Miałam ją! Świeca, która stoi za mocami mojej rodziny leżała w moich rękach. Była już prawie wypalona, gorący wosk spływał mi po dłoniach. Szczerze? Nawet znacznie nie odczułam tej temperatury przez adrenalinę, która przecinała moje ciało w tamtej chwili. Okay, miałam jeden cel, mianowicie, zejść z tego cholernego dachu.
Myślałam, że wszystko już będzie dobrze... Tak miało być, prawda? Już miałam zacząć biec kiedy usłyszałam trzask uderzanych o siebie skał. Gwałtownie podniosłam głowę w stronę dochodzącego hałasu a widok jaki ujrzałam zmroził mi krew w żyłach na tyle, że nie byłam w stanie się ruszyć. Waliła się prosto na mnie jedna z wieży Casity. Jedna piekielnie wielka wieża do cholery.
Dachówki pode mną uniosły się robiąc wręcz zjeżdżalnie. Trzymałam świece najmocniej jak tylko potrafiłam, nie mogłam zawieźć rodziny...
Byłam w powietrzu, spadałam prosto na dziedziniec naszego domu, kiedy w ostatniej chwili wytworzyły się pode mną schody robiące za kolejną zjeżdżalnie. Twardo wylądowałam na ziemi, czułam jak tarcie wręcz zrywa mi skórę z łokci i dłoni. W tamtej chwili myślałam, że przejechałam dobre 5 metrów po kafelkach Casity, choć teraz myślę, że mogłam trochę przesadzić.
Nie czułam bólu, zamiast tego wręcz niesamowite ciepło jakie dotykało moje kończyny. Mogę to uczucie porównać do zbyt bliskiego kontaktu z ogniem.
Zacisnęłam palce na umierającej świecy. Szok jaki mnie ogarnął sprawił, że nie mogłam się ruszyć. Leżałam na podłodze próbując zebrać siły, lecz nagle usłyszałam kolejny huk i już niestety znajomy odgłos pękających ścian. Czułam jak nagle opuszczają mnie wszelkie siły. Zamknęłam oczy czekając na ostateczne uderzenie ale ku mojemu zaskoczeniu nastąpiło ono zostawiając mnie przy życiu. Uniosłam się do pozycji klęczącej osłaniając ciałem płomień. Rozejrzałam się i dostrzegłam jak otaczają mnie drzwi i inne przedmioty. Casita ratowała mi życie tak jak ja jej w tamtej chwili. Póki ten mały zalążek ognia tlił życiem, ona też.
Czułam jak skała za skałą są odbijane przez kruche dębowe deski. Nawet nie starałam się myśleć jak to możliwe, byłam po prostu wdzięczna, że jeszcze żyję. Nagle poczułam silne uderzenie.
Pisk w uszach był nie do zniesienia, zakłócał wszystkie pozostałe dźwięki. W jednej chwili byłam pochylona do przodu. Opierałam się na łokciach, widziałam swoje okulary. Leżały prosto przede mną. Ich szkła były rozbite. Chyba się przecięłam ich ostrym odłamkiem próbując się spowrotem unieść do pozycji klęczącej. Nie udało mi się. Chciałam ale brakowało mi sił. Moje ciało drgało, czułam jak ogarnia mnie zimny pot. Poczułam metaliczny posmak.
— Świeca! — pomyślałam. Szybko spojrzałam na trzymany przeze mnie dalej w dłoni przedmiot.
Zgasła. Z kniota zakreślał się cienki słupek dymu. Zawiodłam moją rodzinę.
— O nie... — wyszeptałam... a przynajmniej spróbowałam bo w chwili otworzenia przeze mnie ust wylała się zza nich czerwona ciecz.
Nagle poczułam jak wszystko wiruje jakoś szybciej, a ja opuszczam się coraz niżej. Nie chciałam ale było to silniejsze ode mnie. Ułożyłam ciało na podłodze a widok powoli robił się coraz bardziej niewyraźny. Ciągły pisk mącił mi myśl, ale zdołałam usłyszeć jak ktoś w oddali woła moje imię. Była to kobieta ale nic więcej nie pamiętam. Chyba... Zasnęłam.
![](https://img.wattpad.com/cover/235566302-288-k809691.jpg)
CZYTASZ
Ray of Hope
FanficA co gdyby... Casita nie dała rady ocalić Mirabel w tak dużym stopniu? *** Czy uda się głównej bohaterce mimo ran ocalić cud? Wzloty i upadki w rodzinie Madrigal nie mają końca, nikt nie może uwierzyć w to co się stało. Przekonują się, że dopiero d...