, że go kocha - do tego najmocniej na świecie? Młody umysł nie mógł tego do końca zrozumieć, tłumacząc sobie, iż to właśnie w nim jest problem. Być może w zachowaniu, czy podejściu. Sam dla siebie wydawał się w tym momencie niewystarczający, by ukochany powiedział mu, co go trapi. Czy nie dawał z siebie wystarczająco dużo? Nie pokazywał, że starszy zawsze może się do niego zwrócić? Że zawsze przy nim będzie, nawet gdyby wszedł w najwiekszy syf? To wszystko raniło jego serce, jakby ktoś wbił w nie naostrzony sztylet, wyjęty wprost z kupy śniegu.

     Pociągał nosem to raz, to drugi, jednak dopiero po dłuższej chwili wyjął z plecaka paczkę chusteczek, apatycznie wycierając swoją twarz, by chodź trochę doprowadzić się do porządku. Nie mógł się tak bardzo przejmować. Przecież był prawie dorosły, a takie sytuacje zdarzały się często w życiu. Nie mógł jednak wyzbyć się z głowy uczucia zdrady, które budziło przeczucie, iż starszy mu nie ufa. Bo jak inaczej mógł to odebrać w tym momencie? Na pewno nie jako troskę.

     Przez roztargnienie wysiadł o jedną stację za szybko, a zorientował się dopiero, gdy metro już odjechało. Czekał go spacer, tyle że na zewnątrz zaczęło się już robić chłodno, a on nie miał ze sobą nic, co mógłby założyć na cienką koszulkę. Soo zawsze oddawał mu swoją bluzę czy kurtkę, jeśli była potrzeba. Mógł nawet dla niego marznąć, bo chciał dać mu trochę komfortu, ciepła, miłości, by nie czuł się jak ostatni idiota przez swoje roztargnienie. Wspomnienie wywołało falę cierpienia w myślach, przywołując pojedynczą łzę, którą starł zawzięcie, kierując się do wyjścia z podziemnej stacji.

     Lampy uliczne na zewnątrz paliły się smutno, gdy przechodził pomiędzy nimi jak przez uliczkę nieszczęść. Tak. Miał wrażenie, że coraz bardziej brakuje mu siły, że każdy krok to udręka, łatwa jak oddech i jednocześnie wymagająca jak długi bieg. Dlaczego nie mógł bardziej uważać, na której stacji wysiada? Totalna porażka. Czuł się jak straszliwy frajer, skoro nie umiał nawet dopilnować odpowiedniego przystanku. Stan, w jakim się znajdował, nijak go nie usprawiedliwiał, a jego roztrzepanie znowu wzięło górę.

     Od jego uszu odbił się dźwięk wiadomości tekstowej, więc szybko wyciągnął telefon z kieszeni, mając złudną nadzieję, że to może właśnie ukochany pomimo jego słów, napisał do niego jakikolwiek tekst. Ucieszyłby się nawet z głupiej emotki serduszka czy kwiatka. Dlatego właśnie tak zawiódł się, gdy dostrzegł, że to jedynie informacja od jego mamy oświadczająca, że wrócą z ojcem później. Może to i lepiej. Czekało go bowiem długie wylewanie tego, co czuł wewnątrz oraz na zewnątrz i nie miał ochoty tłumaczyć komukolwiek, co się działo. Inaczej. Nawet nie mógł nikomu tego wyjaśnić bez kłamstwa. Nie było opcji, by wygadał komukolwiek, że jest w związku jednopłciowym. To skreśliłoby go na każdej możliwej linii.

***

      Gdy wszedł do mieszkania, przypłynęła do niego fala numer dwa, która całkowicie nim wstrząsnęła. Spowodowała, że kolejne słone krople spłynęły z jego oczu, a on przylgnął do drzwi, zsuwając się po nich aż do ziemi, gdzie objął swoje kolana dłońmi, mocno przysuwając je do klatki piersiowej. Poczuł się niepotrzebny. Skoro nie może nawet wysłuchać ukochanego, gdy mu ciężko, nie może go pocieszyć, to po co właściwie był? Co wnosił do związku, gdy zostawał skreślany na samym etapie zaufania? Najważniejszym przecież dla każdej miłości fundamencie. Czy właściwie Chulsoo go kochał, czy to wszystko było jedynie farsą, która więziła ich oboje i zmuszała do strasznych myśli? Nikt nie czułby się komfortowo, gdyby musiał ukrywać się ze swoją miłością. Oni jednak zdecydowali się na taki krok dla dobra ich relacji z rodziną i społeczeństwem. Nie chcieli, by inni życzyli im śmierci. Czy właściwie ktokolwiek miał prawo życzyć ci śmierci, tylko dlatego, że chcesz zaznać szczęścia w życiu? Jakoś je ocieplić? Dodać barw? Dlaczego społeczeństwo było tak niewłaściwie poukładane, miało na tyle nie po kolei w głowie, by nie rozumieć, że zależy im tylko na własnym szczęściu? Nikt nie przyjąłby tego dobrze, posypałyby się konsekwencje. Być może tego bał się najbardziej. Zdania rodziców oraz tego, że mógłby ich zawieść.

      Jakimś sposobem udało mu się dotrzeć do swojego pokoju, rzucając plecak w kąt, a następnie padając na łóżko. Czuł się jak największa pomyłka tego świata, którą ktoś powinien jak najszybciej wymazać, zanim zrobi komuś krzywdę. Docierały do niego nawet wyrzuty sumienia. W końcu mógł nie dociekać. Soo jest teraz pewnie strasznie przykro z jego powodu. Chyba nic nie potrafił zrobić lepiej, niż ranić i zasmucać. Jego osoba wywoływała w nim samym odrazę zgorszenie, rozczarowanie. Zawinięty w płacz oraz negatywne słowa, padł w końcu z wycieńczenia, nerwowo zaciskając dłoń na poduszce.

***

     Poranek był... ciężki. Podniesienie się z łóżka zajęło mu dłuższą chwilę. Czuł się wyprany z emocji, ociężały oraz pusty. Zupełnie jak głaz albo kula u nogi. Nadal targały nim wyrzuty sumienia, dławiący jego duszę i ciało. Łapały go za gardło, ściskając mocno tchawicę, by nie pozwolić mu wziąć kolejnego oddechu. Mimo tego miał wrażenie, że się zatacza. Ciągle trwał w tym samym. W kółko, i w kółko. Monotonia, jakby się powtarzał. Stracił równowagę i prawie by się przewrócił, gdyby nie szafka stojąca obok, o którą się podparł. Czasem tak głupie rzeczy potrafiły uratować ci zadek, gdy byłeś w opresji.

     Ruszył do kuchni, gdzie wstawił wodę na herbatę, zastanawiając się, co właściwie powinien zrobić. Dzisiaj była sobota, rodzice byli jeszcze w pracy. Nie miał dzisiaj wcale tak dużo do nauki... Może mógłby kupić składniki na ulubione danie swojego ukochanego, a potem pójść do niego go przeprosić. Jeśli w grę wchodzić będzie jedzenie....nie mógł się nie zgodzić, prawda? To dość prosta i kusząca opcja. Potem się pouczy, znajdzie trochę czasu albo poprosi Chulsoo, by mu pomógł. Zalał herbatę, po czym ziewnął, przeciągając się jednocześnie.

     Nadal miał w głowie sieczkę i nie wierzył w swoje własne powodzenie, jednak mógł spróbować. A nóż widelec stwierdzi, że wybaczenie mu to super opcja, choć nie czuł się z tym stuprocentowo dobrze. Gdzieś wewnątrz zasiało się bowiem ziarnko wstydu. To on musiał przepraszać, co nieco go zażenowało - tak się przed kimś ukorzyć. Ale to chyba właśnie również wpływało na wzajemne zaufanie, świadomość, że ktoś jest w stanie odrzucić własną pychę i ego, by przeprosić. Wziął wdech. Musiał stawić czoła temu wyzwaniu.
Po tym jak zjadł śniadanie, a następnie doprowadził się do porządku, pobiegł na stację metra, gdzie przejechał trzy przystanki. Znalazł najbliższy sklep, kupił wszystko, co było mu potrzebne, by po kolejnych kilku minutach stać już przed drzwiami swojej drugiej połówki, jeśli jeszcze mógł go tak nazywać. 

     Zastanawiał się, czy powinien zadzwonić dzwonkiem, czy po prostu wejść. W końcu wybrał to drugie, wchodząc do mieszkania i zdejmując pośpiesznie buty.

      — Chulsoo? Jesteś w domu? Ja trochę... - tu zatrzymał się, by przejść do kuchni, gdzie najpewniej znajdował się student. Nie pomylił się.  — Przemyślałem swoje zachowanie i chciałem przeprosić. Przyniosłem składniki na tteokbokki, na pewno jesteś głodny - pokazał mu reklamówkę, którą trzymał w dłoni.

     Cisza pojawiła się pomiędzy dwójką, gdy patrzyli na siebie nawzajem. Młodszy lustrował wyższego wzrokiem, dochodząc do wniosku, że jest jakiś dziwnie blady. Jednak po nocy pełnej łez pewnie sam nie wyglądał lepiej. 

      — Tteokbokki? Pewnie. - no dobra, to było dość szybkie.

⌞Motanka⌝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz